Rozdział III

403 36 7
                                    

*Aida*

- Mamo! - krzyknęłam.
Stała parę metrów przede mną. Z czerwonymi oczami i krwią na policzkach. Uśmiechała się do mnie smutno, ale wyglądało to przerażająco. Podbiegłam do niej, by ją przytulić. Gdy tylko dotknęłam jej ramienia, zaczęła pękać jak porcelanowa lalka.

- Aida! - jej pisk przeniknął przez mój umysł.

Rozejrzałam się. Przed świątynią stał tylko ten chłopak. Sparaliżowany. Miał otwarte usta i patrzył na mnie jakbym chciała go zabić. Ktoś chwycił mnie za rękę. Gwałtownie się odwróciłam. Nade mną pochylał się Czarny Kot. Znowu te motylki w brzuchu. Bez zastanowienia szybko go przytuliłam. To była nasza ósma misja. Po raz pierwszy mnie nie odtrącił.

- Debilu, nie strasz ludzi! - okrzyczałam go i starłam łzę z policzka.

- Zaraz, ty płaczesz? - zapytał.

- Nie, puść mnie. Wynoś się z mojego umysłu! - rozległ się jęk.

Odgarnęłam kosmyk spadający mi uparcie na twarz.
Na nic zdał się jęk chłopaka. Czarna mgła ponownie go otoczyła.

- Jestem Duplikat! Powróciłem! - wrzasnął blondyn.

W ekspresowym tempie podbiegł do mnie i chciał mnie chwycić za ramię. Wyrzuciłam yo-yo w górę i przeleciałam mu nad głową. Wylądowałam głową w piasku.  Muszę jeszcze potrenować, pomyślałam.
Nie chciałam się z nim cackać.  Zrobiłam kółko w powietrzu za pomocą yo-yo. Wylądowałam mu na plecach. Nieudolnie próbował mnie zrzucić. Wierzgał się jak zwierzę w klatce. Wyrwałam mu kolczyk z ucha. (Trochę brutalnie ~Dop. Autorki)  Zeskoczyłam mu z pleców robiąc salto i przydeptałam biżuterię. Przygotowałam się by złapać akumę, ale z kolczyka nic nie wyleciało.

- No bez jaj, błagam. - myślałam, że się rozpłaczę - Dawaj akumę! - powiedziałam do opętanego.

On w odpowiedzi upiornie się zaśmiał.

- Ugh, sama sobie zabiorę. - mruknęłam.

Czarny Kot stał z boku i przyglądał się jak znowu ujeżdżałam chłopaka. (Bez skojarzeń małe zboczuchy! - Dop. Autorki). W pewnym momencie postanowił się przyłączyć. Spróbował zdjąć mu czarną przepaskę z biodra. Przypadkiem dał się dotknąć. Obok niego pojawiła się jego kopia.

- Dwa Czarne Koty? Jestem w raju! - zachichotałam.

Jeden z Czarnych Kotów westchnął. Rozcapierzył pazury i z całej siły pociągnął za przepaskę. Roztargał ją. Tym razem wyleciała akuma. Szybko ją złapałam i oczyściłam.

- Ojej, to była łatwizna! - powiedziałam.
- No fakt, to co teraz robimy? - Kot uśmiechnął się do mnie, a ja zmierzwiłam mu włosy.
- A co powiesz na randkę? - wyszczerzyłam zęby. - No proszę, zgódź się. - zrobiłam maślane oczy.
- Nie. Wybacz, podoba mi się ktoś inny. - wykrztusił czerwony na policzkach.

Założyłam dłonie na piersi i przyjrzałam się mu podejrzliwie.

- Kto?
- Nikt.
- Mów!
- No dobra. Jest piękna, ma bardzo długie włosy, cudowne błękitne oczy i uśmiech za który mógłbym zabić.

Słuchając tego wydawało mi się, że opisywał mnie. W każdym razie ja tak łatwo się nie poddam. Powinnam czuć się zraniona, ale mam wrażenie, że wszystko pójdzie po mojej myśli. 

- Dobra, ja lecę. - rzuciłam i już "latałam" dzięki yo-yo.

Wpadłam do pokoju boleśnie uderzając o ścianę.
- Tikki, odmień mnie. - strój i maska zniknęły w błyskawicznym tempie.

Szybko porwałam szkatułkę z bransoletą. Założyłam ją na swoją kostkę. W chwili, gdy zapięłam ją na kostce  całe moje ciało zaczął pokrywać bielutki kombinezon w czarne pasy. Moje włosy zostały skrócone do ramion i zmieniły kolor na biały, na mojej twarzy pojawiła się maska tego samego koloru co włosy i kombinezon.   Do mojego biodra zostały przymocowane dwa krwistoczerwone wachlarze.

Spanikowana przejrzałam się w lustrze. Moje oczy były koloru czerwonego.

- Zmieniłam się w zebrę?! - pisnęłam.

Tikki z otwartą buźką siedziała na fotelu patrząc z niedowierzaniem na mnie.  Odwróciłam się w stronę lustra. Przejechałam językiem po zębach. W szoku,  palcem uniosłam górną wargę. Zamiast zwykłych kłów miałam zaostrzone zęby kota. Czy ja jestem drugim Czarnym Kotem? A nie, przepraszam. Białym Kotem?  Ale byłam cała w biało-czarne paski więc zakładam, że tygrysem.  Tylko śnieżnym? W Egipcie nie ma śniegu! Nigdy go na oczy nie widziałam. Tylko z maminych opowieści. Opowiadała mi o świecie, który był skuty lodem. Mówiła, że widziała go na oczy. Czasami miałam wrażenie jakby moja mama pochodziła z dalekiej przyszłości. Nie wyglądała też jak typowa Egipcjanka. Urodę jak najbardziej odziedziczyłam po niej. Szybko schyliłam się by zdjąć bransoletę z kostki i przemienić się w zwykłą Aidę, gdy zorientowałam się, że jej tam nie ma.  Dotknęłam swoich uszu. Nie miałam tam kolczyków Biedronki.

- Tikki, co ja mam zrobić? - spanikowałam.


********


Wybaczcie, że takie krótkie, ale jestem zajęta pisaniem bardzo długiego  IV rozdział więc...? :'D Wyczekujcie! Następny rozdział pojawi się dopiero w piątek (lub sobotę). :)
Zagłosuj, skomentuj czy co tam chcesz. :D










Miraculous: Egipskie ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz