Rozdział 4

36 2 1
                                    

W tym momencie byłam przerażona. W mojej głowie pojawiły się setki myśli - mam podejść do tego mężczyzny, uciec, czekać na kogoś innego czy może udawać, że go nie widzę? Już miałam sprawdzać loty powrotne, kiedy moich uszu dobiegł głos z końca sali.
- Vivien! To Ty? - ktoś głośno krzyczał. Odwróciłam się. Nawoływał mnie ten sam facet. Był uśmiechnięty i dość wysoki. Miał bujną, nieco kręconą czarną fryzurę. Nie pozostało mi nic innego, jak do niego podejść.
- Tak, to ja - powiedziałam.
Zielone oczy mężczyzny zaszkliły się. Po jego policzku pociekła duża łza.
- Córeczko... - wyszeptał.
Dobra. Spodziewałam się, że kiedyś go zobaczę - że będzie to dzisiaj. Ale nie sądziłam, że ten wyglądający na taksówkarza, ubrany w garnitur facet jest moim ojcem! Wyglądał raczej jakby był w pracy, a nie jak przeciętny tata. Stałam tam i patrzyłam się na niego. Wyglądałam pewnie jak psychopatka, ale jego to nie zraziło. Objął mnie i zaczął głośno płakać. Niestety, ja nie byłam w stanie odwzajemnić jego uścisku, jednak mój ojciec zdawał się tego nie zauważyć.

- Jak minęła podróż? Daj, wezmę Ci bagaż. Samochód czeka na parkingu. Jesteś głodna? Może kupić Ci coś do picia? Boli Cię coś? Cieszysz się na wakacje? - zalał mnie potokiem pytań. - Podróż minęła spokojnie. Jest mi trochę zimno - stwierdziłam.
- Jeśli chcesz, możemy pojechać do sklepu kupić jakąś kurtkę - zaproponował.
Nie powiem, nieco mnie to zdziwiło. W domu, gdy powiedziałam mamie, że jest mi zimno, kazała przykryć się tym obskurnym, brązowym kocem. Nigdy nie proponowała kupna czegokolwiek.

- Nie, dziękuję. Daleko jest stąd do pana domu? - spytałam.
- Vivien, przecież ja jestem Twoim tatą, a nie żadnym panem - powiedział smutniejąc.
- Nie sądzę. Gdzie pan był przez 16 lat mojego życia?
Nie odpowiedział. Wziął mój bagaż i wsadził go do bagażnika Citroëna C5.
Podróż minęła w bardzo niezręcznej ciszy. Chyba oboje nie wiedzieliśmy o czym rozmawiać - zresztą ja nie chciałam mówić o niczym. Całą drogę gapiłam się w swoje dłonie. Nie miałam śmiałości się na niego spojrzeć. Czułam się jak śmieć, jak ktoś wzięty na łaskę - bo po co ja tu byłam? Każdy znał powód - po prostu nie mieliśmy pieniędzy. To tylko akt łaski ojca.

Audrey miała rację. Widoki są prze-pię-kne! Ojciec, a raczej ten pan, mieszka u podnóża góry w dość dużym domku jednorodzinnym. Kochałam styl skandynawski. Dom wykonany był z białych płyt lub paneli - kompletnie się na tym nie znałam, a jego dach z różowej cegły. Miał altankę, cudowny ogród, a co najważniejsze - brak sąsiadów wokół. No, może kolejny dom stał jakieś dwieście metrów dalej, ale nic mnie on nie obchodził. Wokół była cudowna zieleń. Zauważyłam także czerwoną budę dla psa, więc jak się domyśliłam musiał być tam czworonożny przyjaciel. Takie domy z takim pejzażem widywałam tylko na obrazkach w podręczniku od plastyki.
Pan otworzył mi drzwi i uśmiechnął się.
- I jak, podoba się w nowym domu?
- Raczej w domku letniskowym. Nie zostanę tu na dłużej - odpowiedziałam.
Mężczyzna wziął mój bagaż i wniósł go po czterech schodkach prowadzących do drzwi wejściowych.
Wnętrze było równie wspaniałe. Wszystko było w jednolitych barwach. Przeważała biel, niekiedy pojawiały się odcienie szarości. Po wejściu do domu znajdowało się w niedużym przedsionku. Było tam duże na całą ścianę lustro, szafka na buty i wieszaki na odzież wierzchnią oraz drzwi prowadzące do wnętrza domu. Wyszłam na jego środek i skręciłam w lewo do pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Momentalnie się w niej zakochałam. Podłoga była zrobiona z szarych, dużych kafli. Do połowy ścian położone zostały białe panele, góra wykończona została za pomocą beżowej mozaiki. Meble były wykonane z białej, bejcowanej sosny. Po środku kuchni na szarym, puszystym dywanie stał brązowy, masywny stół przy którym było sześć krzeseł o takim samym kolorze. Wszystko było tak dopracowane i tak dobrze ze sobą współgrało, że nasunęła mi się myśl, że musiał machać w tym palce jakiś profesjonalista.
Wyszłam z kuchni i ruszyłam w kierunku salonu. Było to przestronne pomieszczenie z ogromnym telewizorem i wyglądająca na wygodną kanapą. Tak naprawdę to pierwsze co rzuciło mi się w oczy, chociaż było tu tak bogato, że gdybym to sprzedała, mama nie musiałaby pracować przez rok. Moją uwagę przykuło stojący na białym dywanie fortepian. Nigdy na nim nie grałam, chociaż zawsze marzyłam o umiejętnościach gry na jakimkolwiek instrumencie - a w szczególności fortepianie. Usiadłam na moment na czarnej skórze i przejrzałam czasopisma leżące na beżowym stoliku. Nie było tam nic, co by mnie zainteresowało. Miałam nadzieję, że gdzieś w pobliżu jest biblioteka z angielskimi książkami. Czytanie to moja pasja, moja odskocznia od problemów i szarej rzeczywistości. To świat, do którego mogę się przenieść w dowolnym momencie.
Obok salonu znajdowała się duża łazienka z ogromną wanną. Dla mnie był to ogromny luksus - do tej pory musiałam dzielić ją z całą moją klatką. Wszystko wyglądało na takie ekskluzywne i drogie. Czarno-białe kafle błyszczały i odbijały światło od kryształowego żyrandola. Było całkiem jak w tych wszystkich gazetkach z meblami. Nie ukrywam, dom bardzo mi się podobał, jednak nie powiedziałam ani słowa. Po prostu przechodziłam od jednego pomieszczenia do drugiego. Sypialnia ojca nie była szczególna. Stało w niej wielkie dwuosobowe łóżko, masywna orzechowa szafa i kilka innych, mniejszych szafek w tym samym kolorze. Oczywiście, wszystko było skrupulatnie dopracowane, a każdy szczegół opowiadał swoją własną historię. Na ścianie naprzeciw łóżka w miejscu, gdzie normalni ludzie wieszają telewizory wisiała ramka ze starymi fotografiami. Podeszłam do niej i próbowałam znaleźć kogoś znajomego. Podszedł do mnie ten pan, który jest moim "tatą".
- Nie poznajesz swojej mamy? - uśmiechnął się i wskazał palcem kobietę na jednym ze zdjęć. - Nie jesteś do niej podobna.
Faktycznie, nie poznałam swojej mamy, ale zrzucę winę na szok jaki towarzyszył mi w tej całej sytuacji.
Ostatnie pomieszczenie jakie zostało mi do zobaczenia to mój własny pokój. Znajdował się na drugim piętrze na końcu korytarza, tuż obok biura ojca.
Kiedy do niego weszłam, to oniemiałam z wrażenia. Był przepiękny! Na ścianach położona była biała cegiełka. Panele na podłodze wykonane były na "zniszczony" styl utrzymany w szarej kolorystyce. Meble były białe - jak większość przedmiotów w tym domu - ale miały w sobie to coś, czego nie miały żadne inne. Może to, że były moje. Nie miałam dywanu z czego się cieszę, bo to tylko niepotrzebne sprzątanie. Podłoga sama w sobie była dekoracją. Po lewej stronie od wejścia stały wielkie, białe zasuwane drzwi. Domyśliłam się, że jest to garderoba, ale nie chciałam zapytać o to ojca. Obok garderoby stało biurko na którym leżał czarny laptop.
- Wow, w końcu będę miała swój własny komputer - pomyślałam.
Fotel ze skóry - chyba nikogo to nie zdziwi - także był biały. Półtorej metra w prawo od biurka stało moje łóżko. Nie było w nim nic szczególnego, ale wyglądało na wygodne - nie tak jak łóżko w moim prawdziwym domu. Koło łóżka stała biała toaletka. Większość dziewcząt byłaby z tego powodu zachwycona, jednak ja się prawie nie malowałam, więc nie było mi to do szczęścia potrzebne. Było w tym pokoju coś, co bardzo mi się podobało. Po prawej stronie od toaletki rozwieszone były szare firanki typu makarony z kolorowymi lampkami. W tym małym kąciku stała duża, czerwona pufa. Pomyślałam, że to będzie idealne miejsce na czytanie książek. Otoczona z trzech stron ścianami - ochroniona przed światem.
- I jak, podoba się? - spytał ojciec.
- Tak, bardzo, ale teraz chcę to wszystko sama wypakować - wskazałam palcem na bagaże dając mu do zrozumienia, że ma wyjść.
- Jasne - powiedział wychodząc.

Chciałam już wrócić do domu. Przerażała mnie wizja spędzenia calutkich wakacji w Norwegii. Boże, to miejsce było tak nostalgiczne i deszczowe, że miałam ochotę rzucić się z mostu. Zaczęłam pogrążać się w melancholii. Nie potrafiłam poczuć żadnych pozytywnych uczyć do mojego "ojca". Czuję, że chyba nigdy nie będę go tak traktować. Zostawił mnie i to jego wina, na pewno nie zamierzam wkupiać się w jego łaski. Zaczęłam płakać, było mi tak przykro, że mama nie może zapewnić mi pewnej sytuacji finansowej, a gorsza była świadomość, że to moja wina. Byłam niepotrzebnym nikomu śmieciem. Tylko wadziłam ojcu, mamie i każdej innej istocie żyjącej na tej świecie. Tak bardzo chciałam mieć chłopaka, który mógł teraz mnie wesprzeć i powiedzieć, że życie ma sens - że jestem dla niego najważniejsza na świecie. Jednak nie miałam nikogo takiego. Posiadałam tylko żyletkę, która zaliczyła bliskie spotkanie z moim nadgarstkiem. Patrzyłam, jak razem z krwią odpływają wszystkie moje uczucia. Czułam się jak wrak człowieka, nawet nie potrafiłam sobie poradzić sama z sobą. Czy kiedykolwiek będę miała szansę na normalne życie? Rany piekły niemiłosiernie. Nic mi to nie dało, zaraz po cięciach pojawiły się wyrzuty sumienia.
Przecież niektórzy walczą o życie, a moim marzeniem jest się go pozbyć.
Los jest niesprawiedliwy.

Be my heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz