-Kim, chciałbym cię gdzieś dzisiaj zabrać - Ashton wszedł do kuchni, kiedy zalewałam właśnie wrzątkiem kawę.
-W jakieś konkretne miejsce? - zapytałam, nie odrywając wzroku od parującego napoju.
-W pewnym sensie tak.
Spojrzałam na niego. Uśmiechał się kącikiem ust i patrzył na mnie. Wyczekiwał odpowiedzi.
-Myślę, że mogłabym się z tobą zabrać - odparłam, starając się nie wykrzyczeć "Tak, Ashton! Chcę z tobą jechać! Wszędzie, byle z tobą!".
-Świetnie. Za godzinę po ciebie przyjadę - powiedział chłopak, po czym wyszedł z kuchni, a ja odprawiłam swój cichy taniec zwycięstwa.
-Kim, wszystko w porządku? - Arthur stał w progu drzwi do kuchni i patrzył na mnie.
-Tak, dziękuję - odpowiedziałam, starając się utrzymać powagę.
-No dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Ashton chce cię gdzieś zabrać, prawda? - zapytał, uśmiechając się do mnie jednoznacznie.
-Możeeeee... - nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Arthur podszedł do mnie, wyciągnął mi kawę z dłoni, napił się i oddał mi ją.
-Dobra, tylko za mało słodka.
-Arti, ja nie słodzę tak jak ty.
-Może zacznij - chłopak puścił mi oko, a następnie odwrócił się i wyszedł z kuchni.***
Z wyczekiwaniem siedziałam na kanapie i co chwilę spoglądałam na zegarek. Do przyjazdu Ashtona pozostało 10 minut, a ciągło się w nieskończoność. Andrew i Arthur usiedli obok mnie i zaczęli wymyślać różne, dziwne rzeczy.
-Jak zaczniesz być z Ashem, to będziecie się nazywać Kishton. To brzmi trochę jak kiszony.. ogórek - zaczął śmiać się Arthur.
-Albo Ashtim. To trochę lepsze, chociaż pasuje trochę do muzułmańskiego terrorysty - dopowiedział Andy i zaniósł się śmiechem ze swoim przyjacielem.
-Dzięki, chłopaki. Jesteście bardzo mili - powiedziałam, rzucając w nich poduszkami.
-Nie no, ale bądźmy poważni. Kieszeni terroryści są bardzo wybuchowi - powiedział Andrew, po czym rzucił się na kanapę ze śmiechem, a Arthur mu zawtórował. Westchnęłam i wstałam z kanapy w momencie, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam i otworzyłam. Stanęłam twarzą w twarz z Ashtonem. Wyglądał idealnie. Słońce odbijało się od jego włosów, robiąc poświatę. Piękne oczy wpatrywały się we mnie. Uśmiechał się kącikiem ust i opierał się o framugę drzwi. Miał na sobie czarne jeansy, trampki i czarną bokserkę, na którą narzucił zieloną, jeansową kurtkę. Wpatrywałam się w niego jakbym pierwszy raz w życiu widziała chłopaka.
-Idziemy, czy cały dzień będziesz się na mnie patrzyć?
Otrząsnęłam się i odwróciłam wzrok. Poczułam jak oblewam się rumieńcami.
-Do przodu - powiedziałam, po, czym ruszyłam za chłopakiem.
Wsiadłam do samochodu na miejscu obok kierowcy. Ashton wsiadł i spojrzał na mnie. Chwilę później jechaliśmy już w palącym słońcu. Chłopak włączył muzykę i zsunął jednym kliknięciem dach pojazdu.And then she said
Its okay
I got lost on the way
But I'm a supergirl
And supergirls don't cryUwielbiałam tą piosenkę. Zamknęłam oczy i rozpuściłam włosy. Wiatr owiewał mi twarz. Było idealnie. Żadnych problemów. Nie musiałam o niczym myśleć. O żadnej gazetce, Amandzie, Bryanie, Tomie, Michaelu... wszystkie myśli nagle gdzieś uciekły.
Nagle samochód zatrzymał się. Ashton wyszedł i otworzył mi drzwi.
-Pani pozwoli - Ash wyciągnął do mnie dłoń.
Złapałam ją z uśmiechem i wyszłam z samochodu. Staliśmy na szczycie jednej z gór widokowych. Słońce powoli zmierzało mu zachodowi i odbijało się w morzu. Czasem słychać było szum fal i śpiew mew. Niebo było piękne. Promienie słoneczne przecinały chmury i sprawiały, że niebo wyglądało jak przecięte słońcem. Nie mogłam oderwać od tego widoku wzroku.
-Siadasz? - odwróciłam się i zobaczyłam Ashtona, który siedział na rozłożonym na ziemi kocu, na którym w misce leżały owoce.
Uśmiechnęłam się i usiadłam obok chłopaka. Zaskoczył mnie. Nie spodziewałabym się po nim czegoś tak romantycznego.
-Przyjeżdżałem tu zawsze z ojcem, ale po śmierci matki już więcej tu nie zawitałam. Dopiero dziś. Po tylu latach..
-Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
-Bo jesteś wyjątkowa, Kim. A wyjątkowe osoby zasługują, na wyjątkowe traktownie.
-Już nie przesadzaj. Nie próbuj mi się podlizywać.
-Kimberly, nie próbuję - Ashton zaśmiał się. Zaczynałam uwielbiać sposób, w jaki wmawiał moje imię. -Ja tylko mówię prawdę.
Uśmiechnęłam się do niego, uderzyłam lekko w ramię i odwróciłam się w stronę nieba. Było takie piękne.
-Wiesz Ash. Nigdy bym nie pomyślała, że znasz takie miejsca.
-Znam ich więcej, niż myślisz. I jeszcze nie jedno ci pokażę.
Uśmiechnęłam się do niego i instynktownie oparłam głowę na jego ramieniu. Chwilę później poczułam jak chłopak mnie obejmuje. Nie wiem, czy mogłoby być lepiej.
-Nie słuchaj tego, co mówi ci Michael o mnie. Stara się zwrócić na siebie uwagę. Chce być ważny. Musisz uważać. Nie ufaj nikomu. Nie możesz być niczego pewna, skarbie. Niczego - jego głos przyprawił mnie o dreszcze. Coś było na rzeczy... tylko co...
-O co ci chodzi? Michael nie robi nic złego..
-Próbuje cię omamić. Chce, abyś myślała, że chcę cię skrzywdzić... ale tak nie jest. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Musisz o tym pamiętać. Musisz mi uwierzyć.
-Wierzę ci, Ashton. Chcę ci wierzyć.. ale jeszcze za krótko cię znam, żeby być pewna twoich słów. Tak samo jak słów Michaela. Nie mogę być niczego pewna, póki sama się nie przekonam, co jest prawdą.
-Wiem, kochana. Wiem.
Zamilkliśmy.
-Skąd wogóle znasz Michaela? - zapytałam w pewnym momencie.
Ashton zacisnął dłoń w pięść.
-To długa historia.
Widocznie nie chciał o tym mówić.
-Jedźmy już, Kim. Nie chcę, żeby twoi rodzice się martwili.
Wstaliśmy. "Jeszcze to z niego wyciągnę", pomyślałam, wsiadając do samochodu.I co myślicie? Jakoś słabo mi idzie ostatnio :")
Proszę o komentowanie :")
Dziękuję, że jesteście <3
CZYTASZ
#Someday
Mystery / ThrillerDo szkoły Kimberly przeprowadza się nowy chłopak - Michael Clifford. Od początku widać, że jest inny niż wszyscy. Z początku Kim nie interesuje się nim i stara się unikać go za wszelką cenę. Jednak kiedy jej przyjaciółka, Amanda, zaczyna spędzać z n...