#6

639 44 1
                                    

-Ja?- spytałam się zdziwiona.
-Nie święty Mikołaj. Nie wiem kim jesteś, ani czy cię znam. Nie wiem nic. Straciłem pamięć.
- Jest tam ktoś oprócz mnie?
-Dziewczyna, brunetka, trochę wyższa od ciebie. Ma piwne oczy, długie włosy. Nie widziałem nikogo piękniejszego od niej.
-Wiesz jak na na imię?- spytałam się
- Nie, ale często pojawia się dom. Z czerwonej cegły, wygląda na dom wielorodzinny. Przed domem, rośnie drzewo, chyba...
-Płacząca wierzba, pod nią jest ławka. Opodal jest też huśtawka.
-Skąd wiesz?- spytał się zdziwiony Jace
- Wychowałam się koło tego domu. Mieszka tam Alice. Gdy jeszcze mieszkałam w Londynie, przyjaźniłyśmy się. Ale kontakt nam się urwał gdy przeprowadziłam się do Sokovi po śmierci rodziców.
- Czyli już wiem, czemu musiałem cię znaleźć. Jesteś moim kluczem do okrycia mojej przeszłości- powiedział Jace
Na lotnisku byliśmy dwie minuty później. Poszliśmy kupić bilety na lot do Londynu. Kilkanaście minut później siedzieliśmy już w samolocie. Dziwię się jakim cudem Avengers nie złapało nas. Dysponowali technologią, dzięki której bez problemu by nas znaleźli. Nie rozumiem dlaczego nas puścili. Ale czułam, że za nie długo się dowiemy.
Lot trwał około trzech godzin, natychmiast wraz z Jacem skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Lotnisko było pełne ludzi, na każdym kroku musiałam się przepychać. To, że nie zgubiliśmy się, graniczyło z cudem. Lecz po chwili byliśmy już na świeżym powietrzu. Dominował zapach spalin od którego zdążyłam się odzwyczaić. Poszliśmy wolnym krokiem w stronę taksówek. Po kilku sekundach wsiedliśmy do jednej z stojących przed lotniskiem.
-Na Hunter Street 14 poproszę- powiedziałam spokojnym głosem, choć wewnątrz toczyła się walka. Od kilku lat starałam się o tym zapomnieć. Wiązało się z nim wiele smutnych momentów, lecz też wiele szczęśliwych.
Było popołudnie, słońce mocno świeciło. Dając przyjemne ciepło. Było lata, wszędzie pachniało kwiatami w szczególności różami, które rosły koło płotu. Słuchać można było śpiewu ptaków, ruchu aut, lub też rozmów. Szłam w stronę domu, którego znałam jak własny. Po chwili zobaczyłam dziewczynę siedząca na ławce przed domem i czytającą kolejną książkę z ich bogatej biblioteki. Nie potrzebowała ani sekundy by rozpoznać kto tam siedzi. Nikt nie miał takich brązowych włosów, na których było widać buzujący ogień. Zawsze podobały mi się te czerwone pasemka. Niewiedząc kiedy się pojawiły na głowie Alice, ani czemu nigdy nie blakły, były wielką ciekawostką, czymś zupełnie nie znanym. Dziewczyna ubrana była w lekką kwiecistą sukienkę. W uszach miała słuchawki i zapewne słuchała Missing you. Nie było sensu najmniejszego krzyknąć, bo nawet wybuch bomby nie zaalarmował dziewczyny. Więc podeszłam i usiadłam na ławce obok niej.
- "Siła nie musi oznaczać przemocy. Żeby być wojownikiem, nie musisz kierować się prawem pięści"*-powiedziała Alice nie odrywając wzroku od książki.
- Ale czasem tylko prawo pięści skutkuje.-odpowiedziałam
- Gutta carat lepidem non vi ,sed saepe cadendo**( kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym spadaniem) - stwierdziła po łacinie
- Ale czasem nie ma na to czasu.
- Czasem nie ma...- powiedziała ponuro Al odkładając książkę
- Twoi rodzice w pracy?- jej mama Becca była lekarką w miejscowym szpitalu, natomiast jej ojciec Henry pracował jako nauczyciel w szkole oddalonej o kilka kilometrów. Z daleka była to rodzina idealna. Lecz pozory mylą.
-Tak, mama jak zwykle wróci późno, a ojciec nie wiem. Ale nie mówmy o tym. Lepiej o tobie.
- Czemu o mnie?- spytałam się z fałszywym oburzeniem
- Tak jakoś. Co u młodego?
- Will jak zwykle poszedł gdzieś z kolegami. Piorun go wie gdzie.
-To twój brat. Nie powinnaś o tym przypadkiem wiedzieć gdzie poszedł
- Po pierwsze to, że jest moim bratem nie oznacza, że musi mi się spowiadać. Po drugie to on jest starszy i bardziej odpowiedzialny.
- Will i odpowiedziałność użyte w jednym zdaniu, nie ma co..- obydwie się zaśmiałyśmy. Will mimo iż jest o cztery lata ode mnie straszy, nie oznacza to że jest mądrzejszy. Z naszej dwójki to na mnie zawsze można było polegać.
- Pusta chata. Więc idziemy oglądać filmy.- powiedziała Al
-Jestem zdecydowanie za.
Obejrzałyśmy tego dnia kilka filmów, do momentu kiedy zapadł zmrok i oczy nam się kleiły. Może dla większości osób taki dzień byłby zwyczajny, lecz nie dla mnie.
Z wspomnień obudziło mnie najechanie na dziurę. Co skutkowało podskokiem auta. Poczułam wodę na policzku, po chwili zdałam sobie sprawę z tego że to łzy. Dawno nie płakałam, a szczególnie publicznie lecz nie umiałam nad tym zapanować. Po minucie zdołałam się uspokoić, w ostatnim momencie. Pojechaliśmy właśnie pod dom, który tak dobrze pamiętam.

*- Becca Fitzpatrick
**-Owidiusz

I Am MistakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz