- Wiesz co? Tak sobie myślałem. Skoro przyjaźnimy się już od kilku lat, bo chyba odkąd miałaś sześć , to wpadło mi do głowy, że dogadujemy się, znamy na wylot i...
- Raven, mów do cholery o co ci chodzi!- Zaczęłam się już denerwować.
-No chodzi o to, że... - Spuścił głowę i wziął głęboki oddech.
- Jak zaraz nie wydusisz z siebie tego co masz zamiar mi wyznać, rzucę fochem, a w tedy obydwoje wiemy co to oznacza.- Kiedy się wkurzałam na niego zawsze miałam focha tak wielkiego, że przez bardzo długi czas ignorowałam go całkowicie. Biedny Raven, co on musiał przez zemnie przechodzić.
Był dla mnie niczym starszy brat, zawsze ratował mnie z "opresji" i potem to on obrywał, czy to od wrednych dzieciaków które i tak dostawały od niego za swoje. Czy naszych opiekunów, przyjmował kary za mnie. Starałam się, żeby tak się nie działo, bo bardzo go lubiłam i nie chciałam aby brał wszystko na siebie. Cóż i tak wszystko szło na niego.
A tak naprawdę to ja byłam tą nie grzeczną dziewczynką ładującą się w kłopoty, to pewnie przez to, że moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Zawsze się za to obwiniałam. Próbowałam zwracać na siebie uwagę innych, żeby tylko nie wracać do tych przepełnionych bólem dni. Niestety, trafiłam do domu dziecka, bo nie miał kto się mną zaopiekować. Dosłownie echo. Nikogo.
Uniósł brodę do góry patrząc mi w oczy,ja siedziałam na oparciu ławki, on niżej. Miał tak piękne oczy i w ogóle twarz, że każda wychowanka rozpływała się na widok jego spojrzenia i do tego jeszcze ten biały uśmiech. Co takiego one w nim widziały, czego ja nie?- No bo już mamy te dwanaście, czternaście lat i... Bardzo długo myślałem...
- Raven! - No zaraz coś mnie trafi!
- Momentalnie wstał z ławki i podszedł do mnie łapiąc mnie za dłonie. No nie powiem, ale się troszkę speszyłam.
- Chcę żebyś była moją dziewczyną! - O jasny gwint, nie! Tylko nie to, nie Ty! Czemu on mi to robi? Otworzyłam usta z nie dowierzaniem, że o to zapytał. Myślałam, że ma jakiś problem ze sobą w nocy, czy rano. Ale to?!
- Wiesz co? Ten żart, to Ci nie wypalił. - Uśmiechnęłam się lekko.
- Ale ja... Hhh.- Wypuścił powietrze. - To nie jest żart, naprawdę dużo myślałem o nas, naszej przyjaźni i chce byś była moją dziewczyną. - Pokręciłam na boki lekko głową i powiedziałam cicho.
Po czym spuściłam głowę.
- Nie.
- Co?! Dlaczego nie?! Opiekuje się Tobą odkąd cię znam. Wiem o Tobie wszystko i to dosłownie wszystko. - To prawda, wiedział nawet jaki noszę rozmiar bielizny. Nie jestem pewna, ale chyba nawet wiedział kiedy dostałam pierwszy okres. I to on kupił mi pierwszy stanik. Powtórzyłam odpowiedź.
-Nie, nie będę nią. - Podszedł do mnie bliżej i powiedział.
- Spójrz na mnie.- Zrobiłam to, chodź nie chętnie.
- Powiedz dlaczego?- Jego młoda twarz cała się napięła, a oczy, aż krzyczały.
- Bo nie chcę.
- To nie jest odpowiedź. Mów prawdę, dlaczego?
- Ahh, bo nie chce stracić ciebie, jesteś moim największym, najlepszym przyjacielem, niczym mój starszy brat. Serce by mi pękło, gdybyśmy byli skłóceni i nie mogli patrzeć na siebie. - Wciągnął głęboko powietrze i zapytał.
- Nie podobam ci się? - Zmarszczył brwi.
- Podobasz, to znaczy nie, nie w takim sensie jakim byś chciał. Jesteś dla mnie jak brat. Jesteś super, owszem, laski ślinią się na twój widok, ale to one, nie ja. - Zacisnął swoją szczękę, nachylając się i wypowiedział jedno krótkie zdanie mi do ucha, które utkwiło głęboko w głowie .
- KIEDYŚ TO SIĘ ZMIENI I WTEDY BĘDZIESZ MOJA!- Powiedział z cwaniackim uśmieszkiem. Po tych słowach, w moim sercu coś się zatrzymało . Co? O co mu chodziło? Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on odsunął się.
- Muszę lecieć mała, mam zaraz spotkanie z " nowymi", życz mi szczęścia! - Krzyknął, po chwili zniknął w drzwiach naszego starego, kolorowego domu dziecka.
I rzeczywiście szczęście mu dopisało, spodobał się "nowym", z czego z jednej strony nie byłam zadowolona, ale z drugiej bardzo się cieszyłam, że ktoś obdarzy go dużą miłością. Kiedy odjechał, ryczałam chyba przez trzy dni, a przez tydzień prawie nic nie jadłam. Parę razy dzwonił do mnie, kiedy tylko mógł, bo zaczął się uczyć w prywatnej szkole. Przez pierwsze pół roku, potem już co raz rzadziej się odzywał. Wiadomo, nowi ludzie, nowi kumple, laski. Rozumiem. Nie było już w moim życiu kogoś komu mogłam wszystko powiedzieć. Dopiero w wieku szesnastu lat poznałam Vanessę i Emmę. A kiedy osiągnęłam już pełnoletni wiek, opiekunowie i Dyrektor odbyli ze mną poważną rozmowę. Z której wynikało, że z czasem kiedy miałam przekroczyć swoje osiemnaste urodziny, mam dostać spadek po moich rodzicach. Byłam w totalnym szoku, nie wiedziałam co mam powiedzieć, co zrobić. Okazało się, że była to potężna suma na kilka milionów dolarów. Warunkiem Testamentu było to, że do puki nie przekroczę osiemnastki mam nic o tym nie wiedzieć i nie dostać żadnych pieniędzy. Zstanawiałam się, skąd tyle tego jest i dlaczego miałam o tym nic nie wiedzieć? Dyrektor opowiedział mi kim byli moi rodzice, więc przestałam się dziwić. Mama miała na imię Monika nazwisko panieńskie było polskie Stok, ale przyjęła po tacie Green. Tak była Polką, niestety, mam tylko przebłyski jak wyglądała. Opiekun mówił, że była piękną, elegancką kobietą, a na dodatek aktorką. Zaś ojciec był architektem wielkich nowoczesnych budynków, nazywał się Benjamin Green. Dotarło do mnie właśnie, że miałam nazwisko. Może nie odkryłam Ameryki, ale wychodziło na to, że w połowie byłam Polką i że moje pełne imię i nazwisko brzmiało Anna Rose Green. Kiedy mi tak wszystko wyjaśniali czułam, że opadałam z sił. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. To było tak, jakby ktoś podszedł do mnie i bezczelnie wyssał ze mnie całą energię, a potem wyrzucił moje ciało na śmieci. Przez kolejne dni zastanawiałam się co zrobić z tymi pieniędzmi. Między czasie, szukałam informacji o moich rodzicach. Były różne zdjęcia, ale jedno spowodowało, że szybko napłynęły mi do oczu łzy. Przykryłam jedną dłonią swoje usta i wypowiedziałam pod nią słowa, które sprawiły, że łzy zaczęły lecieć tak, jakby ktoś odkręcił kran. - Boże! Miałabym rodzeństwo! - Zobaczyłam zdjęcie na którym tato trzymał mnie na rękach, a mama wtuliła się w niego z ciążowym brzuszkiem. Zamknęłam szybko pożyczonego laptopa i opadłam na łóżko. Becząc jak mała czterolatka. Mijały kolejne dni, aż przyszły moje osiemnaste urodziny.
- Dziś są twoje urodziny kochana i nie pozwolę, żebyś była smutna, już starczy tego. - Powiedziała z uśmiechem Emma.
- Oh, Emcia, to nie takie proste powiedzieć i już jest wszystko ok.
- Więc postaraj się, aby tak było, dziś masz już pełne prawo do swoich pieniędzy, więc popraw sobie humor.
- Bez Ciebie i Vanessy nie ma szans. - Vanessy już nie ma z nami od roku, " nowi" adoptowali ją. Często piszemy do siebie, ale już rzadziej się spotykamy, niby Miami to nie daleko, ale jak wiadomo bogaci muszą być wykształceni. Teraz mieszkała w Nowym Orleanie.
- Bez Vanessy to już nie to samo, jesteście dla mnie jak starsze siostry. - Opuściła ze smutkiem głowę Em.
- Ejj, słoneczko, co jest? - Uniosła głowę i powiedziała ze smutkiem w oczach.
- Jesteś już pełnoletnia, zaraz też stąd odejdziesz, a ja zostanę sama.- ohhh.
- Nie zostaniesz sama, nie pozwolę na to kochanie.
- Jak to? Przecież masz pieniądze i na pewno kupisz sobie, piękny dom i ciebie już ze mną nie będzie.
- Może i nie będzie, ale nie pozwolę na to, abyś tu została sama. Owszem będziesz tu mieszkać, ale tylko do osiemnastych urodzin, potem zamieszkasz ze mną. Wiesz, teraz jestem jeszcze za młoda na adopcje i wątpię, żeby mi przyznali prawa do opieki nad tobą, ale będziesz chodziła do lepszej szkoły, która pozwoli tobie zrealizować twoje marzenia. Wiem, że chciałabyś iść na prawo i dlatego pomogę tobie w tym.
- Naprawdę?! Zrobisz to dla mnie?
- Oczywiście, że tak, w końcu jesteśmy siostrami.
- Oh! To najwspanialszy dzień mojego życia, Anna!
- Mój też złotko, nawet nie wiesz ile mi to radości sprawia, że będę mogła tobie pomoc. Ale tak jak mówię, osiemnastka i już cię tu nie ma.
Z dniem jej osiemnastych urodzin, pakowałyśmy wszystkie rzeczy będące w jej pokoju. Przed odjazdem poszłyśmy pożegnać się z opiekunami i dyrektorem. Jadąc do naszego domu byłyśmy podekscytowane tym, że każda z nas, zaczęła nowe życie. Życie pełne pasji i niesamowitych wrażeń. Emma zawzięcie zaczęła się uczyć. Ja w nowej szkole zdobywałam wiedzę, którą wykorzystywałam do moich planów życiowych. Między innymi zaczęłam uczyć się języka polskiego. Poznałam kilku Polaków, którzy nauczyli mnie nie tylko języka ze słownika, ale również zwrotów jakich się używa w Polsce. Chciałam poznać ten kraj w którym moja mama się urodziła, tylko szkoda, że nie dowiem się od niej już niczego. Następną rzeczą była architektura, chciałam iść w ślady ojca. Oczywiście nie zdołałabym być tak sławna jak on, ale bardzo przyda mi się to do moich dalszych planów. W następnych latach, żeby się odstresować, balowałyśmy w każdy weekend. Oczywiście, każda z nas zaliczała przygody na jedną noc, czasem na dłużej, aż jeden ziomek zawrócił w głowie Vanessy. My z Emi byłyśmy wolne niczym pierdy z naszych dupek po zjedzeniu pizzy z piwkiem. Pasowali do siebie, była z nim szczęśliwa przez kolejnych pięć lat.
![](https://img.wattpad.com/cover/70007048-288-k656030.jpg)
CZYTASZ
Odcień Czerwieni /18+!
Mystery / ThrillerAmerykanka o polskich korzeniach, uważa się za przeciętną w świecie eleganckich, pięknych kobiet, wpada na jednym z bankietów w objęcia przystojnego mężczyzny, którego jak się okazuje, z jakiegoś powodu czuje, że zna ten uśmiech i piękne czarne jak...