#31

12.4K 593 12
                                    

Aaron pov.

Usadowiłem się na miejscu pasażera i wykonałem czynności, które kazał mi pilot. Leciałem w jednym pomieszczeniu z Ashley leżącą na łóżku, więc musiałem być szczególnie ostrożny. Patrzyłem na jej bladą twarz i serce mi się krajało na ten widok. To jak na moich oczach uchodziło z niej życie było dla mnie jak cios prosto w serce. Była przypięta do łóżka różnymi pasami. Wziąłem jej bladą, bezwładną rękę w swoją i złożyłem na niej delikatny pocałunek.

Leciał z nami również lekarz, który zajmował się moją kruszynką. Był to mężczyzna w średnim wieku. Jego głowa pokryta była siwizną, lecz miał miły i pogodny wyraz twarzy. Patrzył jak delikatnie obchodzę się z Ashley, a w Jego oczach można było dostrzec troskę, jak i współczucie.

-Nie martw się chłopcze. Ona będzie walczyć. Ma dla kogo. - powiedział mężczyzna i ścisnął w pocieszeniu moje ramię.

Uśmiechnąłem się do niego słabo, kiwając głową w podziękowaniu, gdyż nie byłem w stanie wymówić ani słowa.

Położyłem głowę na kraju jej łóżka cały czas trzymając ją za rękę. Moje powieki były tak ciężkie, że po chwili zasnąłem.

****

-Chłopcze obudź się. - usłyszałem doktora i poczułem jak potrząsa moim ramieniem.

Powoli otworzyłem oczy, a jasne światło od razu mnie oślepiło. Mrugnąłem kilka razy aż moje oczy przyzwyczaiły się.

-Co się stało? - zapytałem przecierając oczy.

-Jesteśmy na miejscu. Musimy zabrać Ashley. - oznajmił lekarz.

-OCH. Dobrze. - odpiąłem pasy i podniosłem się z siedzenia.

Popatrzyłem na moją małą i wyglądała tak samo, jak przed moim zaśnięciem. Wzdychnąłem głośno i wyszedłem z helikoptera.

Lądowisko znajdowało się na dachu szpitala. Przyszło dwóch ratowników, którzy przetransportowali łóżko z Ashley do jej nowej sali. Zszedłem po schodach na odpowiednie piętro.

Na korytarzu zobaczyłem Matta. Był ubrany jak zawsze elegancko w szary garnitur. Ja również nie odstawałem, gdyż miałem na sobie czarny garnitur. Podszedłem do mężczyzny, a on widząc moją minę uścisnął mnie po przyjacielsku.

-Dobrze Cię widzieć. Jak się czujesz? - spytał Matt, odsuwając się ode mnie.

Westchnąłem i odpowiedziałem:

-Beznadziejnie. Czuje jakby ktoś odebrał mi całe życie. Nie wiem czym bez niej jestem. Nie mam na nic ochoty. Nawet nie mam ochoty już żyć.

-Stary nie załamuj się, ona z tego wyjdzie jestem pewien.

-Powiadomiłeś Wiktora tak jak Cię prosiłem?

-Jasne już zaczął działać. Nie przejmuj się ja wszystkiego dopilnuje.

-Mam nadzieję, że Go znajdzie.

-Znajdzie zapewniam Cię. Wiesz, że jest skuteczny.

-Pamiętaj, że masz mnie od razu zawiadomić, gdy będzie coś wiedział.

-Wiem, pamiętam. Spokojnie.

-Możesz wracać do firmy. Muszę poszukać lekarza.

-Na pewno nie będę Ci już potrzebny?

-Jest okej. Dzięki za wszystko, co zrobiłeś.

-Nie ma za co. Jesteś moim przyjacielem. Gdyby coś się działo dzwoń.

-Jasne. Dzięki.

Pożegnałem się z Mattem uściskiem dłoni. Ruszyłem w stronę sali, w której leżała Ash. Wyszedł z niej lekarz.

-Doktorze coś się stało? - spytałem zaniepokojony.

-Nie, wszystko w porządku. Sprawdzałem, czy wszystko jest dobrze. - uśmiechnął się przyjaźnie.

-Kiedy podacie jej krew?

-Za dwie godziny. Musimy wszystko przygotować. Żeby nie było żadnych komplikacji.

-Oczywiście, rozumiem.

-Mogę do niej wejść?

-Ale tylko na chwilę musimy przygotować ją do zabiegu.

Kiwnąłem głową i wszedłem do jej pokoju. Podszedłem do jej łóżka i pocałowałem w czoło.

-Niedługo wrócę kochanie. Bądź dzielna. Walcz maleńka. Kocham Cię, skarbie.

Pocałowałem ją w usta i wyszedłem z sali. Skierowałem się do samochodu, który przywiózł mi Matt. Jechałem w stronę swojego apartamentu, w którym mieszkałem podczas pobytu w Nowym Jorku.

Po trzydziestu minutach byłem na miejscu. Wszedłem do środka i poczułem miłe zapachy. Udałem się do kuchni i zobaczyłem moją gosposię.

-Dzień dobry synku.

-Dzień dobry.

-Zjesz coś? - spytała kobieta.

Traktowała mnie jak syna i zawsze się o mnie martwiła.

-Może później teraz nie mam ochoty.

-Wiem co się stało, Matt mi powiedział.

-Och. - tylko tyle zdołałem wykrztusić.

Poszedłem do sypialni i rozpakowałem walizkę. Usiadłem na łóżku i włączyłem telefon. Zobaczyłem tam mnóstwo nieodebranych połączeń od Calum'a, Luke'a, Nathalie i Emmy. Kurwa! Zapomniałem im o wszystkim powiedzieć. Pewnie zrobił to mój brat. Jestem pewny, że powiadomił chłopaków, a oni przekazali to swoim kobietom.

Zadzwoniłem do Cal'a na szczęście cała czwórka była właśnie razem i nie musiałem dzwonić do wszystkich po kolei. Wyjaśniłem im cały wypadek aż do czasu przylotu do Nowego Jorku. Oczywiście nie obyło się bez wyzwisk lecących w moją stronę od dziewczyn. Były złe, że nie zawiadomiłem ich od razu. Próbowałem im wytłumaczyć, że nie pomyślałem o tym, ale mi się nie udało. Wszyscy jednogłośnie zdecydowali, że przylecą do Nowego Jorku najszybciej jak się da. Nie pozostało mi nic innego jak się na to zgodzić. Oczywiście zapowiedziałem im, że zatrzymają się w moim apartamencie. Na początku nie chcieli się zgodzić mówiąc „nie chcemy się narzucać" dostali za to opierdziel ode mnie i w końcu się zgodzili. Pożegnaliśmy się i rozłączyliśmy.

Wziąłem czyste bokserki i udałem się do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Woda koiła moje nerwy, a mięśnie się rozluźniły. Nawet nie wiem ile czasu tak spędziłem. Wyszedłem z kabiny i wytarłem ciało ręcznikiem. Włożyłem czyste białe bokserki Calvina Kleina i wróciłem do sypialni. Usłyszałem pukanie do drzwi więc powiedziałem „proszę". Do pokoju weszła Pani Liliana z tacą w rękach.

-Mogę?

-Jasne.

-Przepraszam, że wspomniałam o wypadku.

-Nie przepraszaj to ja źle reaguje, gdy o nim słyszę. Nie mogę się pogodzić z tym, co się stało.

-Masz ochotę na kawę? - pokazała na tacę.

-Tak, dziękuje.

Wypiłem napój i odłożyłem kubek. Wszedłem pod kołdrę i ułożyłem głowę na poduszce.

Myślami byłem przy Ashley. Zabije tego sukinsyna za to, co jej zrobił. To tylko kwestia czasu jak Go dorwę. Nikt nie będzie krzywdził mojej kobiety.

Z bolącą głową od myśli zasnąłem...

Risky Feeling |ZAWIESZONA|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz