Część IV

7 1 0
                                    

Ból powoli ustąpił. Odkąd Eosigia upadła na dno kuli minęła sekunda początkowa, równa dwudziestu czterem godzinom.
Teraz zdołała już powoli wstać i, delikatnie obchodząc swe lśniące schronienie, przyzwyczajała uszy do coraz głośniejszych dźwięków. Było to trudne.
Z kieszeni wydobyła czarny skrętek papieru, wypełniony sproszkowaną trzciną, która należała do jednego z ważniejszych elementów wypełniających Nicość. Przede wszystkim łatwo się spalała, a unoszący się z niej zapach można porównać do mieszaniny wanilii, cynamonu i gryzącego dymu, który unosi się z węgielków drzewa kasztanowego.
Ale wtedy ich jeszcze nie znała.
Szybkim ruchem potarła papierosem o ścianę w miejscu, gdzie buntownicza czerwień usiłowała wyswobodzić się z objęć białej matki.
Zapłonął ogień. Ciemny ogień. Nie miał pojęcia o tym, że mógłby stać się jaśniejszy.
Dziewczyna zaciągnęła się unoszącym się dookoła dymem. Powoli zamknęła oczy. Wiedziała, że nie powinna dawać sobie pretekstu do zapadnięcia w przedwczesny sen, lecz otoczona tą zielono-złotą mgłą potrafiła łatwiej zapomnieć o bezsensoeności nieistniejących wartości.
Zakaszlała, gdy zbyt duża ilość dymu wpadła jej do płuc. Pozostało już niewiele: jedynie kilkucentymetrowy kawałek, żarzący się na końcu pomarańczową falowaną obręczą.
Eosigia delikatnie dotknęła ściany kuli kolorów, a w miejscu, gdzie spoczęła jej dłoń, pojawiło się coś na kształt okna. Jednym szybkim ruchem wyrzuciła niedopałek w Nicość.
Zabrała rękę ze ściany i w tym właśnie momencie dymiący jeszcze skrawek dołączył do setki swych poprzedników, stwarzając energię równie silną jak ta, która pochłonęła Światło i Ciemność.
Wstrząs.

Zgubiona w gwiazdach PoczątkowychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz