Rozdział 8

4.8K 536 117
                                    

Na następny dzień po tym feralnym wydarzeniu, Baekhyun nie przyszedł do pracy, wysłał tylko SMS do Kim Hee Nim, że bierze dzień wolny. Nie miałem nawet jak marudzić, nie chciałem, ponieważ wiedziałem, jaka była jego obecna sytuacja. Normalnie przecież, nie pozwoliłbym sobie na to, by mój pracownik brał sobie wolne ot, tak, ponieważ wczoraj upił się w cztery dupy.

Jednak to był wyjątek, za co siebie dozgonnie nienawidziłem. Jak mogłem faworyzować swoich pracowników w taki sposób? Jednak wiedziałem też, że Baekhyun nie był dla mnie tylko pracownikiem. Był dla mnie kimś więcej, a właściwie stał się kimś więcej. W zaledwie trzy miesiące potrafił zakręcić mi w głowie w taki sposób, że teraz, nie wyobrażam sobie dnia bez zobaczenia jego cudownego uśmiechu lub tego uroczego widoku, kiedy wchodzę do swojego biura, a po drodze spotykam Baekhyuna, który siedzi przy biurku, popija kawę z założoną nogą na nogę i wpisuję w notatnik kolejne spotkania i przy jednym uchu kurczowo trzyma granatową słuchawkę telefonu.

Zawsze lubię na to patrzeć.

Chociaż ten dzień, w którym ani razu nie zobaczyłem Byuna, na pewno nie należał do dobrych. Nie był także zły, lecz jedna osoba potrafi zepsuć wszystko. O kim mówię? Oczywiście o Kim Hee Nim.

Wparowała do mojego gabinetu ze zdenerwowaną miną, podchodząc do biurka kilkoma stanowczymi krokami.

— Co Ty zrobiłeś Baekhyunowi? — oparła się o moje biurko dłońmi i zbliżyła się do mojej twarzy, wywiercając swoim spojrzeniem dziurę w moim ciele. Co jak co, ale ta kobieta mnie czasami naprawdę przerażała.

— Nie wiem, o czym Ty mówisz. — wypowiedziałem spokojnie, odsuwając się od biurka. Wstałem i ruszyłem w stronę półki z segregatorami, w których trzymałem najświeższe projekty. Oparłem się o regał ramieniem i zacząłem przeglądać kartki w poszukiwaniu wybranego modelu.

— Doskonale wiesz, debilu. — prychnęła, podchodząc do mnie i krzyżując ramiona. — Widziałam dzisiaj Baeka w szkole. Wyglądał okropnie, jakby miał mi się zaraz wypłakać w ramię.

— Nic nie zrobiłem. Czy wszystko, co najgorsze ma na imię Chanyeol, a na nazwisko Park? — spytałem kpiąco, tylko na chwilę na nią zerkając. Tak naprawdę w środku, coś mnie strasznie zabolało.

Wyobraziłem sobie Baekhyuna w nieułożonej fryzurze, ale nie z takim artystycznym nieładem, tylko naprawdę nieułożonej w byle jakich rzeczach, dużej bluzie z kapturem, patrzący na wszystko bez emocji z łzami w oczach. Pewnie tak by wyglądał. I to przeze mnie.

— Dokładnie tak jest, Park. Natychmiast mów mi, co się stało i co mu do cholery zrobiłeś! — wypowiedziała, lecz ja ją zignorowałem i dalej gapiłem się w te swoje projekty, lecz teraz już bez żadnego celu. Chciałem, by po prostu wyszła i przestała wytykać mi to, jakim egoistycznym dupkiem jestem. — Park! — wręcz pisnęła i wzięła mój plik kartek, po czym rzuciła gdzieś za mnie. Już miałem coś powiedzieć, lecz kobieta złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła na sofę. Usiadła na niej ze mną i patrzyła na nie tym okropnym spojrzeniem.

Nienawidzę go. Wdziera Ci się w duszę i każe mówić o wszystkim złym, co zrobiłeś.

— Mów. — wypowiedziała dobitnie.

— Co ja Ci mam mówić? Może, mam coś wymyślić? Leć do swojego miejsca i jedz te cukierki, a nie zawracasz mi głowę jakimiś nonsense—

— Yah! — krzyknęła dziewczyna, uderzając mnie naprawdę mocno w ramię — Ty niewychowany, egoistyczny, apokaliptyczny, nikczemny i niewrażliwy człowieku! — wykrzyczała mi wprost w twarz. — Masz mi natychmiast powiedzieć, co się dzieje. Teraz. Rozumiesz? — warknęła, wyciągając z kieszeni jeden z cukierków. Naprawdę je ze sobą nosi?

RUN(A)WAY | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz