Rozdział 12

808 57 3
                                    

Hej!

I tak oto jesteśmy w rozdziale, który napisałam ostatnio. Na razie nie mam kolejnych rozdziałów, muszę je dopiero stworzyć. Jak wam się podoba dotychczas? Pisać dalej?

Horney Morket


Zaskakujące, jak wiele może się zmienić w tak krótkim odstępie czasu.

Dopiero Caroline była zwykłą licealistką, której jedynym problemem był wybór sukni na bal. Potem stała się wampirem pijącym krew, ale to był tylko wierzchołek góry lodowej dziwnych zdarzeń. Następnie poznała Pierwotnego, który wywrócił jej życie do góry nogami, sto razy bardziej niż sam fakt stania się wampirem. I chociaż ich znajomość chwilami wydawała się absurdem, to im dłużej ciągnęło się to szaleństwo, tym bardziej wciągało Caroline do siebie i nie chciało uwolnić ze swojej pajęczej sieci. W dwóch słowach, zakochiwała się i to z dnia na dzień co raz mocniej w człowieku, a raczej hybrydzie, do której nie powinna nic czuć. Wszyscy bali się i unikali go jak ognia, ale to właśnie ten ogień ciągnął ją do niego najmocniej.

Ale nawet w bajce nie dzieją się same przyjemne rzeczy.

Mieli kłopoty. Groziło im wielkie niebezpieczeństwo ze strony łowców Alavler. I chociaż zagrożenie nie dotyczyło bezpośrednio Caroline, a rodziny Pierwotnych to nie wyobrażała sobie zostawić ich z tym samych, tak się nie robi. Musiała im pomóc, w końcu miała o kogo walczyć.

Znajdowali się teraz w salonie Rachel, obmyślając skuteczny plan, jak wciągnąć czarownice do kręgu łowców i zdobyć potrzebne informacje. Chociaż Crow nie paliła się by tam pójść, to została zmuszona ze względu na powagę sytuacji.

- Przecież od tak tam nie wejdę! – wykrzyczała Rachel.

- Ktoś musi, a tak się składa, że tym kimś jesteś ty – Rebekah wbiła podłe spojrzenie w wiedźmę.

- Ale ja nawet nie wiem co oni o mnie myślą. A jeśli uznają mnie za zdrajcę? Albo znowu podadzą mi serum... – w tym miejscu warga dziewczyny zaczęła lekko zadrżeć, próbowała to opanować i napiła się herbaty.

Caroline widziała, że Klaus bił się z myślami. Nie chciał narażać Rachel, ale musiał bo na szali stało również życie jego i jego rodzeństwa.

Wampirzyca wpadła na pomysł.

- A gdybyś znowu została ich wtyczką?

Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę dziewczyny.

- Jak to? To chyba niemożliwe. Serum...

Caroline nie dała czarownicy dokończyć.

- Jeśli dobrze rozumiem. Serum działa w ten sposób, że ktoś może wejść do twojego umysłu szukając prawdy.

- I wykryć kłamstwo. Caroline, moja droga my już to wiemy – Rebekah przewróciła oczami.

- Cicho. Daj jej dokończyć – zganił ją Klaus.

- A jeśli Rachel w głowie będzie miała jedną wersje zdarzeń, która w jej przekonaniu będzie prawdą to łowcy jej uwierzą.

- Więc sugerujesz, że mamy użyć uroku na Rachel i przekona łowców – Elijah podrapał się po brodzie w zamyśleniu – Całkiem dobry pomysł, ale nawet jeśli by wypalił to nie odstępowali by jej na krok, przecież nie ryzykowaliby kolejnego niepowodzenia. Więc jak mielibyśmy śledzić jej poczynania?

Caroline pogrążyła się w rozmyślaniach, z czego wyrwał ją głos Klausa.

- Potrzebna nam czarownica, kolejna. Może mogłaby stworzyć coś w rodzaju komunikatora między nami a Rachel?

Dziewczyna pokiwała głową.

- No dobrze, ale czemu ja nie mogłabym tego zrobić? Przecież też jestem czarownicą i tak się składa, że nie najgorszą.

Uśmiechnęła się zawadiacko, na co Rebekah, która nie pała miłością do Crow przewróciła oczami mrucząc coś pod nosem.

- Nie zapominajmy o tym, że łowcy to też czarodzieje. Potrafią wyczuć jeśli używałaś magii, a jeśli zrobi to ktoś inny to może łatwiej będzie to ukryć.

- Rachel, czy znasz jakąś inną, zaufaną czarownice? Nie możemy powierzyć tej sprawy byle komu.

Brunetka chwilę zastanowiła się, po czym wstała ze swojego fotela i udała się do pokoju obok.

Caroline wymieniła z Klausem porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje mieli spore obawy. I chociaż Pierwotny próbował to ukryć, to i tak wiedziała, że się boi. Uścisnęła lekko jego dłoń, odwzajemnił uścisk, uśmiechając się odrobinę.

Tę słodką chwilę czułości przerwała im Rachel wparowując do salonu ze skórzanym notesem w ręku.

- Myślę, że znalazłam kogoś odpowiedniego. To moja przyjaciółka, jest dla mnie prawie jak siostra. Muszę tylko wysłać jej wiadomość.

- Dobrze. Daj nam znać, jak się z nią porozumiesz. Tymczasem muszę już iść, mam coś do załatwienia.

Elijah wstał.

- Pojadę z tobą, też coś mam do roboty – Rebekah również wstała - Widzimy się w domu – zwróciła się do pary siedzącej na sofie i razem z bratem wyszła.

Humor czarownicy od razu zmienił się po wyjściu pierwotnej blondynki, odetchnęła, wyprostowała się i posłała nieśmiały uśmiech w stronę pary, a raczej tylko w stronę Klausa.

- Mam nadzieję, że wpadniecie do mnie na urodziny. Zaproszę też Lisę, będziecie mieli okazję ją poznać.

- Twoją przyjaciółkę? – odezwał się Pierwotny.

- Tak – pokiwała głową – Urządzę największy bal, jaki widziało to miasto! I myślę, że nawet uda mi się przebić te, które ty niegdyś wyprawiałeś, Nik.

Jej wesołość była zaskakującą odmianą od tego jak zachowywała się zaledwie chwilę wcześniej. Caroline jej nie ufała, ale jeśli miała im pomóc, to w pewnym stopniu musiała to zrobić.

- No nie wiem, zobaczymy – odparł Klaus, widocznie nie miał ochoty na gatkę-szmatkę – Jesteś pewna co do tej swojej przyjaciółki? Można jej zaufać?

- Myślę, że tak. Zawsze jej ufałam, tak jak ona mi – znowu przybrała monotonny głos, tracąc swoją wcześniejszą wesołość – Jest naprawdę dobrą czarownicą, może nawet lepszą ode mnie.

- Skoro tak, to mamy pewność, że możemy polegać na jej umiejętnościach – Będziemy się już zbierać.

Wstał i podał dłoń Caroline, którą dziewczyna ujęła delikatnie i wstała z sofy.

- Dobrze, w takim razie odprowadzę was.

Korytarz był dość wąski jak na taką rezydencję, więc Klaus zmuszony był puścić rękę dziewczyny.

Gdy byli już w połowie korytarza blondynka przypomniała sobie o torebce, którą zostawiła na sofie i wróciła po nią. Rachel poszła za nią, a Klaus udał się już do samochodu.

Wzięła torbę z kanapy i już miała zamiar wychodzić, kiedy Rachel niespodziewanie złapała ją za rękę. Na krótki moment jej oczy zasnuły się mgłą, co było bardzo niepokojące, ale trwało tylko kilka sekund.

Spojrzała się na wampirzyce szeroko otwartymi oczami.

- Nastanie dzień kiedy własna siła cię przerośnie, a ktoś kogo kochasz najmocniej wpadnie w pułapkę bez wyjścia. Ta miłość zmieni was oboje, nie na dobre. Bój się, wampirzyco bo kiedy zegar wybije godzinę śmierci nie będziesz jedyną cierpiącą.

Po czym puściła jej rękę i przerażona wpatrywała się w swoje dłonie. Caroline wybiegła z pokoju, pozostawiając tam echo mrocznej przepowiedni.

Podróż życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz