Rozdział 11

62 8 4
                                    

Brian
    ⁃    Rzeźba! Rzeźba! - krzyczy moja mama, kiedy przebiegamy obok domu Brittany.
Specjalnie wybrałem tę trasę, chociaż byłem przekonany, że dziewczyny ma tutaj. Dzisiaj jest czwartek, więc zapewnie siedzi teraz na dodatkowej matematyce (nie jestem stalkerem, akurat mam obok jej klasy fizykę). Zastanawiam się, czy myśli o tym, dlaczego mnie nie ma. Co mogę jeszcze zrobić, by o mnie się martwiła? Nie w ten sposób, jak teraz, czyli jak jej natura nakazuje. Tylko bardziej... romantyczny? Sam nie wiem.
Wzdycham i spoglądam na Chloe. Robi skłon.
    ⁃    Możemy pogadać? - pytam, kiedy ruszamy z miejsca. Słyszę jakiś huk, ale po chwili dom Brittany znika mi z oczu, więc o tym zapominam.
    ⁃    Jak spalę wczorajszego pączka - odpiera.
Mam wrażenie, że w ogóle się nie zmęczyła, tym czasem ja dyszę. Przyzwyczaiłem się do tego, że inni mają lepszą kondycję (na przykład Molly, dająca w tym momencie wycisk Melanie), ale nie spodziewałem się takiego stanu u mojej mamy. Albo dużo ćwiczy pod moją nieobecność, albo to, jak pracuje, wystarcza. Chwilę mi zajmuje nadgonienie jej, a co dopiero wyprzedzenie, by skierować ją na wyznaczoną wcześniej przeze mnie trasę. Chcę dobiec do naszej szkoły i zobaczyć się z Molly. Prawdopodobnie jeszcze tam jest, bo dopiero za piętnaście minut zacznie się jej pierwsza lekcja.
Na boisku radzę mamie pobiegać na bieżni, a sam udaję się do kończących trening dziewczyn. Ledwo rozpoznaję Melanie bez tony makijażu. Czarne włosy są splątane i mokre. Mimo to na jej twarzy kwitnie uśmiech.
    ⁃    Jesteś tu po Brittany? - pyta, unosząc brew.
    ⁃    Nie, to mój przyjaciel - odpowiada za mnie Molly.
    ⁃    Czyli jednak masz przyjaciół?
    ⁃    Na pewno jest ich mniej niż twoich ex.
Wzdycham i czekam, aż przestaną sobie dogryzać.
    ⁃    Poza tym Brittany i tak nie ma. Pisała mi rano, że jest chora - mówi Melanie na pożegnanie i odchodzi, jednocześnie stukając coś na telefonie.
Molly dostaje wiadomość, ale ją ignoruje i bierze mnie pod ramię.
    ⁃    Wow, aż czuje rosnące mięśnie - oznajmia ze śmiechem, na co przewracam oczami.
    ⁃    Zabawne - mruczę. - Wiesz, że to mi potrzebne.
    ⁃    A niby czemu?
Zamieram. Cholera jasna, zapomniałem, że ona o niczym nie wie. W jej głowie jest tylko obrazek rycerza o mojej twarzy, który ratuje księżniczkę z wieży. Powinieniem uchylić rąbka tajemnicy. Jeśli powiedziałbym o wszystkim, znienawidziłaby mnie.
    ⁃    Przecież ona była w związku z Damonem, a ja jestem mięczakiem.
    ⁃    I teraz mój malutki Brianek zostanie bezuczuciową cebulą? - Tarmosi moje włosy, dzięki czemu dostaję dostęp do czoła, w które mnie całuje. - Jeśli nie lubi cię takiego, to jest głupia.
    ⁃    Ale chciałbym umieć ją obronić w razie czego. - Patrzę w jej oczy, ale nie widzę zrozumienia.
    ⁃    Twoje słowa wystarczą. Jestem pewna, że gdybyś chciał, to byś pobił Damona znajomością czasowników.
Dziękuję za jej rady, a następnie się żegnamy. Myślałem, iż akurat u niej znajdę wsparcie, w końcu jako sportowiec powinna. Sama oblicza procent masy mięśniowej, je co trzy godziny, a po treningach wyciąga bidon z odżywką. Ma kobiecą figurę, a jednocześnie jest silna. Ja za to wyglądam w miarę normalnie, ale czuję się jak słabeusz. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Została ostatnia osoba na mojej liście zaufania. Spoglądam na Chloe, która właśnie skacze w dal, i kręcę przecząco głową. A może...
    ⁃    Mamo! - krzyczę, by zwrócić na siebie uwagę. Działa, ale ona gestem nakazuje mi dołączyć do ćwiczeń.
Robię to. Niechętnie, ale jednak.
    ⁃    Co jest, synek? - W końcu okazuje jakieś znaki zmęczenia; jej klatka piersiowa unosi się bardzo szybko, a na czole pojawiły się krople potu.
    ⁃    Jest sprawa... - zaczynam.
Opowiadam o dziewczynie, która mi się podoba. Że durzę się w niej od dwóch lat i nie chciałbym czekać kolejne dwa, aż zauważy we mnie kogoś więcej, niż przyjaciela. Chloe jest prawdziwą kokietką, w dodatku zawsze rozumiała nastolatki lepiej niż ja, dlatego mimo wszystko jest idealna w roli doradcy.
Na chwilę moja mama się zatrzymuję i patrzy na mnie z zainteresowaniem.
    ⁃    Mój mały chłopiec zakochany! - Klaszcze w dłonie. - Spocony przytulas! - piszczy i zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku.
    ⁃    To boli - mówię.
    ⁃    Ajć, zapomniałam, że ty dopiero będziesz nabierał mięśni.
    ⁃    To z kolei nie pomaga.
    ⁃    Eee, no tak, już, już.
Biegniemy do parku, a po drodze jestem uraczony opowieściami o miłosnych podbojach mojej matki. Każdą historię analizuję i staram się znaleźć powiązanie z Brittany. Na pewno nie chcę się narzucać i dopiero w weekend mam zamiar do niej napisać. Myślę, że idealną okazją są jej urodziny. Zapewne nie zechce ich całych spędzić tylko ze mną, ale chyba wyśle mi zaproszenie, prawda? Wtedy mógłbym zrobić coś, co na pewno jej się spodoba.
Skoro jest chora, zapewne brakuje jej rozrywek. To podsuwa mi pewien pomysł. Problem stanowi to, że mogłaby pomyśleć, że chcę ją szybko zaliczyć, a następnie zostawić. Nie chcę, by takie coś w niej kiełkowało, a następnie mogło spowodować zepsucie naszej relacji. Już i tak jest ona skomplikowana. Lubię ją, a jednocześnie planuję ją zranić. Chcę wzbudzić u niej jakieś uczucia, ale nie mogę się narzucać. Muszę być na tyle delikatny, by nie wzięła mnie za kolejnego Damona Merstona i dostatecznie natarczywy, aby zauważyła to, co do niej czuję.
    ⁃    I co, pomogłam? - Chloe siada na ławce z watą cukrową w dłoni. Chcę wziąć kawałek, ale uderza mnie w dłoń. - Ty nie.
    ⁃    Wspominałem, że to skomplikowane. Dalej nie wiem, co zrobić. To musi być... idealne. - Rozmasowuję palce i porządnie się rozsiadam.
    ⁃    Najlepszym doradcą będzie jej psiapsiółka. One zawsze są skore do pomocy.
Wzruszam ramionami. To nie jest niemożliwe, aczkolwiek dość trudne. Na szczęście mam asa w rękawie.
Ja: Zrobisz coś dla mnie?
Molly: Wszystko:*
Ja: Zagadaj (przyjaźnie) z Melanie o Brittany, podpytaj o nią, proszę:(
Molly: Z Melanie spędzić więcej czasu niż powinnam?:) Nie, dzięki.
Ja: To zrób to na treningu...?
Molly: No dobra, ech. Odwdzięczysz się jakoś. Zrobię to dyskretnie.
Ja: Dziękuję!
Molly: Widzimy się o siódmej pięćdziesiąt przed lekcją. Będę z informacjami B]

Brittany
Nie mam pojęcia, ile spałam, ale pospałabym jeszcze trochę. Otwieram jedno oko, a potem drugie. Na szafce nocnej zauważam dwie tabletki oraz szklankę wody. Łykam to bez zastanowienia; na pewno tata zwołał naszą całą rodzinę, tych lekarzy od siedmiu boleści. To wywołuje u mnie ogromną wesołość. Ponownie zasypiam, tym razem z uśmiechem na twarzy.

Powracam! Postanowiłam, że na czas wakacji skrócę rozdziały i postaram się je wstawiać częściej.
Dziękuję za komentarze❣

A jeśli się wyda?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz