Nagle drzwi stanęły otworem. Do sali weszi dwaj strażnicy popychając przed sobą chłopaka o ciemnobląd włosach. Osłupiałam. Cały poprzedni rok stanął mi przed oczami.
- I co ? Wyćwierkasz nam coś ? - zapytał jadowicie Mistrz.
Zanim odpowiedziałam przez głowę przeleciała mi myśl, że Franuś chyba hobbistycznie zajmuję się ornitologią.
- Pudło. Kopmletnie nie znam tego chłopaka - powiedziałam z udawanym spokojem. - Wiem kogo chcieliście przyprowadzić, ale nie trafiliście. Tak to jest, kiedy słucha się głupich plotek. Dobrze wiesz, że wole gorących włochów, niż delikatnych przystojniaczków.
- Jak to ...? - w oczach Franuścia było widać wilelką konsternacje. Z niedowierzaniem wpatrywał się to w chłopaka, to we mnie.
- Nic. Pomyliłeś się. Każdemu się zdarza. Próbuj dalej - mówiłam czując, jak wszystkie moje komórki krzyczą we mnie, że to nie prawda.
Członkowie rady popatrzyli na siebie, jakby właśnie tego się spodziewali.
- Nie wierze ci. Udowodnij - Franuś popatrzył na mnie niepewnym wzrokiem.
- Jak mam ci udowodnić to, że tego chłopaka zupełnie nie znam - zapytałam z wyższością. W głębi czułam, że to wszystko idzie w złą stronę.
- Zabij go - rozkazał mi. Wszyscy w osłupienu zwrócili ku niemu wzrok.
- Ale tak... niewinnego ...? - wykrztusiła Sarah.
- To niezgdodne z prawem - burknął Stache - kolejny czarownik biorący udział w spisku.
- Trudno. Niech go zabije. Sprawdzimy ją.
Przez ten cały czas próbowałam coś wymyślić, aby się wykręcić. Nie mogłam tego zrobić. Nie po to zadawałam sobie tyle trudu, aby w jednym momencie zniszczyć moje przeznaczenie. Starałam się nie patrzeć w stronę chłopaka, który był mi doskonale znany, ale moja głowa jakby sama obracała się w stronę, gdzie dwóch stażników pilnowało go.
Popatzryłam w tamtą stronę ze skrywanym przerażeniem. Przelonie zerknęłam na chłpaka. Nie wyglądał zbyt dobrze. Widać było, że przy porwaniu stawiał opór. Oczy miał podkrążone, a na policzku widać było ranę, z której leciała stróżka krwi. Mimo to dalej widać było przystojne rysy twarzy.
Rada, tym czasem doszła do porozumienia. Sarah i Stache przestali protestować i stanęło na wyborze Mistrza.
- Podajcie jej nóż - rozkazał osiłkom - ale nie rozkuwajcie jej rąk. Niech się trochę pomęczy - po tych słowach zaśmiał się szatańsko, a ja szczerze zaczęłam wątpić w jego poczytalność. Po chwili podano mi mały nóż i kazano mi podejść do chłopaka.
Wstałam ociągając się i powoli ruszyłam w stronę więźnia. Po chwili stanęłam naprzeciwko. Jego smutne oczy wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem i jednocześnie nadzieją. Z udawanym, kamiennym spokojem podniosłam nóż. Przez chwilę szamotałam się z narzędziem zbrodni, chodź doskonale wiedziałam, w jakiej pozycji należy go ustawić, tak, aby idealnie leżał w moich skrępowanych dłoniach. Długo z tym zwlekałam. Franuś chyba to zauważył.
- Weź wsadź jej ten nuż porządnie. Tak aby nie było wątpliwości - zawołał do jednego ze strażników. - Masz nóż. Teraz wystraczy tylko pchnąć, a wtedy pozbędziemy się wszelkich wątpliwośći, prawda?
- Nie mogę zabić niewinnego człowieka. Moje sumienie na to nie pozwala - skłamałam chwytając się ostatniej, beznadziejnej deski ratunku.
- Po prostu go zabij. Chyba, że chcesz nam powiedzieć, gdzie są te cholerne księgi? - w oczach Franusia błysnęła irytacja.
- Jak chcesz mieć na rękach krew niewinnego, to sam tu podejdź i zabij go.
- To nie moje zadanie - zacisną wargi. - Po prostu wsadź mu ten sztylet w serce. Albo gdzieś. Miejmy już tą pewność! - krzyknął. W jego głosie dało się wyczuć lekką nutkę depresji. Czyżby bał się widoku śmierci? Popatrzyłam na Mistrza Rady z pogardą i niesmakiem.
- Dobrze. Niech ci będzie. Zrobie to z dedykacją dla ciebie - uniosłam sztylet.
Czy zabiłabym kogoś, aby ochronić moją magię? Kiedyś z pewnością tak, ale nie teraz. Tym bardziej, że miałam zabić osobę bliższą mi niż wszystkie inne, na której zależało mi....bardzo mi zależało. Wspomnienia w mojej głowie odżyły i zamiast podjąć jakiekolwiek działania ratujące mnie z opresji, pogrążyłam się w głębokiej retrospekcji.
hej dzięki za wszystkie gwiazdki i komentarze, jesteście supi :**