(8)

52 13 3
                                    


Rebel

I co ty na to, Rebel? Utknęłaś w pułapce własnych pragnień.

Ale co innego miałam zrobić? Nie zamierzam wciąż patrzeć, jak inni wokół mnie cierpią, tylko dlatego, że inni, nawet tego nie chcąc.
Jednak ta inność ich wyróżnia. Sprawia, że jesteśmy jacy jesteśmy.

Jesteśmy sobą.

I nikt nie ma prawa nam w tym przeszkodzić.

***

- Wstawaj, odmieńcu!

Ten głośny krzyk sprawia, że o mało co nie spadam z łóżka. Podrywam się do pozycji siedzącej i nadal ledwo przytomna patrzę w stronę drzwi. Oślepiające światło razi mnie w oczy, nawet przez powieki. Kladę się z powrotem, przewracam na drugą stronę i nie zwracam uwagi na tych "strażników".

Ja bym jednak przydała określenie "marnotrawne psy". Marnują powietrze, zasoby, swoje życie na bycie okrutnym także.

Okrucieństwo nie wynika z cech charakteru. Jest po prostu nawykiem.*

Głupia podświadomość. Jeśli myśli, że poczuję chociaż odrobinę wyrzutów sumienia wobec tych....

To z miłą ochotą rzucę się pod pociąg.
Jeśli będę miała okazję jeszcze wyjść na światło dzienne.
Rebel jak zawsze optymistycznie nastawiona.

- Wstawaj! Nie będę kolejny raz powtarzał! - warczy, a ja dalej próbuję od nowa zasnąć.

To on jeszcze tu jest?

- Och, do diabła - słyszę jego pomruk i kroki, które są coraz bliżej .
Tylko mnie dotknij...

Jednak tego nie robi. Pochyla się z wystawioną dłonią i gdy już podejrzewam, że ten gnój mnie uderzy...

- Jestem po twojej stronie, Rebel, ale musisz mnie słuchać, jeżeli nie chcesz, aby spotkało cię coś znacznie gorszego, niż moje towarzystwo.

Nieruchomieję. No, tak, Tristan wspomniał o swoich "pomocnikach" wewnątrz Szkoleniowca, dzięki czemu wie co i jak.

Posłusznie wstaję i wychodzę za Strażnikiem.

Po drodzę widzę spojrzenia innych SP, którzy nie są już tacy milusi. Patrzą na mnie z dezaprobatą, nienawiścią, nie smakiem.
No, tolerancyjni to oni nie są.

Przez stalowe korytarze zapada cisza i słuchać tylko mój miarowy oddech oraz kroki moje i Strażnika, który mnie prowadzi.... A właściwie to gdzie?

Strażnik przystaje przed dużymi wrotami i puka w nie cztery razy. Szyfr... Hm, interesujące.
Drzwi, które mają chyba z dziesięć metrów wysokości, otwierają się ukazując plac pełen nastolatków.

Strażnik popycha mnie do przodu i prawie upadam na ziemię, gdyby ktoś mnie w porę nie złapał.

- Dzięku...- unosze głowę i patrzę na chłopaka, który wciąż mnie podtrzymuje, i widzę te magnetyczne, niebieskie tęczówki.

- Alec?!

Alec

- Ruszać się, pachołku.

Mam ochotę rzucić się na tego faceta. Niech jeszcze raz nazwie mnie tym jebanym pachołkiem to po jego ślicznej buźce zostanie zmielone mięso.
Jak Rebel mogła znać, co dopiero przyjaźnić, z takim bez uczuciowym gościem...

- Idę, idę, pali się, czy co? - pytam, przecierając pięściami oczy.
Ciekawe która jest godzina...
Jak tu żyć bez zegarka.

- Wychodzimy, pachołku - uśmiecha się okrutnie.
To jest jego gra? Niech poczeka, aż się rozkręce.

- Co na dziś szykujesz, szeregowy? - putam z naciskiem na ostatnie słowo, podejrzewając, że mu się to nie spodoba.

Odwraca się i patrzy na mnie z wyraźnym mordem w oczach.

- Słuchaj, gdyby nie to, że dostałem rozkazy od samego Inkwizatora, już dawno leżał byś na oddziale ze zmasakrowanym ciałem, tak że własna matka by cię nie poznała.

Na wzmiance o matce, coś się we mnie aktywuje. Dłonie zaciskają się w pięści, paznokcie wbijają w skórę i pomału odczuwam smród przypalonej ludzkiej skóry.

Najgorsze to że nie potrafię nad tym zapanować.
Tobias pociąga nosem i patrzy na mnie krytycznie.
Co, do cholery...?!

Chłopak dotyka mojego ramienia i w głowie czuję dziwny... przymus. Jakby ktoś przekazał mi empatycznie, abym przestał.

- Idziemy, pachołku - mówi już spokojnie, bez jadu w głosie.

Idę za nim i przechodzimy przez stalową, ogromną bramę na plac, gdzie prawdopodobnie roi się od Naznaczonych.

Nagle ktoś na mnie wpada, a ja machinalnie łapię dziewczynę w pasie.

- Alec?!

Rebel.

Jej Strażnik i Tobias patrzą na mnie i dziewczynę jak na najgorsze zło.
Jakby sami nim nie byli.

- Macie godzinę - a potem obydwaj znikają za zamykającą się bramą.

Tobias

Od razu wróciłem do apartamentu, gdzie obecnie mieszkam z Hunterem.
Z hukiem zamykam drzwi i rzucam się na kanapę. Przyjaciel wychodzi z kuchni i patrzy na mnie z politowaniem.
A to niby dlaczego?

- Co jest, stary? - pyta.

- Nic - burczę, choć wiem, że tak naprawdę jest przeciwnie.

Od rana ten dzień jest jakiś zjebany. Inkwizytor nie wiedział, do cholery, że dając mi pod opiekę Logana, podstawia bombę atomową? Nie sprawdził go, ani nic?
Na moje nieszczęście nie mogę pod warzyć decyzji Inkwizatora.
I nie mogę sprawić, że udowodnię swoją rację gdy także mogę skończyć tak jak on.
A tego nie chcę...

Trzeba wymyślić coś...

Co sprawi, że Logan sam się ujawni.

*cytat z "Piątej fali" może ktoś kojarzy 😊
Podoba się? Bo mi szczerze nawet 😃
Vote? Komentarz? Będzie miło ^^

Niepokorni NaznaczeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz