Rozdział 17

634 56 6
                                    

- Czego chcesz? – zawarczała wampirzyca. Miała już wszystkiego dosyć.

- Jak to czego, przecież przyszłam ci tu z pomocą, głuptasie!

Z olśniewającym uśmiechem na ustach zaczęła rozwiązywać węzły na nadgarstkach dziewczyny.

- Nie rozumiem, przecież powiedziałaś...

- Wiem co powiedziałam – przewróciła oczami – Naprawdę w to uwierzyłaś? – zaśmiała się pod nosem, na co Caroline zgromiła ją spojrzeniem.

- Jaki jest plan?

Krukowłosa uwolniła blondynkę z więzów, wstała i zaczęła grzebać w torebce. Po chwili wyjęła z niej mały, mieszczący się w dwóch palcach czarny kamień na sznureczku. Założyła go dziewczynie na szyję.

- Teraz słuchaj bo nie mam za wiele czasu. Ten kamień służy do komunikacji, daję ci go bo na razie nie mamy możliwości cię wyciągnąć. Jesteśmy w gnieździe os, a to nie taka prosta sprawa stąd wyjść, ale dzięki temu cacku przynajmniej będziemy mogli rozmawiać. Jest taki jeden łowca, Jake, to on nam powiedział, że tu jesteś i teraz nam pomaga, możesz mu ufać.

Wampirzyca usłyszała, że ktoś się zbliża i ostrzegła czarownicę.

- Cholera – zaklęła pod nosem – Jeszcze tylko jedno. Za dwa dni będzie bal maskowy.

- Serio, Rachel? To na pewno idealny czas na zabawę!

- Żebyś wiedziała, że idealny. Jeśli do tego czasu nie uda nam się ciebie odbić, to zrobimy to właśnie tam.

Łowcy byli już bardzo blisko, było ich trzech, a dłoń jednego z nich właśnie dotykała klamki.

- A teraz czas na przedstawienie – mruknęła wiedźma z szyderczym uśmieszkiem.

W chwili kiedy ci trzej przekroczyli próg, Caroline czuła jak unosi się w powietrze. Była tak zdziwiona, że nie wydusiła z siebie ani słowa.

Rachel trzymała ręce wyciągnięte w górę, a na jej twarz wstąpiła wściekła mina.

- Crow, co ty wyprawiasz? – zapytał jeden z nich, facet w średnim wieku z krótkimi, czarnymi włosami.

- Postanowiłam się tylko trochę zabawić – zaśmiała się – Wyluzuj trochę, Wood.

Mężczyzna zmierzył ją surowym wzrokiem.

- Jesteś na służbie, więc się zachowuj. Z tego co wiem, dostałaś rozkaz od Duranda, a ekipa już się zbiera.

Rachel ostentacyjnie westchnęła, przewróciła oczami i spuściła ręce w dół, a Caroline spadła na ziemię.

Bolało tylko trochę, ale i tak miała ochotę nakrzyczeć na wiedźmę.

Brunetka tanecznym krokiem ominęła łowców i udała się do wyjścia, zdążyła jeszcze tylko puścić oczko do blondynki z chmurną miną.

Mężczyźni w mgnieniu oka znaleźli się przy Carolinę. Jeden z nich (który wyglądał jak kryminalista), z dzikim uśmiechem wstrzyknął jej coś w szyję i zapadła ciemność.

Caroline obudziła się z ogromnym bólem głowy w ciemnym pokoju bez okien, w którym znajdowała się tylko toaleta i prycza.

Dziewczyny próbowała zanalizować to co się stało (prawdopodobnie) dzisiejszego dnia.

Najpierw przesłuchanie w białym pokoju, przyjazny Jake, któremu może ufać. Potem znajdowała się o krok od wstrzyknięcia serum. Myślała, że została zdradzona, jej serce pękło, ale później okazało się, że jednak nie, Rachel przyszła jej z pomocą, dała jej naszyjnik.

Właśnie, naszyjnik!

Dziewczyna usiadła na pryczy, która zapadła się lekko pod jej ciężarem i objęła naszyjnik mocno obiema rękami.

Nic się nie działo, a Rachel zapomniała wspomnieć jak się go używa.

Super.

Postanowiła pomyśleć o Klausie, o jego pocałunkach składanych na jej szyi i ustach, o jego oczach koloru morza w czasie sztormu, o nieposkromionych lokach układających się w różne strony i o jego ramionach, trzymających ją mocno.

- Caroline??? – usłyszała głos w swojej głowie, tak dobrze jej znany, głęboki, ale i zaniepokojony głos należący do Pierwotnego. Jej serce ścisnęło się z tęsknoty.

- Klaus! – wykrzyczała w myślach.

- Caroline, och, moja droga! – ulga była wręcz wyczuwalna, ale dla nich oboje – Zamknij oczy, skarbie i myśl o mnie, a będę tuż obok.

I tak zrobiła. Zamknęła oczy i myślała o nim, aż w końcu zobaczyła go przed sobą z szeroko otwartymi ramionami, w które od razu się rzuciła. Otulił ją jego zapach i silne ramiona.

- Tak się o ciebie bałem, już myślałem, że coś ci się stało – uniosła głowę, a on obsypał jej twarz drobnymi pocałunkami.

- Klaus...

- Tak? – przerwał pocałunki i spojrzał jej głęboko w oczy, a ona zatraciła się w nich bezpowrotnie.

- Kocham cię – nawet nie zauważyła, kiedy łzy zaczęły spływać po jej policzkach.

Pierwotny zamrugał gwałtownie, widać było, że jest wzruszony bo jego oczy zaszkliły się, a klatka piersiowa unosiła w nieregularnym rytmie.

- Caroline, ja... - próbował wziąć się w garść, chciał zrobić to jak najlepiej.

- Nie kochasz mnie?

Przez rozpacz w jej głosie coś, aż zabolało go w środku. Pokręcił głową w zamyśleniu i starł jedną z jej łez.

- Kocham cię od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem – wydusił to z siebie na jednym tchu – Kochałem cię, pomimo iż ty żywiłaś do mnie urazę i wybrałaś innego, kocham cię, pomimo iż krzywdzę cię nieustannie i narażam na niebezpieczeństwo i będę cię kochać tak długo, jak będę chodzić po tej ziemi, a nawet jak będę w zaświatach to znajdę sposób by być z tobą i kochać cię.

Łzy lały się już strumieniem, ale były to łzy szczęścia. Nie potrzebne już tu było więcej żadnych słów, ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku, który pod silnym wpływem tęsknoty i burzy uczuć przeszedł w namiętny, dziki taniec.

Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, oboje byli zdyszani, ale i tak szczęśliwi jak nigdy indziej.

*******************************************************************

Hej, hej!

Wiem, że krótki rozdział, ale trochę intensywny. Jeszcze troszkę i koniec. Dajcie znać w komentarzach, czy piszemy kontynuację, czy nie!

Wasza Horney Morket!

Podróż życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz