Część VI

5 1 0
                                    

W ciągu trzech chwil pomniejszych kula kolorów wpadła między płomienie mocy, poszerzającej granice między Wszechświatem a Nicością.
Eosigia zacisnęła powieki i zakrywając uszy starała się myśleć o czymś ciepłym i delikatnym, co w późniejszych przestrzeniach czasowych znane będzie jako budyń.
Kula nabierała prędkości. Uderzając w wystające krawędzie Wszechświata powodowała delikatne błyski, które w ciągu następnych dwóch stuleci zdążyły ewoluować w gwiazdy. Ten, komu uda się je policzyć, będzie znał ilość pęknięć na sferze kuli.
Mijały dni. Kula pędziła przez miliony lat świetlnych, podczas gdy skulona na jej dnie Eosigia ani na moment nie zmieniła swojej pozycji, którą dziś nazywamy "żółwiem".
Los, syn Światła i siostrzeniec Ciemności, w swej nieprzebranej spontaniczności, znudzony ciągłym oglądaniem obijającej się o krawędzie przestrzeni kuli, postawił na jej drodze Ziemię. Planeta ta była niewielkim srebrno-błękitnym punktem, raz po raz osłaniającym się bladą tarczą Księżyca przed natarczywym Słońcem. Było ono jak małe dziecko, które zachwycone nową zabawką, nie potrafiło nawet zasnąć, chcąc mieć bawić się noce i dnie. Zabawką tą był odłamek Światła. Właśnie z tych odłamków powstawały gwiazdy.
Grawitacja, która przed laty osiedliła się na młodej Ziemi, zachłannie wyciągnęła swe blade ręce ku kuli kolorów.
Uderzenie w taflę oceanu poderwało do góry miliardy miliardów kropel, zaskoczonych tą dziwną, odmienną kroplą, która spadła na nie z kilkuset kilometrów.
Nie wiedziały. Nie mogły wiedzieć. Widziały zbyt mało w swym życiu.
Z kolei Eosigia miała zobaczyć znacznie więcej.

Zgubiona w gwiazdach PoczątkowychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz