Część I - "Nie wierzysz?"

791 57 8
                                    


Ciche uderzenie sprawiło, że gwałtownie usiadłam, otwierając oczy. Zoba­czyłam przy oknie mężczyznę. Nie znałam go. Wyglądał nieludzko w świetle księżyca, które sprawiało, że jego włosy wydawały się srebrne, a oczy błysz­czące. To spojrzenie sparaliżowało mnie przerażeniem, choć samo było zdziwione i przestraszone. Nie umiałam również wydać z siebie jakiegokol­wiek dźwięku, co doprowadzało do paniki. Włamał się do mnie obcy mężczyzna, a ja nie byłam w stanie nic zrobić!

Nagle na jego twarzy pojawił się uśmieszek, przez który przeszły mnie ciarki. Mimo to, gdy się odezwał, jego głos był miły dla ucha i nawet łagodny.

– Obudziłaś się. I co ja mam teraz zrobić?

Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana.

– Zabić? – błyskawicznie pojawił tuż obok mojego łóżko, zmniejszając odległość do najwyżej metra. Drgnęłam przestraszona i odzyskałam władzę nad stru­nami głosowymi. Chciałam krzyknąć, ale napastnik przycisnął mnie do mate­raca i zakrył usta dłonią – Czy zabrać ze sobą? – spytał, patrząc w moje zielone oczy – Gerardowi się podobasz, wolałby to drugie. A więc...

Nagle na mojej twarzy, a dokładniej nosie, pojawiła się szmatka. Biorąc wdech poczułam zapach przypominający ocet... i straciłam świadomość.

***

Gwałtownie usiadłam i zakręciło mi się w głowie, przez co zostałam zmuszona opaść z powrotem na stos poduszek. Z tego, co zdążyłam zobaczyć, wywnio­skowałam, że muszę znajdować się w zamku. W „mojej" komnacie stała szafa, szafka nocna i stolik – jedyne rzeczy, które mogłyby być współczesne, choć imitowały styl średniowieczny. Było jeszcze zwykłe, białe okno, choć mniejsze niż normalnie w domach. Kamienne ściany, a na jednej z nich wiszący gobelin, przestawiający jakąś bitwę. Tyle zapamiętałam.

Usiadłam powoli i przyjrzałam się pomieszczeniu jeszcze raz, ale nie odkryłam nowych elementów prócz drzwi po prawej. Dodatkowo zauważyłam, że mu­siał być wieczór, bo z każdą chwilą robiło się ciemniej. Byłam przerażona, choć na pewno mniej niż wcześniej.

Ostrożnie wstałam i podeszłam do szafy. Jak się po chwili zorientowałam, byłam w tej samej pidżamie, w której ostatnio się kładłam spać. Kimkolwiek był włamywacz, gdziekolwiek teraz byłam, nie chciałam, by zastano mnie w łóżku. Pewnie i tak długo mnie widział, w końcu musiał tu przynieść, ale po­trzebowałam ukryć strach, który próbował mnie pozbawić kontroli nad cia­łem, więc starałam się zachować normalnie, jakbym była w swoim domu. Otworzyłam szafę i zlustrowałam znajdujące się w niej ubrania. Większość była moja, z mojego własnego domu, ale było też kilka, których w życiu na oczy nie widziałam. Pogrzebałam chwilę, po czym wyjęłam najzwyklejsze ciu­chy jakie mogłam – niebieskie jeansy i szary krótki rękaw.

Obróciłam się i zamarłam, prawie wypuszczając ubrania z rąk.

O parapet opierał się mój porywacz. Patrzył za okno.

Utkwiłam przestraszone, ale również zdziwione jego nagłym pojawieniem się, spojrzenie w młodym mężczyźnie. Wyglądał na starszego ode mnie o zaledwie kilka lat, jakby dopiero co skończył studiować.

– Pewnie masz dużo pytań – odezwał się cicho, dalej nie odrywając wzroku od widoku za oknem. Była już noc. To nie był dobry pomysł przebywać w ciemności z nieznajomym mężczyzną.

Przez chwilę starałam się wydobyć z siebie jakiś dźwięk, a gdy mi się udało, były to podstawowe pytania porwanej osoby:

– Kim jesteś? Gdzie jestem?!

BuntownikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz