Stała tam Carmen. Rozgadana, pełna empatii, szaleństwa i komunikacyjności. Te cechy sprawiały, że nie dało się jej nie lubić. Jej blond czuprynka była jak zwykle idealnie upięta w idealnego francuza. Nie rozumiałam jak ona to robi, że zawsze wygląda lepiej niż wszyscy, nawet w dresach, jednakże tego ranka miała ubrany niebiesko-biały strój cheeliderski. Delikatnie pomalowana twarz podkreślała urodę nastolatki. Przypominała mi Emilie Nering, jednak jej zadarty nos zmniejszał ich podobiznę. Zielone oczy wpatrzone były w tłum uczniów wchodzących do szkoły. Pewnie wypatrywała tam swojego chłopaka Shawna, nie potrafili bez siebie wytrzymać ani chwili. Byli oni w sobie tak zakochani, aż nie widzieli świata poza sobą a każdy kolejny moment bez drugiej połówki był nie do zniesienia. Zazdroszczę im tego, sama kiedyś chciałabym to przeżyć. Miłość życia. Tą za którą chciałoby się oddać żywot. Za którą byłabym w stanie podpisać pakt z diabłem.
Nagle w jej oczach pojawił się błysk i zaświeciły się niczym dwa rozżarzone węgielki w rozpalającym się ognisku. Oznaczało to z pewnością jedno- idzie Shawn Brown. Podbiegła do niego, rzucając mu się na szyję. Odwróciłam wzrok od tego rozczulającego zdarzenia i skupiłam wzrok na pozostałych osobach. Kolejną moją "ofiarą" była Olivia. Wysoka brunetka o niebieskich oczach, cicha, spokojna, dobrze się ucząca, zawsze nienagannie ubrana i kulturalna. To właśnie była moja druga przyjaciółka. Każda z nas tak inna, nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru. Dlatego tak dobrze się dogadywałyśmy, ponieważ nigdy nie wchodziłyśmy sobie w drogę. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że do czasu, bo skąd miałam wiedzieć? Jaką trzeba być szelmą, aby ingerować w życie kogoś i zabrać mu co najważniejsze.. Na szczęście o tym dowiesz się wkrótce.
Może jeszcze na początek wspomnę coś o sobie. Moje imię i nazwisko jest wszystkim już znane. Nie wiem czy to zasługa moja czy fakt, że jestem córką szanowanego burmistrza i matki właścicielki jednej ze znanych kancelarii prawniczych w mieście. W każdym bądź razie nie przeszkadza mi taki rozgłos. Narzucono mi pewien kanon. Stałam się swego rodzaju wyidealizowaną wersją siebie. Zawsze posłuszną, nigdy nie chcącą kogoś zranić. Nie zważałam na siebie. Nigdy nie rozumiałam czy do końca tego chcę. Powoli zaczynałam się dusić własnym życiem, zbyt duża presja pochłaniała mnie a ja przecież byłam tylko zwyczajną siedemnastolatką. Chciałam żyć, cieszyć się tym i być szczęśliwa. Ja naprawdę wiele nie wymagałam.
Ciepły wiatr omiótł mnie po odkrytych kostkach wystających z moich krótkich, już dość znoszonych trampek. Jednak lubiłam je najbardziej, podobał mi się kolor ciemnego granatu jak niebo pod koniec zachodu słońca. Wyobrażałam sobie wtedy, że jestem nad morzem i obseruje to cudowne zjawisko. Włączyłam aparat w telefonie, przejrzałam szybko czy moje włosy oraz makijaż są w dobrym stanie. Przetarłam lekko rozmazaną czarną kredkę pod moim brązowym okiem i byłam już gotowa, aby przekroczyć próg szkoły.
- To co, idziemy? - zapytałam.
- Jasne. - odparli wszyscy chórem. Mój chłopak złapał mnie za dłoń i po raz kolejny tego dnia pocałował mnie w skroń. Kierowaliśmy się wolnym krokiem, roześmiani z żartu wypowiedzianego przez Shawna. Czułam na sobie wzrok wszystkich, ale jak już wspomniałam, nie przeszkadzało mi to. Chyba lubiłam być w centrum uwagi. Widziałam zazdrosne spojrzenia tlenionych blondynek, patrzących tęsknym wzrokiem na Liama. Wpiłam się więc w jego usta, przyciągając go jeszcze bliżej do siebie. Oderwawszy się od niego, na moich ustach zagościł triumfalny uśmiech.
- Wow. To było dobre. - powiedział chłopak i zagryzł swą wargę. - Rosie, na pewno już z Tobą wszystko w porządku? - zapytał z troską.
- Tak. Chyba tak. -odpowiedziałam niepewnie i zrobiło mi się głupio, że wykorzystałam go przed chwilą do własnej satyfakcji i zrobienia na złość tym dziewczynom. Hej, ale był moim chłopakiem, więc mogłam. Podpowiadała mi moja psychika. Nieważne. Jemu się podobało. Czy mi? Niekoniecznie.- Co teraz mamy?
- Matmę.
- Misiek może się zerwiemy? - zapytałam z nadzieją.
- Nie. Nie możesz odpuszczać kolejnych lekcji. Sama wiesz, że masz już spore zaległości.
- Ugh. Od kiedy ty taki grzeczny się zrobiłeś? - odparłam naburmuszona.
- Wszystko dla twojego dobra, skarbie. Chciałaś iść do Collage'u, więc musisz się starać. Pomogę ci w tym a za rok będziemy razem studiować w Cambrigde. Pamiętasz? Tak jak planowaliśmy. - Tyle, że ja nie wiedziałam czy chcę tam studiować. On chciał. Miałam ochotę wykrzyczeć mu to w twarz. Wszystko było takie pokręcone a ja nadal nie umiałam się zdecydować. Nie miałam pojęcia jak mu o tym powiedzieć. Przecież on tak bardzo tego chciał i nadal chce. Nie chciałam iść na medycynę, gdzie mnie wszyscy pchali. Nie czułam się dobrze w naukach ścisłych. Marzyłam od zawsze o tym, aby pisać, ale dla wszystkich było to zbyt nieelitarne.
- Rose? - Wtrąciła się Carmen. - Mogę chwilkę z tobą pogadać? - Spojrzałam z obawą na blondyna na co on nieznacznie pokiwał głową.
- Idę do chłopaków. Widzimy się później. - Pocałował mnie po raz kolejny w usta. Ile razy w ciągu paru minut można to robić. Dziwne, że jeszcze mu się to nie znudziło. Skarciłam się za te myśli i wróciłam spojrzeniem na przyjaciółkę.
-Co jest? - Zapytałam trochę zbyt oschle. Trudno, wybaczy mi to. Jednak nie miałam ochoty kontynuować tej rozmowy. Już wiedziałam o co zaraz będzie pytać.
- Co się z Tobą dzieje? - A nie mówiłam? - Znów chodzi o Liama? A tak w ogóle gdzie znowu podziała się Olivia? - Dziewczyna zapytała chaotycznie. Cała ona.
- Nic się ze mną nie dzieje. Ze mną i z Liamem wszystko okay i nie wiem gdzie jest Liv. - odpowiedziałam beznamiętnie.
- Tak jasne, na pewno ci uwierzę. Widziałam przecież twoją minę jak cię pocałował. Ostatnio masz ją coraz częściej. Jakby poczucie winy zmieszane z grymasem maluje się na twojej twarzy przy każdym jego zbliżeniu. To jak będzie? Powiesz w końcu prawdę? Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. Przyjaźnimy się już sześć lat. Znam cię jak siebie, mała. Przestałaś już go kochać? - Nigdy go nie kochałam. Podpowiadał mój umysł. To wcale nie tak. Kochałam go. Moja podświadomość płatała mi figle. To pewnie dlatego, że się nie wyspałam. Tak, to na pewno było to. Już miałam odpowiedzieć, ale zadzwonił dzwonek. Uratował mnie z tej dziwnej sytuacji.
-Dokończymy tę rozmowę. Wpadnę do ciebie po szkole a teraz chodźmy, zanim ktoś nam zajmie miejsce w ostatniej ławce.
CZYTASZ
Love, naivety or lust?
Novela Juvenil[...]Dopiero w świetle księżyca dostrzegłam jego postać. Spojrzałam na niego i oniemiałam. To co prędzej wspomniałam o pięknych oczach nie było prawdą. Jego były lepsze, hebanowe, wpadające niemal w czarń. Przenikliwie spojrzał na mnie, krzyżując wz...