Rozdział 1

102 2 0
                                    

05.04.2015

Od zawsze uwielbiałam spać. Chociaż sen zajmował mi jedną czwartą doby. Było to dla mnie swoistym sposobem separacji od otaczającej mnie rzeczywistości. Tworzyłam w tym momencie własną czasoprzestrzeń, której nie można zakłócić. Ciągle wierzyłam, że kiedyś będę mogła tam pozostać, jednak to nie był jeszcze ten czas. Chciałam być z dala od ludzi pełnych obłudy, fałszywych spojrzeń i niespełnionych obietnic. Dni płynęły a ja czułam, że życie przelatuje mi między palcami. Znów siódma rano, kolejny poniedziałek. Dzień znienawidzony przez wszystkich uczniów. Wyszłam z łóżka, raczej wyczołgałam się z niego i patrzyłam przez ledwo otwarte oczy. Złapałam pierwsze lepsze ubrania i pobiegłam się ubrać. Następnie delikatnie pomalowałam się i zjadłam śniadanie. Chyba pobiłam swój życiowy rekord. Wyszykowałam się w dziesięć minut, dzięki czemu zostało mi dużo czasu, aż przyjedzie Liam. Przy stole siedziała już mama a obok niej leżały dwa talerze, na których było przygotowane jedzenie.Uśmiechnęłam się na ten widok i przywitałam się z nią całując jej policzek.

-Zawieźć cię do szkoły? -zapytała ze śmiechem, widząc mnie pałaszującą te pyszne kanapki. Kocham ją za to. Chyba nikt nie robi takich pyszności jak ta kobieta. Nawet jeśli chodzi o coś tak zwykłego jak kromka chleba.

-Nie mamuś, nie martw się. Li po mnie przyjedzie.

-No dobrze, to ja jadę do pracy. Powodzenia w szkole. - powiedziała i zniknęła za drzwiami.

Kończąc jeść, wkładałam naczynia do zmywarki i pognałam po plecak, telefon i buty. Po drodze ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Ubrana byłam w czarne legginsy i tego samego koloru bluzkę z logiem zespołu 5 Seconds of Summer a moje ciemnobrązowe włosy były upięte w wysokiego kucyka. Twarz jak zwykle była lekko pomalowana, ukazująca drobne rysy twarzy a usta oczywiście podkreślone czerwoną szminką. Na ramiona zarzuciłam skórzaną kurtkę, która dopełniała mój strój. Nie wyglądałam źle. Usłyszałam dźwięk silnika dochodzący z mojego podjazdu, więc zeszłam szybkim krokiem po schodach do drzwi, następnie je zakluczając.

Wsiadając do auta, przywitałam się z moim chłopakiem lekkim muśnięciem jego ust. - Cześć kochanie. - powiedział. Nie miałam potrzeby mu odpowiadać. Patrzyłam jak sprawnie włącza się w ruch uliczny. Zadziwiające, że w tak małym miasteczku jak Eachmonth są takie korki. Szczególnie rankiem, kiedy ludzie kierują się do pracy, bądź jak w naszym przypadku szkoły. Mijaliśmy kolejne ulice, szare, podobne w sumie prawie identyczne bloki i domy, czułam się jakbym przegapiła coś istotnego. Zignorowałam to przekonanie. Coś w stylu déjà vu. Było to zbyt irracjonalne, aby to określić konkretnym wyrażeniem. Jednak nie będę rozwodzić się na ten temat, ponieważ wierzę, że wielu z was miało podobną autopsję. Tylko nie wiesz, że o ten dokładny moment mi chodziło. Przykładowo siedząc w kościele przypomniało Ci się, że nie wyłączyłeś kurczaka na niedzielny obiad a więc chodzi mi o ten moment chwilę przed tym, kiedy pamiętałeś, że nie pamiętasz o czymś. Już rozumiesz?

- ... i on się pytał czy chciałabyś?- dotarły do mnie jak przez mgłę słowa Liama. O kurcze chyba znów się tak zamyśliłam i ominął mnie cały sens wypowiedzi. Skrzywiłam się nieco na tą myśl. Chłopak widząc moją reakcję cicho się zaśmiał i kładąc dłoń na moim kolanie powiedział.

- Skarbie znów się rozmarzyłaś? Co się ostatnio z tobą dzieje? Pytałem czy pójdziemy po szkole z Shawnem na pizzę. - No właśnie. Co się ze mną działo? Jechałam, słuchając mojej ulubionej piosenki Edd'a Sheerana –Thinking Out Loud z jednym z najlepszych chłopców tego miasteczka. Ba, jeżeli nie najlepszym. Traktował mnie jakbym była jego oczkiem w głowie, wspierał i poświęcał każdą chwilę, ale nie czułam się szczęśliwa. Więc czym jest to szczęście? A może to ze mną było coś nie tak. Nie odczuwałam emocji tak jak powinnam. Byłam wypruta z uczuć. Nie czerpałam radości z życia, zainteresowania zaczęły tracić wartość, nie śmieszyły mnie żarty rówieśników, nie bałam się horrorów,ani nie czułam tego czegoś, kiedy Liam mnie dotykał. Tak bardzo chciałam poczuć te przysłowiowe motylki w brzuchu o których wszyscy mówią, ale jeżeli nie było mi to pisane? Może los zaplanował już mój emocjonalny analfabetyzm, abym nie umiała określić tego uczucia, które aktualnie czułam.

Spojrzałam na mojego blondaska. Spokojnie prowadził i wpatrywał się w drogę.Wyglądał jak zwykle przystojnie. Włosy zmierzwione, tworzące artystyczny nieład. Na jego twarzy gościł zawadiacki uśmiech a ubrany był w to co najbardziej lubię: czarne rurki szersze w kroku a zwężone u dołu oraz w szarą bluzę z nadrukiem „NIKE" a na stopach buty tej samej marki i koloru.

Przeniosłam wzrok z niego na widoki malujące się za oknem samochodu. Dostrzegłam, że wjeżdżamy na parking naszej szkoły. Zaparkowaliśmy, Liam zwinnie okrążył pojazd i otworzył mi drzwi. Złączyłam nasze palce, a chłopak pocałował mnie w skroń, więc uświadomiłam sobie, że nadal nie odpowiedziałam mu na pytanie.

- Liam przepraszam, że się tak zachowuję. Postaram sięto zmienić a tak poza tym wiadomo, że z wami pojadę po szkole. Ja RoseWhitemoore odmówiłabym jedzenia? Za kogo Ty mnie masz Sandytie? -powiedziałam ipociągnęłam go w stronę stojącej niedaleko grupki naszych przyjaciół. 

*

Ak_11

Love, naivety or lust?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz