Nie wypakowałam swoich bagaży - okłamałam ojca. Powiedziałam mu, że muszę iść się przejść, chociaż wcale nie znam okolicy. Nie był zachwycony moim pomysłem, bo chyba myślał, że usiądę razem z nim zjeść kolację jak byśmy byli normalną rodziną. Niestety, ale nią nie byliśmy. Potrzebowałam nieco swobody psychicznej. Tak naprawdę to nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak czułam. W takich chwilach miałam ochotę odejść z tego świata. Byłam bardzo skrępowana tą całą sytuacją. W głębi duszy czułam się zbędną istotą - a gorsza była świadomość, że to była prawda.
Wyszłam z domu i szłam przed siebie do czegoś, co przypominało las. Tak naprawdę były to porozrzucane gdzieniegdzie drzewka. W tym momencie uderzyła mnie tęsknota za lasami w Kanadzie. Chcę wrócić do domu.
Z każdym krokiem jaki stawiałam, czułam się coraz gorzej. Nie, żeby mnie ta wędrówka zmęczyła - po prostu nie mogłam przywyknąć do nowego stanu rzeczy. Potrzebowałam już usiąść, co w sumie nie było ciężkie do wykonania, bo w Norwegii jest masa głazów. Przysiadłam w jak najbardziej odosobnionym miejscu i zaczęłam płakać. Przestałam widzieć cokolwiek, widziałam jak przez najbardziej gęstą mgłę. Łzy swoją wielkością przypominały owoce grochu. Ze smutku bolało mnie serce. Czułam się jak porzucony pies na wakacjach. Gdzieś tam kłębiła się nadzieja, że wrócę, ale z minuty na minutę było coraz gorzej.
Wyciągnęłam żyletkę. Miałam tę świadomość, że robię źle, ale nic w tej chwili nie stanowiło dla mnie oparcia. Byłam pozostawiona sama sobie. Odwinęłam ten zimny kawałek metalu z papieru. Czułam się wypruta z jakichkolwiek emocji.
Taka samotna.
Taka beznadziejna.
Taka niepotrzebna.
Wmawiałam to sobie przeciągając żyletkę po nadgarstku. Prawdziwa mieszanka wybuchowa wszelkich uczuć: strachu, smutku, melancholii, bólu psychicznego i poczucia winy. Pomagało mi to chociaż na chwilę zapomnieć o problemach, bo wtedy dochodził kolejny, ważniejszy problem - ból. Wiedziałam, że to złe, ale nie mogłam znaleźć żadnego innego sposobu na radzenie sobie ze stresem.Krew zostawiała czerwone strużki na głazie, na którym siedziałam. Nagle pokrył go cień. Cień człowieka. Wydawało mi się, że nie było koło mnie nikogo, jednak szybko się okazało, że się myliłam.
Stanął nade mną nieznajomy chłopak. W sposobie, jaki na mnie patrzył, było coś przerażającego. Jego tępe spojrzenie przeszywało moje nadgarstki. Przeniósł wzrok na mnie i wtedy spostrzegłam, że ma łzy w oczach. Oczach, które były najpiękniejsze na świecie. Wyglądały jakby Bóg ukrył w nich wszystkie morza świata. Miały szlachetny, jaskrawe odcień niebieskiego z wyrazistymi detalami. Całość dopełniały ciemne jak smoła, średniej długości rzęsy. Może to nie był dobry moment, ale był całkiem przystojny. Miał podłużną twarz z mocno zarysowaną linią żuchwy. Był dość blady, a jego twarz pokrywały liczne, lecz jasne piegi. Jego włosy koloru ciemnego blondu - które wpadały nieco w rudy - były roztrzepane, jednak było widać, że to celowy zabieg - chłopak był bardzo zadbany. Spojrzał na mnie spod gęstych, ciemnych brwi.
- Hva gjør du? - chyba zadał pytanie, przynajmniej na to wskazywał jego ton.
Uniosłam brwi dając mu do zrozumienia, że go nie rozumiem.
- Co? - spytałam po angielsku.
Nieco zbiłam go z tropu, ale dalej wściekłość malowała się na jego twarzy.
- Co Ty robisz? - spytał wyraźnie oburzony, teraz już w języku angielskim.
- Siedzę? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- To widzę - przewrócił oczami - ale to coś, co trzymasz w rękach chyba nie jest potrzebne?
Nie Twój interes.
Przykucnął do mnie tak, że znajdował się mniej więcej na moim poziomie.
- Rujnujesz sobie życie, dziewczyno. Wierz mi, że jest wiele osób, które chciałoby je od Ciebie przejąć, a Ty tak po prostu chcesz się go pozbyć? Chcesz się pozbyć największego daru jaki kiedykolwiek dostałaś? - chłopak prawie na mnie krzyczał.
- To chyba nie jest Twoja sprawa? To, co robię ze sobą i moim życiem to jest moja decyzja, a Tobie nic do tego. Odwal się ode mnie! - wrzasnęłam na niego i poderwałam się, żeby wrócić do domu.
Chłopak złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam w nich ból.
- Zastanów się nad tym, proszę.
Nie mogłam już tego słuchać i ruszyłam w stronę domu. Płakałam. Nikt nie ma prawa mówić mi co mam robić! Jakim prawem on śmie ingerować w moje życie! Moje ciało, moja decyzja!
Przyśpieszyłam kroku. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w jedynym bezpiecznym miejscu, czyli swoim łóżku. Wiedziałam jednak, że będę musiała tłumaczyć się ojcu, więc gdy już ujrzałam dom na horyzoncie, zwolniłam.
Słyszałam, że ktoś za mną idzie. Kroki, które ten ktoś stawał, ewidentnie były dopasowane do moich. Próbował poruszać się bezszelestnie, ale nie bardzo mu to wychodziło. Odwróciłam głowę i to, co ujrzałam, rozwścieczyło mnie tak, że miałam ochotę chwycić pierwszy lepszy kamień i rzucić go nim w głowę.- Dlaczego do cholery za mną idziesz?! - wrzeszczałam w stronę tego chłopaka, który jeszcze sprzed paroma minutami próbował mnie umoralniać.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Dziewczyno, o co Ci chodzi? Przecież ja mieszkam w tej okolicy!
Zrobiło mi się głupio. W sumie to na to nie wpadłam, prawdopodobnie dlatego, że to jedyny dom, który był w tej okolicy. Mój jedyny sąsiad. Ogarnęło mnie przerażenie. Wyobrażałam sobie raczej parę emerytów zamieszkujących ten dom, a nie taki wścibski nastolatek. Myślę, że nie był wiele starszy ode mnie.
- Ty mieszkasz w tym domu? - palcem wskazałam na sąsiedzi dom.
- Tak - potwierdził chłopak z lekkim zdziwieniem na twarzy.
- Ekstra. - rzuciłam w pustą przestrzeń.
- Dlaczego niby miałbym Cię śledzić? - spytał zdezorientowany chłopak.
- Bo tu mieszkam - wskazałam swój dom.
Chłopak był coraz bardziej zdziwiony całą sytuacją.
- Przecież tu mieszka pan Giotto - powiedział.
- Tak, a ja jestem jego córką.
Wzdrygnęłam się. Dziwnie to zabrzmiało w moich ustach. "Jestem jego córką" - chyba jeszcze nigdy tego nie wypowiedziałam.
Chłopak się uśmiechnął. Całkiem sympatycznie wyglądało to na jego twarzy.
- Miło mi poznać nową sąsiadkę - powiedział podając mi rękę.
Odwzajemniłam uścisk dłoni i ruszyłam w stronę domu nie zwracając uwagi na chłopaka.
- Tatuś nie uczył podstaw kultury osobistej? - spytał sarkastycznym tonem.
- Słucham?
- Wypadałoby się przedstawić. Jestem Bjørn - uśmiechnął się.
- Vivien.
Bjørn postanowił odprowadzić mnie do domu. Rozmawialiśmy o Norwegii, o pogodzie, o Kanadzie. Chyba pierwszy raz nie czułam się samotna od bardzo długiego czasu. Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się od dziecka. Dowiedziałam się, że jest rok ode mnie starszy, czyli ma 18 lat. Denerwowała mnie jednak próba ingerencji w moje życie. Za każdym razem, gdy zaczynał temat samookaleczania, natychmiast mówiłam o czymś innym.
Przyznaję, nieco działał mi na nerwy. Nie lubię wścibskich ludzi i gdy w końcu doszłam do domu, odetchnęłam z ulgą. Już nie miałam ochoty na rozmowę. Pożegnałam się i poszłam do swojego pokoju.Nie udało mi się wejść do domu niezauważoną. Mój ojciec też postanowił zrobić wywiad o moim życiu. Boże, czy oni się na mnie uwzięli?
- Cześć, Vivien. Udało Ci się zwiedzić okolicę?
- Tak.
Weszłam po schodach prosto do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i rozpoczęłam najciekawszą czynność w tym domu.
Patrzyłam na sufit i rozmyślałam o minionym popołudniu.
- Bjørn - szepnęłam i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
CZYTASZ
Be my hero
Teen FictionSiedemnastoletnia Vivien mieszka z ciężko pracująca matką. Ojciec Vivien zostawił je, gdy dziewczynka skończyła rok. Od tamtej pory nie ma z nim kontaktu, a kobiety ledwo wiążą koniec z końcem. Życie dziewczyny, do tej pory spokojne, zostaje przewró...