Rozdział 7

82 5 1
                                    

Maratonik #1 część

W poprzednim rozdziale :

Zaóważyłam małego koliberka . Chyba miał złamane skrzydełko . Zeszłam z Sawy i ostrożnie podeszłam do ptaszka .

- Hej. Nie bój się , nic ci nie zrobie .- wziełam ją powoli na ręce . - Sawa , bierzemy ją do domu .

Weszłam na grziet rysia i pognaliśmy do domku . Położyłam Zębusię , bo tak ją nazwałam na kocyku .

-Hmmm , chyba masz złamane skrzydełko .- powoli zabandażowalam je . - Już lepiej ?

Ptaszek wesoło zaćwierkał i się we mnie wtulił . Potem przyszedł Sawa i położył się na łóżku . Poszłam w jego ślady i też poszłam spać . Wtuliłam się w jego mięciutkie futerko .

I zasnełam ...

Perspektywa Wiktori

Wstałam wczesnym wieczorkiem .

A to dlaczego ? Bo prowadze nocny tryb życia !

A to przez kogo ? Przez kochanego Księżyca ! (sarkazm )

- Sawa ? Byłeś kiedyś w Meksyku ? _ spytałam .

- Nie . A co ?- nie rozumiał .

- Lecimy do Meksyku ! Zrobimy im zimę ! - jego mina BEZCENNA !

- Co!? Ale tam jest śnieg raz na 10000 lat ! - nie no nie mogę ...

- A dziś jest to 10000 lat ! - wstałam z ziemi ( bo siedziałam ) i poleciałam z Zębusią na ramieniu .

-Sawa ? A ty ? - nigdzie go nie było .

- Ja nie umiem latać , pobiegnę spotkamy się na miejscu ! - usłyszałam na dole .

Leciałam i leciałam i leciałam ....

Aż doleciałam do Meksyku . Usiadłam sobie na dachu jakiegoś budynku . Poczułam czyjś oddech na karku . Nie odwracałam się , bo wiedziałam że to Sawa . Po chwili usiadł koło mnie .

- To co robimy ? - spytał.

- No jak to co ? Zimę !!! - wleciałam w powietrze i zaczęłam latać w różne strony . Zaczął padać lekki śnieżek . Zlondowałam na ocean i woda pod moimi stopami zaczeła zamarzać . Zaczęłam biegać i robić różne wzorki .

Mina ludzi normalnie bezcenna ...

Śmialiśmy się z Sawą i Zębusią do wieczora bo jak Księżyc się dowie to nas pozabija . Więc wróciliśmy do domu.

***
Za wszelkie błędy w pisowni przepraszam

I don't like you! ✏[WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz