Rozdział 8

10.5K 510 20
                                    



*Katherina*

Od wyścigów minęły już 3 dni. Theo unikał mnie i nie odzywał się do mnie. Nie wiem czy mam być z tego powodu szczęśliwa czy wręcz przeciwnie. Żeby wyrzucić go jakoś z głowy zaczęłam coraz więcej czasu spędzać z Sarą i zatraciłam się w treningach. Luke nigdy mi nie odpuszczał a wczoraj postanowił mnie jeszcze przycisnąć więc dziś cały dzień chodziłam lekko obolała.

Została mi jeszcze tylko jedna lekcja, a mianowicie wf. Kto normalny ustala wf na ostatniej lekcji w piątek? Osobiście uwielbiam wysiłek fizyczny ale to już jest lekka przesada.

Stałam właśnie w szatni i zdejmowałam koszulkę żeby się przebrać gdy Sara stojąca koło mnie głośno wciągnęła powietrze. Spojrzałam na nią, ale ona miała wzrok utkwiony w moich plecach. Nie wiedziałam o co jej chodzi, ktoś mi coś przyczepi? Ubrudziłam się czymś?

-Kto ci to zrobił?- zapytała cicho i przejechała palcami po moich plecach

-Ale co Sara?

-Masz całe plecy w purpurowych i zielonych siniakach –odpowiedziała z przerażeniem

O kurcze. To pewnie po wczorajszym treningu. Bolało mnie w sumie całe ciało dlatego nie zwróciłam uwagi na te siniaki. Muszę się jakoś z tego wyplątać bo nie jestem jeszcze gotowa podzielić się z nią całą prawdą.

-To nic, naprawdę. Chciałam wczoraj wziąć pudełko z najwyższej półki w garderobie i spadłam z krzesła. Trochę się poobijałam i tyle-odpowiedziałam najspokojniej jak umiałam i szybko założyłam koszulkę do ćwiczeń. Widziałam w jej oczach, że mi nie uwierzyła ale nie zadawała więcej pytań za co byłam jej bardzo wdzięczna. Weszłyśmy razem na salę gimnastyczną, na której była już reszta klasy i o dziwo chłopcy też. Podobno ich nauczyciel rozchorował się i przez pewien czas będą oni mieli lekcje z nami . Na moje nieszczęście był tu Theo i Mike -chłopak spod stołówki- a także Kris, która już ruszyła w stronę męskiej części klasy w swoim skąpym stroju. Ja miałam na sobie obcisłe, czarne leginsy i zwykłą luźną koszulkę. Widziałam jak Theo lustruje mnie wzrokiem a gdy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się nieśmiało. Szybko odwróciłam wzrok żeby tylko nie odwzajemnić tego gestu.

Podczas zajęć graliśmy w dwa ognie i chłopcy starali się być dla nas w miarę delikatni ale ja musiałam się wyładować bo Kris cały czas lepiła się do Theo. Nie wiem dlaczego tak reagowałam. Spodobał ci się-podpowiadała mi moja podświadomość ale nie chciałam jej słuchać. Cała klasa była raczej zaskoczona gdy w grze zostaliśmy tylko ja i Mike. Chłopak rzucał mocno ale niespecjalnie celnie. Miałam świetny refleks i nie miałam większego problemu żeby łapać piłki lecące we mnie. Niestety on miał wielkie ręcę i piłka jakby sama w nie wpadała. Rzucaliśmy tak już dłuższą chwile a mi znudziła się zabawa w kotka i myszkę. Miałam akurat piłkę w ręku i udawałam, że mocno się zamachuje żeby sprawdzić jego reakcję. Uciekł w bok ale ja to przewidziałam i zanim zdążył się zorientować posłałam w jego stronę mocno pokręconą piłkę, która trafiła go prosto w krocze. Zgiął się mimowolnie a cała klas wydała zgodne- uuuuuu.

Zadzwonił dzwonek na przerwę a ja wyszłam z sali nie patrząc na nikogo. Na odchodnym powiedziałam jeszcze tylko – 2:0 jajeczka- ale dość cicho tak, że tylko Sara mnie usłyszała i zaczęła chichotać. Szybko się przebrałam, pożegnałam z Sarą i ruszyłam w stronę parkingu, na którym czekał już na mnie Cody. Włożyłam kask i bez słowa ruszyliśmy w stronę domu.

Cody otworzył drzwi kluczem, zdjęliśmy buty i już chciałam iść do siebie na górę ale zatrzymały mnie silne ramiona mojego brata, który mocno mnie przytulił od tyłu a głowę położył na moim ramieniu.

-Co jest księżniczko? -zapytał z wyczuwalną troską w głosie

-Nic

-Kath znam cię nie od dziś i wiem kiedy coś jest nie w porządku

-Ja po prostu...- nie dokończyłam bo w sumie nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Sama nie rozumiałam swoich uczuć i nie wiedziałam jak mam się zachować w tej sytuacji. Jednak Cody to przecież mój najlepszy przyjaciel. Zawsze mówiłam mu o wszystkim i zawsze mi pomagał. Może teraz też da radę...

-Może zacznę od początku

Cody zaprowadził mnie do kuchni i zrobił nam po kubku gorącej czekolady z bitą śmietaną. Zawsze tak ją piliśmy. Popijając gorący napój opowiedziałam mu o wszystkim. O tym jak Theo mnie rozpoznał pierwszego dnia i próbował się ze mną umówić, o groźbach Kris i o tym co się stało na wyścigu. Cody cały czas z uwagą słuchał i nie przerywał mi. Gdy skończyłam mój monolog zapadła chwila ciszy, którą przerwał Cody swoim pytaniem

-Lubisz go czy nie?

-Ja... ja nie wi..-nie dane mi było skończyć bo brunet mi przerwał

-Żadnych wymówek, prosta odpowiedź tak lub nie

-No, tak lubię go ale nic o nim nie wiem tak jak on nic o mnie. Nie chce się teraz w nic angażować bo wiesz, że wolę się skupić na treningach i nauce.

Chłopak zamyślił się i chciał coś powiedzieć ale chyba zrezygnował. Jeszcze kilka razy próbował więc postanowiłam mu trochę pomóc

-Wydusisz to z siebie wreszcie? Widzę, że chcesz coś powiedzieć

-Jesteś pewna ,że to jest jedyny powód? Może po prostu boisz się zostać znowu odrzucona tak jak przez...

-Nawet nie kończ tego zdania! -przerwałam mu szybko

-Przepraszam księżniczko ale wiem jak to na ciebie wpłynęło a nie powinno. Jesteś piękna i silna nie powinnaś się tak trzymać przeszłości bo to cię tylko rani. Skoro lubisz tego całego Theo to daj mu szansę. Daj ją także sobie. Kto wie może wyjdzie z tego coś dobrego?

-Ja się po prostu boje Cody-powiedziałam cicho spuszczając głowę.

Chłopak podszedł do mnie i mocno objął szepcząc do ucha- Jesteś najodważniejszą osobą jaką znam. Pamiętaj, że ty się nigdy nie poddajesz.

Jak on to robi, że zawsze wie co powiedzieć? Często pomagał mi gdy miałam dołka i zawsze był przy mnie. Czym ja sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela?

-Dobrze spróbuje, ale małymi kroczkami. Dla ciebie Cody. Kocham Cie.

-Ja ciebie też księżniczko, ja ciebie też.

Żeby trochę ochłonąć po rozmowie z Codym postanowiłam pójść pobiegać. Zawsze mnie to rozluźniało. Gdybym tylko wiedziała jak to się skończy...


BLACKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz