Rozdział 13

742 61 2
                                    

Po tej dziwnej, a zarazem przerażającej wróżbie Caroline natychmiast uciekła do samochodu, do Klausa. Nie umknęło jego uwadze jej dziwne zachowanie i oczywiście zaczął ją wypytywać co się stało, ale zbyła go zwyczajnie tłumacząc, że chce być już w domu.

Kiedy dojechali już do posiadłości, humor dziewczyny nie poprawił się ani trochę. Cały czas w głowie huczały jej słowa czarownicy. Pierwotny był coraz bardziej zaniepokojony. Chcąc poprawić jej nastrój, oznajmił:

- Dosyć tego. Zabieram cię na kolacje!

Uśmiechnął się do niej szczerze, przez co i jej udzielił się jego optymizm, jeśli można to tak nazwać. Podszedł do niej i złapał ją za ramiona.

- Nie wiem co się tam takiego stało, że jesteś taka przybita. Jeśli nie chcesz mi mówić, to rozumiem. Powiesz kiedy będziesz gotowa. Tymczasem – przejechał palcem po jej policzku – zabieram cię do restauracji.

- A łowcy? Czy oni tylko nie czekają na taki moment? – to wydawało się logiczne, że będą tylko czekać na coś takiego.

Westchnął.

- Kochanie, przecież nie zaatakują nas w lokalu pełnym ludzi – spojrzał jej głęboko w oczy – Nawet gdyby spróbowali, to ja zawsze cię obronię.

Coś ścisnęło ją za serce. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Rzuciła się Klausowi na szyję, wtulając się niego mocno i wdychając zapach jego perfum. Kiedy wreszcie go puściła żeby mógł złapać oddech (bo uduszenie go nie było jej zamiarem) posłała mu szczery uśmiech. Już się nie bała, nie kiedy miała go przy sobie. Świadomość, że jest ktoś, na kogo zawsze może liczyć dodała jej dużo otuchy.

- A teraz idź się szykuj.

- Jak mam się szykować, skoro wszystkie moje rzeczy zostały w apartamencie?

Widząc uśmieszek malujący się na twarzy Pierwotnego już wiedziała, że coś się szykuje.

- Klaus...

- Wszystkie twoje rzeczy są tutaj – widząc jej złowrogie spojrzenie zaczął się tłumaczyć – Pomyślałem, że tak będzie lepiej. Kiedy będę cię miał obok siebie to nic ci się nie stanie – na koniec uśmiechnął się do niej przekonywującą, ale nie podziałało.

Pokiwała głową skonsternowana. Jak on mógł?! Bez jej zgody! No okej, chciał ją chronić, ale nie może tak postępować i to jeszcze bez uprzedzenia. Jeszcze da mu nauczkę!

- Ach tak. Niklausie Mikaelson widzę, że twoja samolubność doprowadziła cię aż do tego stopnia, że postanowiłeś BEZ MOJEJ WIEDZY spakować wszystkie moje rzeczy i przenieść je tutaj pod pretekstem „ochrony", kryjącej się za znaczeniem słów „bo tak będzie lepiej".

Ofuknęła go i dumnym krokiem pomaszerowała schodami na piętro. Weszła do jakiegoś pokoju w poszukiwaniu swoich rzeczy. Okazało się, że dobrze trafiła, pokój był „jej".

Co tu dużo mówić, pokój był przeuroczy. Drewniane skosy dodawały akcentu, ściany miały kolor przełamanej bieli. Okna zasłaniały beżowe zasłony, w rogu pokoju stał wygodny fotel z białym obiciem, a obok niego podnóżek. W samym centrum pokoju stało duże, można by rzec królewskie łoże z baldachimem, wręcz zapraszało by się na nie rzucić i zapaść się w miękkość śnieżnobiałej pościeli. Obok łóżka stała drewniana szafka nocna, a na niej lampka.

W chwili gdy stanęła w progu pokoju nie mogła uwierzyć. Był tak piękny i przytulny, aż miała ochotę tam zamieszkać. Złość na Klausa trochę jej już minęła, biorąc pod uwagę, jak wyglądała sypialnia.

- I jak ci się podoba? – usłyszała chrapliwy głos przy swoim uchu, Pierwotny stał za nią i jedną ręką obejmował ją w talii.

Pokręciła głową, tak trudno w tej chwili było dobrać jej słowa.

- Klaus, jest... piękny.

- Wiedziałem, że ci się spodoba – zaczął całować ją po szyi, schodząc coraz niżej do obojczyka.

- Ale to nie znaczy, że nie jestem na ciebie zła! – obróciła się w jego stronę żeby móc spojrzeć mu w oczy.

- Wiem, przepraszam, powinienem był się zapytać wcześniej – spojrzała na niego podejrzliwie.

- Czyżby Klaus Mikaelson przepraszał? Nie wierzę! – teatralnie zakryła usta dłonią, co wywołało jego chichot.

Objął ją i zaczął prowadzić w stronę łóżka.

- Czy to znaczy, że mi wybaczasz? - rzucił ją na łóżko.

- No nie wiem, no nie wiem. Muszę się zastanowić.

Zaczął namiętnie całować jej usta, nie dając im już nic więcej powiedzieć. Jego usta powędrowały na szyję, obsypując ją drobnymi pocałunkami zostawiał na niej swoje słodkie ślady. Kiedy jego ręce powędrowały pod jej koszulkę, oczekując czegoś więcej, dziewczyna przerwała te zamiary ze śmiechem odnajmując:

- Ale przecież mieliśmy iść na kolację!

Klaus posłał jej spojrzenie drapieżnika, co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło. Wreszcie oderwał swoje łapczywe usta od jej szyi i spojrzał w jej oczy, jemu również udzielił się jej humor i sam zaniósł się śmiechem.

- Caroline, jesteś niemożliwa.

To było takie normalne. Nie martwiąc się niczym, zanosząc się gromkim śmiechem, leżeli sobie na łóżku we dwoje.

- To jak, dokąd mnie tym razem zabierasz, panie Mikaelson?

Lewy kącik jego ust powędrował do góry.

- To będzie niespodzianka – dał jej szybkiego buziaka i wyszedł z pokoju, zostawiając Caroline samą na łóżku i echo śmiechu ciągnące się za nim, aż po jego sypialnie.

Wampirzyca jeszcze przez chwilę leżała na łóżku. Było tak wygodne, że nie chciało się z niego schodzić! Potem poszła do łazienki (swojej własnej!) wziąć kąpiel. Łazienka była urządzona w podobnym stylu co sypialnia, dominowały odcienie bieli i beżu.

Po relaksującej kąpieli przyszedł czas na wybranie kreacji. Zdecydowała się na zwiewną, niebieską sukienkę sięgającą do połowy uda, odciętą w talii czarnym pasem i czarne szpilki. Do tego wzięła marynarkę, bo powoli zaczynało się robić chłodno na dworze. Zakręciła loki i zrobiła lekki makijaż. Była gotowa. Wyszła z pokoju, usłyszała głosy z kuchni, więc kierując się nimi zeszła na dół.

Przy barku stał nonszalancko oparty Klaus, ubrany w idealnie skrojony, czarny garnitur. Ciemna koszula miała rozpiętych kilka pierwszych guzików, co dodawało mu więcej swobody. Rozmawiał z Elijahem, ale kiedy tylko dostrzegł Caroline schodzącą po schodach jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz, a oczy świeciły jak gwiazdy, wyrażając zachwyt.

Pomimo iż stała na ostatnim stopniu schodów, to i tak nie dorównywała mu wzrostem.

- Caroline... - wymruczał i podał jej ramię.

- Klaus... - chwyciła jego ramię i ruszyli w stronę samochodu

Podróż życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz