Rozdział 7

95 17 6
                                    

Brian
Budzę się przez promienie słoneczne wpadające do pokoju, dzięki czemu wiem, że Brittany finalnie mnie nie obudziła. Hm. Ta myśl schodzi na drugi plan, kiedy czuję cudowny zapach smażonej szynki. Powoli wstaję, by nie sprawić sobie więcej bólu niż muszę. Głowa już nie krwawi, chociaż dalej piecze, to samo z wargą. Znacznie lepiej za to jest z moim tyłem, bo zaczyna boleć tylko i wyłącznie wtedy, gdy naciskam na siniaka. Oko bez zmian, nie licząc braku tępego bólu.
Zwabiony cudownym zapachem schodzę na dół, a w kuchni odnajduję drobniutką dziewczynę z wielkimi, brązowymi oczami. Wygląda na moją rówieśniczkę, ale mam wrażenie, że jest starsza.
    ⁃    Dzień dobry - mówi przyjemnym dla ucha głosem, a ja zauważam, że smaży na patelni jajecznicę. - Brittany poprosiła o zrobienie ci śniadania i przekazane, że poszła do szkoły, a wróci po piętnastej.
Kiwam głową, trochę zawiedziony. Jednocześnie głupio się z tym czuję, bo przecież dziewczyna nie jest moją przyjaciółką ani kimś bliskim, by poświęcić dzień nauki. Znalazłem się tu zupełnie przypadkowo, cud, że ona zechciała mnie przyjąć. A ja tylko ją okłamuję. Wierzę, że jest to w dobrej sprawie. Damon znalazłby inny sposób na dręczenie jej, jeśli ja bym zrezygnował. Więc co za różnica? Taka, że przy opcji z moim udziałem ja pozostaję anonimowy, tak samo jak moja matka. Samolub.
Siadam przy wyspie kuchennej i obserwuję... służkę? Kim ona jest?
    ⁃    Przepraszam za pytanie, ale kim jesteś?
Odwraca się, by posłać mi ironiczne spojrzenie.
    ⁃    Rycerzem tego pałacu. A ty? Bo mi się wydaje, że smokiem, który planuje wykraść księżniczkę. - Kieruje ku mnie widelec. - Jeden niewłaściwy ruch i stąd wypadasz. Pamiętaj, że jesteś dość dużą i brzydką kreaturą, a ja znam się na takich. Nie jesteś pierwszym, któremu robię z rana śniadanko. - Mruży oczy i powraca do wykładania posiłku na talerz.
Mija chwila, nim łapię tą całą metaforę i jej znaczenie. Myśli, że jestemś kimś złym, bliźniak Damona. Może ma rację? Jestem tak zagubiony.
Kobieta stawia przede mną parującą jeszcze jajecznicę, a następnie ściąga fartuszek, szykując się do wyjścia. Jest drobna i poczciwa, jakby za zadartym noskiem i wąskimi ustami kryła się starucha, która rozgryzła całe zło tego świata. Stąpa pewnie, choć delikatnie. W ostatniej chwili proponuję:
    ⁃    Może ze mną zjesz?
    ⁃    Tacy ludzie jak my pierwsze śniadanie powinni mieć dawno za sobą - odpiera. Otwiera lodówkę i wyjmuje z niej jogurt naturalny, by chwilę później usiąść naprzeciw mnie.
Przez moment wpatrujemy się w siebie bez słowa. Nie wiem, jak ją traktować. Jako wroga w zniszczeniu planu Damona? On pewnie by się z nią nie cackał i dałby jej do zrozumienia, kto tu rządzi. Ja taki nie jestem. Może jestem mięczakiem, ale chcę, by choć taka resztka ludzkości we mnie została.
    ⁃    Słuchaj... - zaczynam. - Hm, możemy przejść na ty?
    ⁃    To ocenię, gdy już skończysz.
    ⁃    Dobra. - Peszę się. Wbijam widelec w kawałek szynki. - Nie jestem twoim wrogiem, nie rozumiem, dlaczego mnie za niego uważasz.
Dziewczyna unosi brew. Nie odpowiada.
    ⁃    Wiesz, żeby rozsądnie odpowiedzieć na zarzut, trzeba go znać.
    ⁃    Myślę, że znasz moje oskarżenie.
Uśmiecham się sztucznie, mając wrażenie, że gra mojej twarzy nic nie pomoże, a ona czyta ze mnie jak z otwartej księgi.
    ⁃    Właściwie to nie. - Niemożliwe, by wiedziała o umowie z Damonem. - Jestem tutaj, ponieważ lubię Brittany. Jest dobra, pomocna. A ja to wyrzutek szkoły, który ma ją za obiekt westchnień od paru lat. Dlaczego uważasz mnie za kogoś złego?
Nie mam pojęcia, czemu się przed nią otworzyłem. Jestem dość zamknięty i ciężko ze mnie coś wyciągnąć, bo mam wrażenie, że wszyscy pytają z grzeczności. Na przykład jak moja matka.
    ⁃    Ludzie, którym się nie przelewa, ciężko pracują, są poczciwi, rozpoznają swoich - oznajmia w końcu. - Ty jesteś taki sam jak ja. Nie wywyższasz się i pytasz mnie o wszystko z szacunkiem, a ja jestem gosposią. Właśnie, nawet tego nie wiedziałeś. Smuci mnie fakt, że jesteś naszą zakałą.
    ⁃    Słucham? - Nie rozumiem jej.
    ⁃    Okłamałeś Brittany, a ona nie cierpi kłamców. Całe jej życie opiera się na pozornej idealności, której nienawidzi. Zaprosiłeś ją do pięknego, wystawnego mieszkania, prawda? - Przekrzywia głowę, ale nie doczekuje się odpowiedzi. - Gdybyś zaprosił ją do swojego prawdziwego domu, to Brittany zapewne jęczałaby i głowiłaby się nad tym, jak ci pomóc, może w nauce albo materialnie? Ona już taka jest. Jednak wróciła zadowolona, więc wniosek sam się nasuwa. Jestem pewna, że dom nie należy do ciebie.
Kiwam powoli głową, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Jest bystra.
    ⁃    A to znaczy, że ją okłamałeś - dodaje, cały czas na mnie patrząc. - Nikt nie lubi kłamców.
Cicho wstaje, wyrzuca kubeczek po jogurcie, a łyżeczkę wsadza do zmywarki. Rozmowa zakończona. Cholera.
    ⁃    Nigdy nie dokuczały ci dzieciaki? - pytam, nie chcąc, by kobieta brała mnie za oszusta, choć powinna. - Że twoja matka jest dziwką, a ty masz najgorsze ubrania, w lato musisz pracować, zamiast bawić się na dworze? Że jesteś nikim w szkole, popychadłem, ukrytym w cieniu popularnych osób? Właśnie za taką prześladowczynirę jest brana Brittany w naszej zapchanej budzie. - Brunetka zwraca się w moją stronę z niedowierzeniem. - A mimo to chciałem się z nią umówić, bo jest prześliczna. Powierzchownie. Zaprosiłem ją do domu mojego wujka, by nie śmiała się z mojej biedoty, ale gdy zrozumiałem, że taka nie jest, było za późno.
Również wstaję i oboje mierzymy sie wzrokiem.
    ⁃    Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. - Podchodzi do mnie i kładzie mi na ramieniu swoją drobną dłoń. - Zapamiętaj to i odkręć to jak najszybciej.
    ⁃    Dobrze.
    ⁃    Jak nie, ja to zrobię - warczy. - Ja tylko chcę dla niej dobrze, musisz to zrozumieć.
    ⁃    Też tego pragnę - mówię bez zastanowienia. Przez chwilę mam ochotę uderzyć głową w ścianę, ale zdaję sobie sprawę, że to prawda. Wszystko, co powiedziałem, to prawda. Damon nie wymagał ode mnie tych kłamstw, to moja wina; wstydziłem się siebie i mojej rodziny.
    ⁃    Zatem stoimy po tej samej stronie. Do jej powrotu, gdy zdecydujesz, co zrobisz - oznajmia.
Oblizuję wargi, a ona się odsuwa. Poprawia włosy związane w kucyk i zbiera mój talerz z jedzeniem.
    ⁃    Mam na imię Tori - przedstawia się, wychodząc.
    ⁃    Brian.
Kiwa głową na pożegnanie, a ja zostaję sam. Żałuję, że i tak będę musiał okłamać Brittany, by stanąć po stronie Tori.

Brittany
Melanie wymyśliła, że ochranianie środowiska nie jest jej przeznaczeniem, ale spróbuje sił w sporcie. Dlatego po szkole idziemy na salę gimanstyczną, by przejrzeć ofertę i na coś ją zapisać.
⁃ Olly polecał koszykówkę - trajkocze, zarzucając swoje włosy na plecy. - Mamy pływanie tu? Pomyśl, jak super będę wyglądała w tym moim nowym stroju kąpielowym...
Przytakuję, starając się jej słuchać. Tak naprawdę od rana jestem zajęta rozwikłaniem sytuacji Briana. Nawet największa plotkara szkoły, Alison Ford, nic nie wiedziała o jakimkolwiek wczorajszym pobiciu. Właściwie mogłam o tym nie wspominać, bo ta szybko połączyła fakty i wszyscy wiedzą, że pobito kogoś mi bliskiego, a po tym doszli, że chodzi o Briana. Rano Damon obiecał, że pogada z chłopakami z jego grupki i podpyta dyskretnie o to wydarzenie. Mam nadzieję, że załatwi więcej niż ja.
Docieramy na salę gimnastyczną, spoglądam na wielki zegar wiszący nad wejściem do szatni. 15.05, autobus mam za dwadzieścia minut. Chyba się wyrobię.
⁃ Dzień dobry trenerze! - woła Melanie i podchodzi do wysokiego mężczyzny w trampkach.
Pan Shmidt jest jednym z najpopularniejszych nauczycieli, wszyscy go uwielbiają i co roku z zazdrością patrzy się na pierwszaków, którzy będą mieli z nim zajęcia, a jeszcze nie wiedzą, co ich czeka. Daje wycisk, ale w czerwcu zawsze słyszy się zadowolone komentarze o tym, jak bardzo czyjeś ciało jest wyrzeźbione idealnie na lato.
⁃ Doberek - wita nas zadowolony. W ręce trzyma piłkę do kosza, a na boisko wbiegają zawodniczki w białych bluzkach. - Dennise, prowadzisz rozgrzewkę! - wrzeszczy i gestem ręki nakazuje nam zejść na bok. - Co was do mnie sprowadza?
Melanie wkłada do ust gumę do żucia.
⁃ Pomyślałam, że coś zrobię ze sobą, bo do lata mało czasu, a ja wyglądam jak podwójny hamburger - oznajmia, jak zwykle dramatyzując. - Co mamy w naszej ofercie? Wiem, że jest koszykówka i piłka nożna, ale co dalej?
Mężczyzna uważnie jej się przygląda.
⁃ Koszykówka. Chcę zobaczyć, co umiesz. Jak ci nie podpasuje, to wybierzemy coś innego - oznajmia poważnym tonem. - A ty tenis ziemny - zwraca się do mnie.
Gwałtownie się od niego odsuwam, mając nadzieję, że nie mówi na poważnie. A jednak. Jakby ojciec się dowiedział, że mam do czegoś takiego predyspozycje, to na bank kazałby mi ćwiczyć, a ja już mam bardzo napięty grafik.
⁃ Nie, dziękuję - odpieram miło, a w myślach już widzę scenkę z moich treningów. Jestem beznadziejna we wszelakich rodzajach ruchu.
Trener wzrusza ramionami.
⁃ Jak chcesz. - Przenosi wzrok na Melanie. - Zaraz zawołam kapitankę naszej drużyny.
Widzę, jak moja przyjaciółka przeżywa szok, kiedy podchodzi do nas Molly Colleen. Odkąd rudowłosa nazwała Melanie puszczalską na oczach całej szkoły, parę chwil po ich zderzeniu, mają na siebie alergię. Mam nadzieję, że nie będę świadkiem kolejnej kłótni.
⁃ Widzę, że masz zamiar ćwiczyć pod moim dowództwem - szydzi Molly, nawiązując do jej wcześniejszego wstrętu do koszykówki.
⁃ Masz na myśli pod czujnym okiem trenera? - odpiera słodko Melanie. - Owszem, mam taki zamiar. Czy jest w tym jakimś problem?
Koszykarka wydyma usta i prowokacyjnie się ustawia, dodatkowo na jej twarzy pojawia się złośliwy uśmieszek.
⁃ Tak - odpowiada równie sztucznym tonem. - Koszykówka to gra zespołowa, a ty już udowodniłaś, jak bardzo potrafisz zniszczyć czyjeś relacje.
Wiem, że Melanie da się sprowokować. Od paru dni chodzi spięta, ponieważ Olly nagle zniknął. Nie odpisuje, nie jest aktywny, cisza.
⁃ A widziałaś kiedyś, jak radzę sobie z takimi pozerkami jak ty?
⁃ Nie, bo dalej tu stoję, słuchając twoich pustych gróźb.
Boże, zaczyna się.
⁃ Szmata.
⁃ Zdzira.
⁃ Nie potrafisz mi powiedzieć czegoś innego?
⁃ Puszczalska.
⁃ To już słyszałam.
Wzdycham i wciskam się pomiędzy nie. Zawsze muszę wszystkich rozdzielać, grać rolę sprawiedliwego sędziego.
⁃ Chciałaś upartej zawodniczki, to ją dostałaś - zwracam się do Molly. - Bez sensu jest ta wymiana zdań, bo do niczego nie prowadzi, więc uspokójcie się. A ty niepotrzebnie ją obraziłaś. - Biorę Melanie pod rękę.
⁃ Znalazła się... - Urywa, gdy ściskam ją mocniej, by nie wypowiadała przykrych słów pod wpływem emocji.
Melanie bąka coś pod nosem w ramach przeprosin, a Molly dumnie stoi, dopóki nie daję jej do zrozumienia, że również powinna to zrobić.
⁃ Dobra, sorry - wzdycha. - Może ramach rekompensaty założymy się? Wiem, że lubisz takie rzeczy - mruczy.
Marszczę brwi, modląc się, by miała na myśli coś normalnego. Melanie kocha wygrywać.
⁃ Udowodnię ci, że nie nadajesz się do koszykówki. - Uśmiecha się, ale zaraz opanowuje wyraz twarzy. - Do czasów zawodów będziesz przychodziła codziennie na treningi, które indywidualnie dobiorę ci razem z trenerem. Zobaczymy, po którym dniu odpuścisz.
⁃ A jak dam radę, to przeprosisz mnie przed całą szkołą. - Podają sobie ręcę, a ja niestety muszę to przeciąć.
⁃ Idź się przebrać - poleca Molly i dołącza do rozgrzewki koszykarek.
Zostaję sama z mętlikiem w głowie. Dlaczego ja nie potrafię być tak stanowcza wobec Briana? Życie byłoby o wiele łatwiejsze.
__________
Jak zwykle proszę o komentarze.
Miłego wieczoru!💓

A jeśli się wyda?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz