Rozdział 5

60 11 2
                                    

  Wpadłam do swojego domu niczym tornado. Nadzieja, która wypełniła moje serce dawała mi energie do działania. Szybko przebrałam się w mój ulubiony kombinezon i odwołałam Aurum. Machnęłam ręką, na co księgi historyczne i z dziełami geografów przyleciały z sąsiedniego pokoju na moje biurko, w biegu chwyciłam czysty pergamin, kałamarz oraz orle pióro, którego używałam do pisania i rzuciłam się w stronę stołu.

  Nie miałam czasu do stracenia. Chciałam działać natychmiast. Najlepiej już jutro wyruszyć po tajemniczy artefakt. "Eleftheria opanuj się. Pamiętaj: pośpiech - naj­większy złodziej czasu. Jeżeli chcesz coś zrobić to nie wolno ci się spieszyć. A teraz głęboki wdech i do roboty." Jak pomyślałam, tak i zrobiłam. Po ochłonięciu zamoczyłam koniec pióra w atramencie i zapisałam treść zagadki na samej górze zwoju.

  "Artefakt jest tam, gdzie przeklętemu potomkowi króla złotą nicią na gobelinie Mojr zguba została wytkana."

  W zamyśleniu postukała końcówką piórka o brodę. "Hmm... przeklęty potomek króla... Kto to może być..." Sięgnęłam po pierwszą księgę. Grube tomiszcze opisujące dzieje królów. Otworzyłam i zaczęłam szukać.

  Szczerze powiedziawszy sama nie zdawałam sobie sprawy ze swojej wytrwałości. Szukając tego przeklętego syna przesiedziałam całą noc. Rano musiałam wypić fiolkę eliksiru pobudzającego, co postawiło mnie na nogi i pozwoliło kontynuować poszukiwania.

  Jednak po dwunastej godzinie wykreślania kolejnych imion sfrustrowana rzuciłam piórem o blat.

 - Mam tego dość! - krzyknęłam zdenerwowana. - Muszę kogoś stłuc bo nie wytrzymam! - a ja nie rzucam słów na wiatr.

  Wyskoczyłam przez okno energicznie młócąc powietrze skrzydłami. Kierowałam się w miejsce, gdzie zwykle przesiadywał mój drugi ulubiony partner do sparingów, po Aresie. Ale bóg wojny nigdy nie wkładał w to stu procent swoich możliwości. Nie odbierało mu to talentu, jednak mi odbierało zabawę.

 - No gdzie jesteś... - mamrotałam do siebie, kiedy wreszcie go dostrzegłam. Tej byczej głowy nie mogłam pomylić z żadną inną. Biegał właśnie po arenie udając szarżowanie na kogoś, wiec miał rogi skierowane do przodu a wzrok wbijał w bycze kopyta. Postanowiłam to wykorzystać.

  Przyspieszyłam i po zwinnym wylądowaniu przed moim znajomym złapałam zdecydowanie za rogi i wykręciłam mu głowę powalając go na kolana.

 - Robisz się wolny. - powiedziałam puszczając go z uśmiechem.

 - Ja wolny? Zdaje ci się! To tu zaczynasz wyskakiwać niczym zając! - rzucił patrząc na mnie wesołymi oczami. - Co cię do mnie sprowadza?

 - Masz może ochotę na sparing? Już dawno nie miałam okazji cię zbić. - zapytałam nie tracąc rezonu mimo, że Minotaur to istny olbrzym. Powiedziałabym, że należy do ludzi, którzy mają po dwa metry w barach, tylko że... no właśnie. On nie był człowiekiem. Przez jego byczą głowę i nogi raczej ciężko byłoby go z nim pomylić.

 - Nie bądź taka do przodu, bo ci tyłu zabraknie. A co do sparingu, to wiesz, że ja nigdy nie odmówię dobrego mordobicia. - odpowiedział śmiejąc się rubasznie.

 - Więc... kto ostatni w Labiryncie Minotaura, ten będzie zmywał krew po starciu! - krzyknęłam biorąc rozpęd i startując.

  Nie miałam na myśli TEGO Labiryntu Minotaura. Na Olimpie po śmierci byczka Zeus stworzył dla niego naszą wersję, gdyby miał ochotę nadal w nim mieszkać. Dla nas to świetne miejsce na sparingi, bo:

primo - był oddalony od siedzib bogów i nikt nam nie przeszkadzał

secundo - Minotaur walczył na znajomym terenie, a ja wreszcie doświadczałam jakiś wyzwań.

  Na miejsce dotarliśmy jednocześnie.

 - Czyli nikogo nie ominie brudna robota. - powiedziałam śmiejąc się.

 - Dobra Koniec gadania! Czas na zabawę! - stwierdził byczek łapiąc wielki topór bojowy i wbiegając w czeluście labiryntu. Ja, jako praktyczna kobieta stworzyłam sobie dwa sztylety z rękojeściami inkrustowanymi kamieniami szlachetnymi. Moja ulubiona parka. Chowając je w ukrytych futerałach na moich przedramionach weszłam do jaskini lwa z zamiarem wsadzenia mu kijka w oko.

  Mój przeciwnik miał przewagę o tyle, że on mieszkał  takim samym miejscu całe życie i znał je jak własną kieszeń, a ja nadal miałam problemy w połapaniu się w tych wszystkich korytarzach. Adrenalina buzowała mi w żyłach i motywowała do działania. Przemykałam przejściami jak śmiercionośny cień. Kryłam się w zakamarkach krocząc bezszelestnie i nasłuchując. Wreszcie go znalazłam.

  Stał na środku jakiejś sali rozglądając się czujnie i machając groźnie ciężkim toporem. Wyszczerzyłam się upiornie. Na niego miałam już wypróbowany sposób. Ciekawe, czy sprawdzi się i tym razem.

  Wyjęłam z saszetki u pasał obły kamyk i siłą woli rzuciłam go w zasłony po przeciwnej stronie sali. Tak jak się spodziewałam, mężczyzna usłyszał to i odwracając się do mnie plecami ruszył w tamtym kierunku. Ja w tym czasie opuściłam moją kryjówkę i skradałam się w jego  stronę. Już dobyłam sztyletu. Już miałam go przystawić do jego gardła i zakończyć pojedynek, kiedy...

 - Mam cię! - z tym okrzykiem Minotaur odwrócił się biorąc zamach toporem i mijając mnie nim o włos. "Czyli jednak będzie ciekawie." Zgodziłam się z tą jego myślą.

  Walka trwała kilka godzin. Każdy z nas zadał przeciwnikowi obrażenia różnego stopnia, więc wszędzie było pełno krwi. Ostatecznie wygrałam jak przykładając przeciwnikowi sztylet do karku.

  Padliśmy wtedy zgodnie śmiejąc się na ziemie, żeby odpocząć.

 - Nie powiem, poprawiłaś się mała. - powiedział oddychając ciężko syn Minosa.

 - Ja? Mała? - powiedziałam udając niedowierzanie i oburzenie. - Uważaj na słowa synku. Mogłabym być twoją praprababką.

 - Już dobrze. - odpowiedział kontynuując naszą sprzeczkę. - Już nie będę staruszko.

 - Byczku nie podskakuj! Bo jeszcze stracisz kopyta! - pogroziłam mu palcem.

 - Uważaj Eleftheria! Bo będziesz musiała wracać sama, a nie masz przy sobie złotej nici Ariadny! - zażartował ze śmiechem. Ja tymczasem osłupiałam.

 - Hmm...Eleftheria? Coś się... - nie dokończył bo uciszyłam go machnięciem ręki. Potarłam w skupieniu skronie. "(...) gdzie przeklętemu synowi króla(...)" Minotaur był przeklętym synem Minosa, króla Krety. "(...) złotą nicią(...)zguba została wytkana"! Ariadna dała Tezeuszowi złotą nić, dzięki której znalazł wyjście z labiryntu i zabił Minotaura! Jaka ja byłam głupia! Rozwiązanie miałam tuż przed nosem i go nie dostrzegłam!

 - Minotaurze, dziękuję ci! - krzyknęłam podbiegając i zamykając go we - w miarę moich możliwości, biorąc pod uwagę naszą różnicę rozmiarów - niedźwiedzim uścisku. On osłupiały nieśmiało odwzajemnił uścisk i powiedział:

 - Nie ma za co... a tak w ogóle to co zrobiłem?

 - Pomogłeś mi rozwiązać bardzo ważny problem. A teraz muszę już iść pa! - powiedziałam wyrywając się.

 - A co z... - potwór wskazał wymownym gestem ściany całe ubrudzone w naszej krwi. Westchnęłam, machnęłam ręką i wszystko znów było czyste.

 - W takim razie pomyślności! - ryknął. Ja uśmiechając się wypowiedziałam tylko jedno słowo:

 - Lanuae. - i już byłam w domu.

  Ożywiona przywołałam do siebie mapę Ziemi podarowaną mi przez Iris. Spojrzałam na wyspy greckie. Wskazałam palcem jedną z nich.

 - Kreta. - szepnęłam. - Artefakt jest w ruinach Labiryntu Minotaura.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem :)

Jak zwykle proszę o zostawienie po sobie śladu w komentarzu, krytyka mile widziana.


Do zobaczenia w następnym rozdziale!



Między światamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz