Jem śniadanie. Jak zawsze płatki kukurydziane utopione w mleku z miodem. Codziennie te same. Codzienna rutyna. Matka nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem swoich błękitnych oczu. Lżej mi z tego powodu. Jeszcze zauważyłaby szklistość moich. Wyglądają jak kawałek kory utopionej na liściu lilii. Kontrast brązowych tęczówek i bieli białka każdego zachwyca. Jednak ja tego nie widzę. Nie dostrzegam żadnej dobrej cechy, którą ludzie zachwalają. Dlatego jestem pewna, że są dobrymi kłamcami. Kłamią każdego dnia, każdej godziny. W żywe oczy kłamią jak najęci. Nieprzerwanie. To boli.
Zjadłszy cały talerz płatek odstawiam go do zlewu. Wracam do pokoju po skrzypiących schodach. Wchodzę przez drewniane drzwi. Łapię za czarny plecak z naszywkami moich ulubionych zespołów. The Rollin' Stones-i wystawiają swój czerwony język na ten marcowy dzień. Arctic Monkeys i ich tętno-prosta i pofałdowana linia wskazująca bicie serca. Nirvana zamyka oczy w niewidzącym, narkotykowym świecie. Reszta to napisy, pod którymi kryje się cały mój świat. Prawdziwy świat nieudawanych emocji wyrażanych muzyką, śpiewem i gitarą. Świat do kochania i kochający. Świat dla wszystkich. Świat tak inny od tego, choć stanowiący nieodłączny jego element.
