Warto jest liczyć na przyjaciół

1.9K 109 13
                                    

Minął tydzień od zebrania Nocnych Łowców i wiadomości od Sebastiana. Od tego czasu nastał spokój. Wydawałoby się, że nic nie zagraża Światu Cieni. Niektórzy Nefilim sądzą, że to był głupi żart i Sebastian nie żyje od czasu pokonania Valentine'a. Jednak Clave nie zignorowało groźby i wciąż trzymają broń w gotowości. W dodatku trwają poszukiwania Jocelyn Fairchild i Luciana Garroway'a, jednak do tej pory nie udało się ich znaleźć. Instytuty są strzeżone dodatkową ochroną, a wszyscy podziemni zawarli tymczasowy sojusz. Wilkołaki tropią każdy niewłaściwy ruch i podążają za zapachem. Wampiry strzegą miasta pod osłoną nocy, szukając każdej wskazówki. Czarownicy nurtują księgi i praktykują zaklęcia lokalizujące. Faerie nie przystały na propozycję sojuszu i działają na własną rękę, jednak pojawiają się na spotkaniach Podziemnych i wydają się zdeterminowani do działań. Wszyscy połączyli siły, aby ochronić Świat Ludzi i swój własny. Wydawałoby się, że gdyby nie okoliczności sojuszu, wszystko układa się świetnie. 

Od momentu narady, Clary nie myślała o niczym innym, jak o swoim bracie. Sebastian przyprawiał ją o ciarki za każdym razem, gdy o nim pomyślała. W dodatku jej matka i Luke zostali porwani. Łzy cisnęły się do jej oczu, ale starła je szybkim ruchem ręki. Po naradzie wybiegła z Instytutu pomimo wołań Isabelle i Aleca. Pobiegła od razu do domu Luke'a, nie zważając na zagrożenia czyhające na zewnątrz. W domu zastała to, czego najbardziej się obawiała. Istne pobojowisko. Ślady stoczonej walki. Liczne zadrapania na ścianach. "Luke pewnie walczył pod postacią wilka" myslała wtedy Clary. Cały dom wyglądał, jakby przeszedł po nim huragan. Jej matka walczyła i potrzebowała pomocy, a Clary nie było wtedy przy niej. Czuła się winna.
Od tamtego momentu rudowłosa zamieszkała w jednym z pokoi Instytutu. Wcześniej przyniosła trochę swoim rzeczy - ubrania, szkicownik, kosmetyki i zdjęcie jej rodziny. Położyła go obok swojego łóżka, na szafce nocnej. Nie mogła wrócić do domu, nie umiała. Czuła, że ich zawiodła. Nie wychodziła z pokoju, prawie nie jadła. Isabelle i Alec codziennie pukali do jej pokoju, ale zbywała ich. Simon także dzwonił do niej niemal co godzinę z wyraźną prośbą o spotkanie. Clary bardzo chciała zobaczyć przyjaciela. Tak jak dawniej, pójść do parku, położyć się na trawie i wtulić się w ramiona przyjaciela. Ale te czasy już nie nastąpią nigdy. "Najpierw Jace, później mama i Luke" pomyślała. Skuliła się w jednym kącie, cicho popłakując.

***

- Przecież zagłodzi się na śmierć. Izzy chodziła w tę i z powrotem po ogrodzie Instytutu. Alec i Simon przypatrywali się jej. Isabelle przystanęła. Podniosła głowę i popatrzyła na Simona - Simon. Ciebie posłucha. Idź do niej.

- Iz - chłopak westchnął - Przecież nie mogę wejść do Instytutu, zapomniałaś? Simon pokazał Isabelle wysunięte kły i wskazał na nie ręką. Dziewczyna skrzywiła się.

- Zapomniałam. Podeszła do nich i usiadła zrezygnowana, wciskając się pomiędzy Aleca i Simona.

- Dzwoniłem do niej milion razy. Nie chce mnie widzieć - Simon uniósł dłoń, jakby próbował poprawić sobie okulary, ale za każdym razem zapomina, że ich nie ma. Poprawianie okularów weszło mu już w nawyk i nawet, kiedy był wampirem i ich nie potrzebował, czasami przyłapywał się na tym. 

- Alec, może Ty? - wypaliła nagle Izzy - Ostatnio Ty i Clary zbliżyliście się do siebie. Simon spojrzał na Aleca z uniesionymi brwiami, wyraźnie zaskoczony. Zaś starszy Lightwood natychmiast uniósł głowę i spojrzał na Isabelle. Dostrzegł błysk w oku siostry. 

- Przecież próbowałem - odparł Alec. Isabelle przewróciła oczami i wstała, podając ręce Simonowi i Alecowi.

- No tak, ale kto powiedział, że trzeba robić wszystko po dobroci? 

Nie pozwól mi odejść | CLALEC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz