Zrozpaczona zwinęłam się w kłębek na dnie klatki. Czekałam. Mój wyrok miał zostać wydany publicznie, żeby każdy mógł zobaczyć chwilę triumfu Zeusa nad kimś potężniejszym od niego.
Byłam załamana! Jak mogłam być tak głupia! Jak mogłam zapomnieć, że Artemida może na rozkaz władcy bogów wykorzystać zwierzęta, które tłumnie przybywały do mojego domu! Okazało się, że ja głupia w towarzystwie "nieszkodliwych" ptaszków omawiałam mój plan, a one na rozkaz bogini zwierząt leciały wszystko jej opowiedzieć. Dałam się załapać w pułapkę jak byłe nowicjusz.
"Brawo Eleftheria. Przez własną głupotę zaprzepaściłaś ostatnią szansę na wyrwanie się stąd. Gratuluję!"
Teoretycznie mogłabym np. teleportować się, albo gdybym miała ochotę na wyjście z hukiem roztopić pręty klatki, ale ten dureń doskonale wiedział, ze w tej postaci nie mogę używać pełni moich zdolności. Pozostawało mi tylko czekać.
Słońce na chwilę mnie oślepiło, kiedy ktoś mnie wniósł na podest, z którego zwykł przemawiać Zeus. Wszystkie spojrzenia skierowały się na niepozorną żmijkę leżącą zwiniętą na dnie małej klateczki na ptaki. Tylko specjalnie zaklętej.
Powoli uniosłam głowę i wysunęłam język chcąc wyłapać zapachy obecnych osób. Wyczułam oczywiście moją matkę, Wielka Trójkę, Erosa i... Eris. To właśnie jej obecność bolała mnie najbardziej. Raniło mnie to, że przez moje błędy straciłam ją. A teraz nasz władca to ostatecznie przypieczętuje.
- Moi drodzy poddani! - zakrzyknął Zeus. - Zebraliśmy się tutaj, żeby wydać wyrok na osobę, której ufaliśmy, a która tym zaufaniem wzgardziła. Zdrajczyni zaplanowała zamach mający na czele przejęcie władzy na Olimpie i zniewolenie zarówno naszego królestwa jak i Ziemi!
CO?!?! Co za zakłamany, obrzydliwy, fałszywy, dwulicowy stary despota! Jak on mógł tak skłamać na oczach wszystkich?! Jak pytam się! W tym momencie miałam ochotę skoczyć na niego i korzystając z moich długich kłów wgryźć mu się w tętnicę. Co z tego, żeby go to nie zabiło. Przynajmniej dotkliwie zabolało.
- Eleftheria zostanie skazana na uwięzienie w ciele żmii, którą się okazała. Jednak nie strącimy jej do Tartaru. Pokażemy jej nasze miłosierdzie i zamkniemy ją w lochu pod naszym pałacem. Odtąd już przez resztę wieczności będzie mogła patrzeć w zaklętym lustrze na waszą radość widząc co straciła! Zabrać ją!
Strażnik skierował się do czeluści pałacowych lochów. Wielkim mosiężnym kluczem otworzył którąś z kolei celę i postawił mnie na środku stolika. Na ścianie na przeciwko zgodnie z obietnicą naczelnego idioty wisiało lustro zaklęte tak, ze nawet teraz widziałam obraz Iris wracającej załamanej do domu.
- Zgnij tutaj zdrajczyni. - rzucił jeszcze przez ramię, zanim wyszedł. Jedyne co mogłam zrobić, to zasyczeń na niego. Słabo. Delikatnie rzecz ujmując. Nawet powyzywać nie mogłam na głos.
Miałam ochotę zacząć wrzeszczeć. Wrzeszczeć najgłośniej jak umiałam, dopóki bym nie zdarła sobie gardła do krwi. Roznieść w pył cały ten przeklęty pałac a potem długo i boleśnie torturować Zeusa, dopóki by na kolanach nie błagał mnie o przebaczenie. A potem tak czy inaczej uciec z tego świata i nigdy już nie wrócić. Zostawić ten ból za sobą. Ale to było niemożliwe. Zostałam tu uwięziona do końca mojego istnienia.
Podobno nadzieja umiera ostatnia. Okazało się, że nawet ją mogę przeżyć, bo ona właśnie doświadczyła dekapitacji.
Zrezygnowana uległam kuszącemu otępieniu. A potem była tylko błoga nieświadomość...
~~~~~~~~Tydzień później~~~~~~~~
Czas mija w niewidoczny dla mnie sposób. Wiem tylko dwie rzeczy. Mianowicie to, że strażnik codziennie przynosi mi marną porcję żywieniową, oraz to, że wszyscy inni mieszkańcy olimpu wydają się szczęśliwi. Wygląda to tak, jakby całkowicie wyparli z pamięci moje istnienie. Nawet Iris, którą miałam za przyjaciółkę na wieczność dogadała się ze złośliwymi nimfami z jeziorka. Jak mogła? Jak...
Już zdążyłam się pogodzić ze swoim losem. Całe dnie spędzam na myśleniu i przypominaniu sobie treści książek, które kiedyś dała mi moja "przyjaciółka". Więc ponownie uciekałam przed Urgalami z Willem Treatym, podróżowałam z Geraltem czy szybowałam na grzbiecie smoka z Eragonem. Teraz to w mojej głowie i wyobraźni ogniskowało się moje życie.
Usłyszałam szczęk klucza w zamku. Znowu on. Niech zostawi co ma zostawić i odejdzie. Nie chcę widzieć jego pogardliwego spojrzenia, potępiającego mnie za coś, czego nie zrobi...
- Pst! Eleftheria! - usłyszałam szept. Momentalnie się ożywiłam. Co tu robi Eros? jak się tu dostał? i jeszcze raz powtórzę - CO ON TU ROBI?! Spojrzałam na niego pytająco. Postanowiłam zrezygnować z jedynej dostępnej mi mocy - telepatii. Nie chciałam wzbudzać złudnej nadziei na ratunek.
- Proszę, odezwij się. Wiem, że możesz. Błagam.
- Co tu robisz idioto? - skoro tak ładnie prosi, to dobrze. Rozpoczęłam z nim telepatyczną rozmowę. Jego twarz rozświetlił uśmiech pełen utraconej przeze mnie nadziei. Od tej chwili porzucił tradycyjną komunikację na rzecz tej mentalnej. Nie wypowiedział już ani słowa.
- Zbieraj się. Wychodzisz na wolność. - chyba źle zrozumiałam przekaz...
- Ale jakim niby cudem? Uniewinnili mnie? - teraz umysł boga miłości bardzo wyraźnie zabarwiło zakłopotanie.
- Hmmm... nie do końca. Bo wiesz...
- Jak to "nie do końca"?!
- Ja... jakby to powiedzieć... zauroczyłem strażnika i zabrałem mu klu...
-CO zrobiłeś!? - on chyba oszalał! Stracą nas oboje za to do Tartaru! To koniec!
- Ukradłem mu klucze. - podszedł do mnie otwierając klatkę. - Uważam, że masz rację. Życie w złotej klatce, to nie życie. Uważam, ze racja jest po twojej stronie i mam zamiar pomóc ci.
- Wiesz, że jeżeli to nie wypali to...
- Oboje wylądujemy w Tartarze? Wiem. Ale jestem gotów podjąć to ryzyko. - kiedy on mi się tu uzewnętrzniał ja ostrożnie wydostałam się na blat. Podniósł mnie delikatnie i odstawił na podłogę. Skupiłam się. Po chwili stałam już w moim starym, dobrym humanoidalnym ciele. Przeciągnęłam się. Jak dobrze być znowu sobą!
- Rozumiem, że masz plan bohaterze? - spojrzałam na niego. Słysząc głęboko w swoim umyśle określenie, jakim się posłużyłam zarumienił się delikatnie.
- Oczywiście, ze tak! - mówiąc to wyciągnął zza siebie woreczek, którego wcześniej nie zauważyłam. Podszedł do klatki, i włożył coś do niej szybko zatrzaskując drzwiczki. Zauważyłam, że była to żmija, wyglądająca identycznie jak ja, tylko... była prawdziwym zwierzęciem. Zdezorientowana popatrzyłam na Erosa, który zadowolony potarł dłonie.
- Etap pierwszy skończony. Teraz czas na etap drugi. Eleftheria... - tu popatrzył mi poważnie w oczy. - ...musisz uczynić nas niewidzialnymi i niesłyszalnymi dla otoczenia. - osłupiała zrobiłam to co kazał.
Zdesperowany włamywacz wyciągnął mnie za rękę z celi. Zamknął szybko jej ciężkie drzwi. Biegliśmy na złamanie karku w stronę wyjścia. Mój towarzysz zatrzymał się tylko na chwilę, żeby oddać klucz strażnikowi i zdjąć z niego urok. Potem wystartował ciągnąc mnie za sobą.
Lecieliśmy razem wśród chmur, a ja nie mogłam się nacieszyć tym poczuciem wolności, które sprawiało, że odżywałam na nowo. Nawet nie zwracałam uwagi na zmieniający się krajobraz wokół nas. Dopiero, kiedy pod osłoną nocy po długim locie wylądowaliśmy na jakiejś polanie odważyłam się zadać pytanie.
- Gdzie jesteśmy?
- Na Ziemi. To właśnie tutaj mieścił się kiedyś słynny Labirynt Minotaura.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Mam nadzieje, ze będziecie zadowoleni.
jak teraz poradzi sobie Eleftheria? Czemu Eros jej pomógł? I najważniejsze pytanei. Skąd do jasnej anielki wiedział gdzie chciała lecieć nasza bohaterka?! Tego wszystkiego dowiecie się już w następnym rozdziale.
A na razie zegnam się z wami!
Do zobaczenia w następnym rozdziale!
CZYTASZ
Między światami
Fantasy"Po raz kolejny doskoczyliśmy do siebie w naszym własnym Danse Macabre. Oboje dyszeliśmy ciężko, jednak każde z nas wiedziało, że się nie podda. Dla mnie stawką była wolność. Dla niego - szacunek największego z kłamców. - Jak mogłeś Erosie. - syk...