Kłopoty

255 15 0
                                    

Zmrużyłam oczy i oparłam czoło o chłodną szybę. Krajobrazy za oknem zmieniły się z niewielkich wsi na bezkresne połacie zielonych pól. Kątem oka widziałam jak Ambra kręci się niespokojnie.

- Ile jeszcze każesz mi czekać? - syknęła w końcu. Skrzywiłam się i wróciłam do pionu.

- Pod koniec lipca gościłam w swoim domu pana Borgina – zaczęłam, próbując złapać rytm.

- Kto to jest Borgin? -zapytała zaciekawiona dziewczyna. Jej oczy błyszczały niewysłowioną ekscytacją, ręce splotła na kolanach by nie drżały z podniecenia.

- Właściciel sklepu na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Nie pytaj jak się poznaliśmy, za dużo opowiadania naraz. Zaprosiłam go do siebie w zamian za ... przysługę – mówiłam, dokładnie cedząc każde słowo. Nie chciałam powiedzieć za dużo, wiedziałam, że Ambra ma jak najbardziej dobre intencje, ale jej charakter był czasem zgubny – potrafiła w roztargnieniu powiedzieć o jedno słowo za dużo.

- Co to za przysługa? Dziwne, że chciał w ogóle z tobą rozmawiać, masz tylko piętnaście lat! - zdziwiła się. Kiwnęłam głową.

- Zdobył dla mnie pewien przedmiot, na którym mi szczególnie zależy – szepnęłam.Utkwiłam badawcze spojrzenie w brązowych oczach dziewczyny. Szukałam jakichkolwiek oznak zniecierpliwienia, złości, ale natrafiłam jedynie na zdumienie i smutek.

- Rozumiem, że na razie na tym temat się kończy. Ile jeszcze mam ci dowodzić, że jestem warta zaufania? - mruknęła smutno Ambra. Wbiłam wzrok w widok za oknem.

- Dobrze wiesz, że już raz mnie zawiodłaś. Wybaczyłam, ale blizna zostaje – odparłam bezbarwnym głosem. Dziewczyna przytaknęła z ociąganiem i zajęła się skubaniem odrywającej się podeszwy buta.

- Postąpiłam źle, ale od tamtego czasu staram się jak mogę. Nie dostrzegasz tego czy o co chodzi? - warknęła. Moja twarz stężała, dłonie zacisnęły się tak mocno, że paznokcie wbiły mi się skórę, pozostawiając na niej różowe ślady. Gdy przemówiłam głos miałam spokojny.

- Trudno jest zaufać ponownie, gdy wokół masz tylu ludzi, którzy od dziecka próbują cię przeciągnąć na swoją stronę. Ufałam ci bezgranicznie, a ty w momencie, gdy cię najbardziej potrzebowałam siedziałaś z Padmą Patil i plotkowałaś o mnie! - ostatnie słowa niemal wykrzyczałam. Chciałam by odczuła moją rozpacz, zranione uczucia. Wstałam i z wściekłością rozsunęłam drzwi przedziału. Vain wylądowała mi na przedramieniu. Wyszłam urażona i zaczęłam szukać Hermiony. Błądziłam chwilę po wagonie, wchodząc do przedziałów z młodszymi lub starszymi uczniami szkoły. Natrafiłam na Ślizgonów, którzy obrzucili mnie raczej niemiłymi spojrzeniami, natknęłam się na Dracona, który koniecznie chciał wiedzieć czy odwiedzę ich w Boże Narodzenie oraz spotkałam Freda i George'a. Wreszcie udało mi się odnaleźć właściwy przedział.

- Cześć Josie –powiedzieli niemal jednocześnie moi prawie-przyjaciele. Dygnęłam, bardziej z przyzwyczajenia niż z szacunku, co wywołało zgodną salwę śmiechu. Zarumieniłam się lekko, ale udało mi się zachować kamienną twarz. Usiadłam przy drzwiach naprzeciwko Harry'ego i Rona.

- Zgubiłaś Ambrę? -zapytał zdziwiony Harry. Miał z nią bardziej niż dobry kontakt, co mnie intrygowało. Może coś z tego wyjdzie...?

- Pokłóciłam się z chwilą – odparłam zdawkowym tonem. Vain zahuczała donośnie na powitanie Świstoświnki. Sóweczka podleciała do niej i zaczęła skubać małym dziobem jej skrzydło.

Hermionę, Harry'ego i Rona niezbyt zdziwił ten fakt. Postanowili nie ciągnąć tematu, wiedząc, że prędzej czy później sam wróci.

- Kiedy przyjedzie ten wózek ze słodyczami? Padam z głodu – marudził Ron. Hermiona siedziała ze wzrokiem zatopionym w książce (Standardowe zaklęcia, stopień czwarty), a Harry dłubał coś przy swojej Błyskawicy.

- Nareszcie! - wykrzyknął rudy na widok pulchnej czarownicy i jej kramu. Podbiegł do niej ze złotym galeonem w dłoni jakby jej towar był ostatnią deską ratunku dla jego ściśniętego żołądka. Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że w swoim kufrze chowa trzy kanapki z peklowaną wołowiną.

- Dwie czekoladowe żaby i kociołkowe pieguski – poprosiłam, wręczając kobiecie monety. Ron nakupował sobie stos słodyczy i zasiadł przy oknie obładowany paczkami. Harry skrzywił się na widok fasolek wszystkich smaków.

- Nadal czuję w ustach tą bakłażanową – skomentował tylko i wyciągnął się na kanapie. Wtem usłyszeliśmy potworny huk.

Ostatnia z rodu Peverell'ów - Story in HogwartWhere stories live. Discover now