2.

30 3 0
                                    

Megan.

Już przez pierwsze cztery dni nauki w Cleveland złamałam co najmniej połowę zasad, które tworzyły mój kochany „Mur". A mianowicie: zgodziłam się wyjść z Debby na spacer, aby mogła pokazać mi okolicę, zaczęłam jadać z nią w szkole oraz spędzać większość przerw na poznawaniu plotek o uczniach Garfield Heights High School*. Pozwoliłam jej również wpaść do siebie na małe „korepetycje" z francuskiego, podczas których oglądałyśmy komedię romantyczną i śmiałyśmy się wniebogłosy, zajadając maślany popcorn. Zrobiłam też wiele, wiele innych strasznych rzeczy. Wymieniłam się z nią nawet numerami telefonów i od tego czasu pisałyśmy ze sobą praktycznie bez przerwy.
W piątek Debby nie pojawiła się w szkole, więc pozwoliłam sobie zapytać ją z jakiego powodu nie zaszczyciła naszej klasy swoją obecnością na lekcjach oraz skarciłam za to, że przez jej "ucieczkę" musiałam jeść lunch sama, przez co czułam się jak kompletna idiotka. Jednak gdy wytłumaczyła mi, że pojechała z rodziną odwiedzić babcię, która tego dnia obchodziła swoje 98 urodziny stwierdziłam iż tym razem jej odpuszczę.
Wyszłam ze szkoły po piątkowych zajęciach mając świadomość, że mój pierwszy wolny od szkoły weekend w Cleveland przeharuję w pracy. Od samego rana, do późnego wieczoru miałam ugniatać ciasto na pizze, a następnie je rozwozić. Oto dowód na to, że człowiek jest zdolny do wszystkiego. Nawet do wyczołgania się z łóżka o siódmej rano w sobotę.
Wystarczy, że pomachasz mu przed nosem niewielkim zielonym banknotem.
-Meg! Zaczekaj! - spojrzałam przez ramię na Damiena, który wybiegł właśnie zza zakrętu i zmierzał w moją stronę. - Szybko uciekłaś z klasy. - stwierdził zdyszany, idąc obok mnie.
- Spieszę się do domu. Mama obiecała, że zrobi lazanię. - uśmiechnęłam się do niego subtelnie. - A jak znam moją siostrę to zje wszystko zanim zdążę dojść do domu.
- W sumie cię rozumiem. - zaśmiał się, przeczesując palcami swoje złociste włosy. – Moja siostra zawsze dostaje euforii na słowo „spaghetti", a ślina litrami wycieka z jej buzi.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, przysłaniając usta wierzchem dłoni, co by przez przypadek nie urządzić blondynowi prysznicu swoją śliną.
- Nie wiedziałam, że masz siostrę. Nic o niej nie wspominałeś.
- Uznajmy, że zapomniałem. - westchnął i podrapał policzek, jakby się nad czymś zastanawiał. - Nazywa się Britney i uważa się za szkolną gwiazdą. - zrobił cudzysłów palcami, gdy wypowiedział ostatnie dwa słowa. - Raczej byście się nie dogadały.
- Przecież ja potrafię dogadać się z każdym. - burknęłam, udając obrażoną. - Wątpisz w moje umiejętności?
- W twoje nie. Ale w jej? Jak najbardziej. - pokręcił głową z rozbawieniem. - No dobra, koniec. Nie przeszedłem całej tej drogi pod twój blok tylko po to, żeby gadać o tej blond flądrze. - westchnął, wyraźnie poddenerwowany. - Mam do ciebie pytanie.
I w tym momencie mój kobiecy instynkt podpowiedział, że powinnam brać nogi za pas. Załatwić sobie fałszywy paszport, imię, nazwisko, po czym wylecieć do Bułgarii i zacząć hodować owce.
Bo tam się hoduje owce, prawda?
Nie miałam bladego pojęcia skąd blondyn wiedział, gdzie mieszkam. Ale znając Debby i jej skłonność do plotkowania stwierdziłam, że musiało się jej coś wymsknąć, gdy był w pobliżu. Jednak miałam teraz ważniejszą sprawę na głowie, którą było jego pytanie, nie mogące zwiastować niczego dobrego.
- Zamieniam się w słuch. - zrobiłam najpoważniejszą minę jaką umiałam. Mimo to modliłam się w duchu, aby moja mama wyjrzała przez okno i zawołała mnie do domu na obiad, jednocześnie ratując z opresji. Szkoda, że nie jest to film o Super Mamie.
- Masz może plany na dzisiejszy wieczór? - o cholera. - Słyszałem, że w kinach grają teraz całkiem niezły film i pomyślałem, że może miałabyś ochotę się na niego wybrać. Ze mną, oczywiście.
Jego cudowny, szczery uśmiech sprawił, że miałam wielką ochotę rzucić mu się na szyję i wykrzyczeć w odpowiedzi głośne „Tak! Tak, tak, tak!". Nie pamiętałam już, kiedy ostatni raz spędziłam piątkowy wieczór poza domem, nie wspominając o spotkaniu z żywym chłopakiem.
Nie żebym kiedyś wyszła gdzieś z martwym. Skąd.
Zaraz jednak przypomniało mi się, że nie jestem aż taką świnią, aby dawać blondynowi nadzieję na coś, co za kilka tygodni i tak miało się rozpaść. Damien wydawał się być naprawdę super chłopakiem, za którym oglądała się spora żeńska część naszego liceum. A ja byłam przecież przeciętną dziewczyną, która miała za kilkanaście dni opuścić to miasto, tę szkołę i tych wspaniałych ludzi.
Przełknęłam głośno ślinę i spuściłam wzrok.
- To bardzo miłe z twojej strony. - przerzuciłam nerwowo torbę na drugie ramię. Jeszcze nigdy się tak nie stresowałam, odrzucając czyjeś zaproszenie - Ale mam pracę i wolałabym się z nikim na razie nie spotykać. W końcu i tak niedługo będę musiała stąd wyjechać.
- A-Ale ja nie miałem na myśli randki. - momentalnie przeniosłam wzrok na jego twarz, którą zdobiły ledwo zauważalne rumieńce. - Chodziło mi o zwykłe, przyjacielskie wyjście do kina. Żebyśmy mogli się lepiej poznać, czy coś.
- Oh. - wydusiłam, wpatrując się w niego z prawdopodobnie najtępszym wyrazem twarzy, jaki kiedykolwiek wywołał u mnie chłopak. Moja szczęka wylądowała na chodniku, a kobieca duma tuż pod jego butem. Zganiłam się w myślach za to, że za dużo sobie wyobrażałam.
Szkoda tylko, że nie zmieniało to faktu iż chciałam trzymać znajomych ze szkoły na dystans. Wystarczyło, że pozwoliłam Debby przejść przez „Mur" i wejść do mojej "intymnej strefy". Nie czułam potrzeby, aby wpuszczać tam kogokolwiek innego. Jednak gdy mój wzrok powędrował na jego niebieskie tęczówki, od których biła czysta niewinność i błaganie, z moich ust wyrwało się:
- Nie będę miała czasu w żaden weekend.
- Oh. - powtórzył po mnie. - Rozumiem.
- Ale..
- Jest ale? - na jego twarz wkradł się ciepły uśmiech, który spokojnie mógłby roztopić całą Grenlandię.
- Ale może jakoś w tygodniu uda mi się znaleźć jeden wolny wieczór. - mruknęłam, podziwiając kostkę brukową, z dłońmi schowanymi w kieszeniach swojej bordowej bluzy.
- Super! To jesteśmy umówieni! - oświadczył entuzjastycznie. - Do zobaczenia w poniedziałek!

I odbiegł w swoją stronę.
Tak po prostu.

Pacnęłam się dłonią w czoło, gdy zrozumiałam na co się właśnie zgodziłam. Wchodząc do klatki mruczałam w kółko pod nosem:
   - Megan, jesteś idiotką. I świnią też.

Michael.

Był piątkowy wieczór, a ja siedziałem sam w salonie, oglądając jakiś durnowaty horror o zombie. Może dlatego, że sam dalej czułem się jak jeden z tych zielonych bezmózgów, przez wykład, który dostałem od nowej w poniedziałek. Po całej akcji zbulwersowany wyszedłem ze szkoły, aby opanować emocje. Nie wróciłem już do niej w tamtym tygodniu. Nie miałem ochoty słuchać, jak moi znajomi nabijają się ze mnie twierdząc, że zgasił mnie jakiś karzeł z Atlanty. Plotki w naszej szkole zawsze rozchodziły się zaskakująco szybko, a ja bardzo dobrze wiedziałem czyją to było zasługą.
Miałem nadzieję, że ta cała Megan nie pomyślała sobie iż wygrała. O nie.
To był dopiero początek wojny.
Na zegarku widniała godzina 22:45. Stwierdziłem, że zachowam te resztki człowieczeństwa i nie będę ściągał do siebie żadnej darmowej dziwki ze szkoły. W pewnej chwili mój żołądek zaczął wydawać wielorybie dźwięki, domagając się jedzenia. Chwyciłem smartfona i wybrałem numer do najlepszej pizzerii w mieście. Na jedną dużą margheritę z sosem czosnkowym trzeba było czekać około trzydziesty minut, ale dla tego grubego ciasta oraz tony sera mógłbym czekać godzinami.
Podniosłem się leniwie z kanapy i doczłapałem do kuchni. Wyjąłem z lodówki piwo, usunąłem kapsel zębami, po czym usiadłem na blacie. Popijałem alkohol, przyglądając się bukietowi bzów, stojącemu na stole, który znajdował się pod ścianą, centralnie naprzeciwko mnie. Pani Smith musiała go tu postawić rano, gdy jeszcze spałem.
Pani Smith była starszą, dobrą kobietką mającą na karku może z 75 lat. Przygarnęła mnie po śmierci rodziców, gdy nie chciał zrobić tego żaden z moich krewnych. Dobrze znała matkę taty. Często przychodziła do babci, kiedy ja bawiłem się koparkami w ogrodzie, dzięki czemu miałem okazję ją jako tako poznać.
Przypomniał mi się pewien majowy poranek, gdy mama obudziła mnie rano, przejeżdżając gałązką bzu tuż pod moim nosem. Był to 23 maja, moje 8 urodziny. Aby to uczcić wybraliśmy się całą rodziną na jedną z dzikich plaż tuż nad Erie Lake. Była dookoła obrośnięta krzakami tego pięknie pachnącego, fioletowego kwiatu, a z boku miała mały, spróchniały pomościk. Spędziliśmy prawie cały dzień na kąpieli w chłodnej wodzie, łowieniu ryb wielkości kciuka i śmianiu się z chmury, która przypominała nam aligatora jadącego na skuterze. Moi rodzice umieli się bawić mimo tego iż byli ważnymi urzędnikami w państwie i większość społeczeństwa uważała ich za sztywniaków.
Moje ostatnie urodziny, które miałem szansę z nimi spędzić.
W końcu wróciłem do rzeczywistości, gdy poczułem jak coś mokrego spływa strużkami po moich policzkach. Zsunąłem się z blatu, na który odłożyłem szklaną butelkę i ruszyłem do łazienki. Trzymałem już dłoń na klamce, kiedy nagle ktoś zadzwonił dzwonkiem. Przetarłem więc twarz wierzchem dłoni, a później jeszcze koszulką, mając cichą nadzieję, że dostawca pizzy nie będzie się dopytywał skąd ta krew na policzkach. Odkluczyłem drzwi wejściowe, po czym niepewnie otworzyłem je na oścież.
I po prostu nie mogłem uwierzyć w to co za nimi zobaczyłem. A raczej kogo.
- Dobry wieczór. Czy to pan zamawiał duża margha-... - nie dokończyła, ponieważ przeniosła wzrok z notesu na mnie. Jej mina mówiła, że jest równie zaskoczona moim widokiem, co ja jej.
Przede mną stał nikt inny, jak Megan Breslewsky z Atlanty.

------------------------------------------------

*Garfield Heights High School - prawdziwa szkoła w Cleveland, do której uczęszczają główni bohaterowie.

W końcu kolejny rozdział!
Miejmy nadzieję, że na kolejny nie będzie trzeba tyle czekać xd Pamiętajcie kochani, że każda gwiazdka i komentarz to dodatkowa motywacja :D
Miłego ranka, popołudnia/ wieczoru~
xoxo
Wasza Naela.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 28, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Defekt | Defect [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz