Rozdział 2

53 4 4
                                    

Nie wiedziałam, jak mam odebrać wizytę mojej mamy u dyrektora. Nie miała ze mną problemów, uczyłam się w miarę dobrze – oczywiście nie licząc chemii. Nie sprawiałam kłopotów wychowawczych. Zżerała mnie ciekawość, jednak posłusznie poszłam na chemię. Nie potrafiłam się skupić na tej lekcji. Marzyłam, żeby minęło 45 minut. Chyba nigdy żadna lekcja tak mi się nie dłużyła. Audrey widziała moje zaniepokojenie. Wpatrywała się we mnie, a na jej czole pojawiła się mała zmarszczka. Starałam się uniknąć kontaktu wzrokowego, jednak nie takie numery z moją przyjaciółką. Podczas pisania notatki na mój zeszyt upadła zwinięta karteczka. Było na niej napisane "co się dzieje?". Od razu rozpoznałam charakter pisma Audrey. Spojrzałam na nią i tylko wzruszyłam ramionami. Już miałam zbierać się do wyjaśnień, kiedy nagle usłyszałam dzwonek. Wrzuciłam swoje książki do torby i wybiegłam z sali. Szybkim krokiem dotarłam na przystanek autobusowy. Wyjęłam telefon, puściłam playlistę na spotify i oddałam się przyjemności. Po dziesięciu minutach autobus przyjechał. 

Do domu dotarłam po dwudziestu minutach. Mam przystanek pod samym blokiem, więc na szczęście nie musiałam długo iść. Wyminęłam stojących na klatce pijaków i zaczęłam biec po schodach. Wpadłam do mieszkania i rzuciłam plecak na korytarz. Zdjęłam buty i zachowując pozory normalności, udałam się do kuchni, gdzie mama gotowała obiad. Podeszłam do niej i się przywitałam buziakiem w policzek.

— Cześć słoneczko — powiedziała mama.
— Cześć, mamo - odpowiedziałam. — Co dobrego robisz?
— Jajka z ziemniakami — odparła zgaszona. 

Mimo tego, że nienawidziłam tego "dania" - w końcu ile to można jeść? – to nie odezwałam się ani słowem, żeby nie sprawić mamie przykrości. Ostatnio niezbyt się nam powodziło. Nałożyła mi moją porcję na talerz i usiadła do stołu. Wtedy postanowiłam wkroczyć do akcji.

— Mamo... — zaczęłam nieśmiało — mogę Cię o coś spytać?
— Oczywiście, Vivien. Zanim jednak spytasz, mam dla Ciebie wiadomość. — odpowiedziała bacznie mnie obserwując.
Bingo. Czekałam na to, aż przejmie inicjatywę.
— Mów, bo umrę z ciekawości — powiedziałam to z ironią, jednak było w tym nieco prawdy.
Mama wyprostowała się, położyła ręce na stół i spojrzała mi w oczy.
— Wiesz, że od jakiegoś czasu nam się nie układa finansowo. Robię, co w mojej mocy, żeby poprawić chociaż trochę jakość Twojego życia. Zbliżają się wakacje, a nas zwyczajnie nie stać na żadną wycieczkę, ani nawet wyjście do kina. Postanowiłam więc skontaktować się z Twoim ojcem - powiedziała.

W tym momencie serce zaczęło mi bić jak oszalałe – albo w ogóle stanęło – w każdym razie, na pewno nie był to prawidłowy puls. Ojciec zostawił mnie, gdy miałam rok. Od tamtego momentu nie odezwał się do mnie ani razu. Nawet nie wiedziałam, czy jeszcze żyje. 

— Udało mi się go namierzyć na Facebooku. Nie spodziewałam się, że przyjmie moje zaproszenie do znajomych, a już na pewno, że mi odpisze na wiadomość. Poprosiłam go o spotkanie, jednak powiedział mi, że mieszka w Norwegii. Wyjaśniłam mu całą naszą sytuację. Napisał, że chciał się z Tobą skontaktować, ale myślał, że nie chciałaś mieć z nim nic wspólnego — opowiedziała mama.
— I dobrze myślał — odburknęłam.
Przewróciła oczami i kontynuowała.
— Zaproponował, żebyś przyjechała do niego na wakacje. Ja w tym czasie będę tak ciężko pracować, jak tylko mi siła pozwoli — powiedziała nieśmiało.
— SŁUCHAM?! Mam przyjechać do człowieka, którego wcale nie znam? — strasznie się oburzyłam. Wstałam od stołu i próbowałam się nieco uspokoić.
— Tak. Kochanie, wiem, że to dla Ciebie trudne, ale zrozum. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, a ojciec Ci wynagrodzi jego nieobecność — rzekła mama.

Nie wierzyłam w to, co mówi. Jak niby miał mi wynagrodzić te wszystkie lata, kiedy go nie było? Gdy brakowało mi ojca, jak nikogo innego? Gdy moi przyjaciele opowiadali o swoich ojcach, a ja jedynie mogłam gdybać jaki on jest? Nigdy mu tego nie wybaczę. Jeszcze niedawno chciałam go poznać, ale teraz, gdy mam taką możliwość, wcale tego nie chcę.
— Nie zgadzam się, mamo — wydusiłam z siebie.
— Niestety obawiam się, że nie masz wyboru. Lecisz samolotem dzień po zakończeniu roku szkolnego. Ojciec opłacił bilet, o nic się nie martw. Odbierze Cię na lotnisku.

Nie miałam sił się już z nią kłócić. Odeszłam od stołu i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i szlochając rzuciłam się na łóżko. Mama mnie nie rozumiała. To nie ona leci do człowieka, którego nie zna. To nie ona musi zrobić coś, czego nie chce. Dlaczego nie mogę po prostu zostać w domu? Czy to tak wiele? Przecież nigdy nie narzekałam. Skąd ten beznadziejny pomysł? Byłam tak zdenerwowana, że zaczęłam rzucać wszystkim, co mi wpadło pod ręce. Otworzyłam szufladę i zaczęłam łamać wszystkie kredki jakie znalazłam. Wtedy złapałam za cyrkiel. Buzowało we mnie tak wiele emocji i pod wpływem tego wszystkiego wbiłam go sobie w rękę i przeciągnęłam. Zaczęło niemiłosiernie piec, gdyż nie była to rana cięta, a szarpana. Pojawiły się małe kropelki krwi. Nie dowierzałam w to, co zrobiłam. Gdy byłam mała, nie mogłam uwierzyć w to, że ludzie się okaleczają i popełniają samobójstwa. A teraz? Teraz stałam się człowiekiem, którym gardziłam będąc dzieckiem. Popatrzyłam w lustro i spytałam sama siebie:

— Czy ośmioletnia Ty byłaby dumna z tego, kim jesteś teraz?
Sięgnęłam po paczkę papierosów ukrytą pod moim łóżkiem, zapaliłam i zasnęłam. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

Be my heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz