Nie ufaj mu

2K 115 9
                                    

Alec przebudził się w środku nocy i tępo patrzył w sufit. Instytut był pusty i cichy. Wszyscy Nocni Łowcy przebywali teraz w Indrisie, łącznie z jego rodzicami. Maryse i Robert Lightwoodowie zostawili Instytut pod opieką Aleca i Izzy. Nie wiedzieli jednak, że nazajutrz cała trójka planuje na własną rękę zająć się poszukiwaniem zaginionych Jocelyn i Luke'a.
Chłopak jeszcze raz zamknął oczy.

***

Znajdował się w Sali Anioła. Poznał to miejsce bez problemu. Blado białe ściany i wysoki sufit z dużym, szklanym świetlikiem. Sala wydawała się tętnić życiem, gdyby nie fakt, że zaczęła się dziwnie deformować. Nagle cały piękny obraz znikł, a na jego miejsce pojawiła się mroczna Sala, pochłonięta walką. A raczej jej końcem. Liczne zadrapania, ślady krwi na podłodze i ścianach, porozrzucana i połamana broń. Izzy, Simon, Clary i On sam... zaraz, On sam? "Co do cholery" pomyślał i podszedł bliżej. Kilka kroków od niego stała Isabelle, z biczem w ręce. Obok niej Simon, z wysuniętymi kłami i krwią na całym podbródku i szyi. Zobaczył samego siebie zbliżającego się w kierunku Clary, która była cała podrapana i umazana krwią, ale uśmiechała się. W ręku dzierżyła miecz. On sam też się uśmiechał. W pewnym momencie zamarł.

- Clary, uważaj! - krzyknęła Isabelle i chwyciła swój bicz. Wycelowała go ponad Clary, jednak było za późno. Zabiła demona, który stał za dziewczyną, jednak przed śmiercią, zdążył wbić Clary miecz w plecy. Rudowłosa z szokiem osunęła się na kolana. W ułamku sekundy znalazł się obok niej On sam. Wziął ją w ramiona i trzymał na wpół przytomną dziewczynę, wcześniej wyjmując miecz. Twarz miał zalaną łzami. Clary delikatnie uśmiechnęła się do niego i dotknęła jego policzka. Objął jej dłoń i ścisnął mocno.

Alec podszedł bliżej i zastygł w miejscu. Rana zadana przez demona wyglądała fatalnie. Clary leżała w Jego własnych ramionach obok kałuży swojej krwi. Chłopak nie wiedział co o tym myśleć. Skoro widział siebie, a sam był tu raczej duchem niż ciałem, czy śnił?

Clary kaszlała krwią. Z każdą sekundą uchodziło z niej życie. W pewnym momencie zamknęła oczy.

- Cholera, nie rób mi tego. Proszę, Clary. Nie zostawiaj mnie - powiedział On sam. A raczej chłopak, który był nim, a którego widział. Isabelle podeszła do niego i dotknęła jego ramienia.

- Przykro mi bracie. Naprawdę - powiedziała ze łzami w oczach. Simona nie było nigdzie. Wybiegł z Sali jak tylko zobaczył krew. Jednak można było dostrzec ból w jego oczach oraz zbierające się w nich łzy. Clary pomału otworzyła oczy, jednak zrobiła to z trudem. Spojrzała w niebieskie oczy.

- Nie ufaj mu - wyłkała. Zarówno Alec jak i chłopak, którego widział spojrzeli na nią pytająco - Po prostu mu nie ufaj. On sam pochylił się nad umierającą przyjaciółką i pocałował ją w czoło. Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na otaczający ją świat.

- Alec - wydukała ostatkiem sił. Zakaszlała i zamknęła oczy. Leżała teraz bezwładnie. Jej głowa odchylona na bok. Przed śmiercią zdążyła wypowiedzieć dwa ostatnie słowa.

Kocham Cię.

***

Alec obudził się. "To tylko sen" pomyślał. Odetchnął z ulgą. Był cały mokry, a jego serce biło jak oszalałe. Wziął szybki prysznic, rozmyślając nad sensem swojego snu. Oglądał wszystko, jakby był widzem. Widział siebie, ale nie był sobą. Był duchem, ale nie ciałem. Nie mógł nic zrobić. Nie mógł wpłynąć na bieg wydarzeń. Nie mógł nic zmienić. A chciał... Oglądając całą scenę, czuł jak jego serce roztrzaskuje się na milion kawałków. W tamtym momencie chciał podbiec do Clary i zrobić wszystko, aby ją ocalić. Jednak nie mógł. Stał w bezruchu. Nie potrafił zrobić chociażby jednego kroku. Nie mógł. A może się bał? Bał się, że jak podejdzie do niej i spojrzy w jej oczy, to nie zniesie tego bólu.

Nie pozwól mi odejść | CLALEC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz