Część 8

454 78 23
                                    

-To już ostatnie. - powiedział z ulgą Eren i położył wielkie pudło na podłodze. Nie sądził, że przeprowadzka może być tak męcząca. Wyprostował obolałe od dźwigania gratów plecy i rzucił okiem na puste jak na razie mieszkanie, zastawione tylko kartonami. Mikasa podała mu szklankę wody i stanęła obok, również przyglądając się nagim ścianom. Nastolatek wziął duży łyk przyjemnie chłodnego napoju i odetchnął z ulgą, stwierdzając, że jego życie chyba zaczęło się wreszcie układać.

Jeszcze kilka miesięcy temu o tej porze pewnie właśnie zmierzałby do klubu. Otrząsnął się lekko na to wspomnienie. Nie chciał o tym myśleć. Udało mu się wybrnąć z tego wszystkiego i najchętniej całkowicie wymazałby ten okres swojego życia z pamięci. Wyszedł na prostą. Zdał maturę, dostał się na wymarzoną uczelnię – co prawda w oddalonym o kilkaset kilometrów mieście, ale jednak. Na początku nawet cieszył się wizją wyjazdu, rozpoczęcia nowego życia na własną rękę. Ale kilka dni później Mikasa oznajmiła mu, że pojedzie razem z nim. Bo w dużym mieście łatwiej będzie jej znaleźć pracę, będzie mogła mu pomagać, gotować. Był wściekły. Tak strasznie chciał wreszcie się jej wyrwać. Po pewnym czasie stwierdził jednak, że obecność dziewczyny faktycznie może być przydatna. Chyba już pogodził się z faktem, że Mikasa zawsze będzie przy nim, niezależnie od jego woli. Udało się jej nawet znaleźć dwa wolne mieszkania w tym samym bloku, dokładnie jedno nad drugim. Eren nie protestował już więcej, i tak szczęśliwy, że będą przynajmniej mieszkać osobno. Jakkolwiek to "osobno" miało wyglądać w praktyce. Czekało ich sporo pracy nad umeblowaniem mieszkań, jednak poza tym wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku.

Eren opróżnił swoją szklankę i odstawił ją na blat, jednocześnie ściągając z niego klucze od samochodu.

-Jedźmy na jakieś zakupy. - powiedział, przypominając sobie, że w ich lodówkach jest tylko światło.


***

Było już wpół do dziesiątej, jednak znajdujący się jakieś dwa kilometry od ich bloku sklep latem był zamykany dopiero o północy, więc Eren bez pośpiechu zaparkował samochód na niewielkim wybetonowanym placu.


Chłopak zostawił Mikasę przy stoisku z pieczywem a sam udał się w kierunku półek z alkoholami. Po ciężkiej całodniowej pracy przy przeprowadzce należało mu się zimne piwo. Powoli podszedł do jednej z lodówek i zajrzał przez szybkę, szukając trunku na który miał ochotę. Kilka metrów po prawej stronie, na drugim końcu stoiska, gdzie znajdowały się wina i wszelkiego rodzaju droższe alkohole, kątem oka dostrzegł kogoś, kto również dokonywał życiowego wyboru. Eren na moment odwrócił głowę w tamtym kierunku i omal nie zemdlał.

Kruczoczarne włosy. Blada cera. Cienka linia ust. Nagle wszystko ponownie skleiło się w jedną całość. Serce chłopaka biło jak oszalałe, niemal wyskakując z piersi. To było coś więcej niż zwykły szok. To był stan przedzawałowy. Eren miał ochotę się uszczypnąć, bo nie wierzył, aby mogła to być prawda. Po prawie roku... Gdy już zdołał poukładać swoje życie, niemal o nim zapomniał... Nagle wszystko wróciło. Każdy najdrobniejszy szczegół tamtego wieczoru. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego nie mogli wpaść na siebie wcześniej?

Nastolatek zastygnął w bezruchu wciąż wpatrując się w stojącą przed nim postać, ze wzrokiem wlepionym w etykietę jakiegoś wina. Po chwili mężczyzna wyczuł chyba czyjeś spojrzenie, bo podniósł głowę znad butelki i niemal upuścił ją na podłogę, jednocześnie uchylając lekko usta w zdziwieniu. Tymczasem chłopakowi naprawdę zrobiło się słabo gdy znów poczuł na sobie to spojrzenie. Czarnowłosy momentalnie zmarszczył brwi, wciąż nie odrywając oczu od pobladłego bruneta. Eren zauważył, że wypełniające jego oczy niedowierzanie stopniowo przeradzało się w złość. Chwilę później mężczyzna wsadził ściskaną w dłoni butelkę do koszyka obok kilku innych produktów i odwrócił się na pięcie, szybkim krokiem zmierzając w stronę kasy.


Eren czuł, że dostał drugą szansę i wiedział, że nie może jej zmarnować. To przecież musiało coś znaczyć. Niespodziewane spotkanie po prawie dziesięciu miesiącach, w oddalonym o kilkaset kilometrów mieście. To nie mógł być zwykły przypadek. Chłopak ostrożnie stawiał kroki na roztrzęsionych, miękkich jak z waty nogach. Tym razem nie mógł niczego zepsuć, nie mógł pozwolić mu uciec, zniknąć, rozpłynąć się w tłumie, zapaść pod ziemię. Miał dowód na jego istnienie, nic więcej nie miało znaczenia. Musiał jakoś go zaczepić, zagadać. Zdobyć adres, numer, albo przynajmniej jego cholerne imię.


Czarnowłosy stał na końcu kasy, czekając aż jego zakupy zostaną skasowane. Eren podszedł blisko i jak gdyby nigdy nic zajął miejsce następnego klienta. Mimowolnie rzucił okiem na produkty przesuwające się powoli w stronę ekspedientki. Drogie wino, jakiś chleb, trochę warzyw. Nic szczególnego. Nastolatek szybkim ruchem zgarnął ze stoiska przy kasie pierwsze lepsze gumy do żucia i położył je na taśmie, z zamiarem kupienia czegokolwiek. Grzebiąc dłonią w kieszeni w poszukiwaniu drobnych ukradkiem zerknął w kierunku mężczyzny i znów zakręciło mu się w głowie, gdy poczuł na sobie pełne złości i grozy spojrzenie wyłaniające się spod pasm czarnych włosów, jakby ostrzegające go, żeby się nie zbliżał. Chłopak spuścił wzrok w zawahaniu. Może lepiej jednak sobie odpuścić?


Mężczyzna zapłacił kartą i ostrożnie zapakował swoje zakupy, po czym szybkim krokiem opuścił sklep, rzucając ostatnie ostrzegawcze spojrzenie w stronę Erena. Ten śledził go wzrokiem i gdy jego gumy zostały skasowane obojętnie wsunął je razem z resztą do kieszeni i z kotłującą się w sercu niepewnością poszedł za nim.

Nie próbuj mnie szukaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz