Rozdział XI

1.3K 73 23
                                    

***
Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i po cichu weszłam do holu. W całym domu świeciło się tylko jedno światło - w sypialni rodziców. Podreptałam po schodach na poddasze, słysząc po drodze ściszony głos mamy i pociąganie nosem. Szłam w napięciu, lekko zdenerwowana. Ten telefon taty mnie naprawdę zaniepokoił. Mój dobry humor wyparował niczym ciepły oddech na zimnym powietrzu. Co się mogło zadziać? Czy policja dzwoniła? Są jakieś wieści? Czy coś niedobrego stało się mojemu bratu?

Dotarłszy na górę, zbliżyłam się do drzwi pokoju moich rodziców. Były uchylone. Położyłam dłoń na framudze, przez chwilę wahając się, czy wejść do środka. Mama łkała. Słyszałam to wyraźnie. Byłam pełna obaw, a w mojej głowie zaczynały się już rodzić czarne scenariusze.

Błagam, tylko nie mówcie mi, że coś się stało Gerardowi.

Nabrałam powietrza w płuca i weszłam do sypialni. Pierwsze co zobaczyłam to mama, siedząca na niepościelonym łóżku, pochylona nad telefonem, który trzymała w ręce. Płakała. Tata stał obok, przecierając oczy. Kiedy mnie zobaczył, bezgłośnie poprosił, abym podeszła. Zbliżyłam się do nich i usiadłam obok mamy, która w tym czasie wydmuchiwała nos w chusteczkę. Pochyliłam się lekko, aby zajrzeć jej w oczy.

- Mamo? - spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Na ten widok poczułam ukłucie w gardle. - Co się stało?

- Zobacz - podała mi swój telefon, a ja zmarszczyłam brwi.

- Co to jest?


Mamy chłopaka. Jeśli chcesz go odzyskać, lepiej szykuj portfel i pięć tysięcy dolców. Dalsze wskazówki otrzymasz później. I pamiętaj, żadnych glin, bo inaczej nie będzie ci dane zobaczyć synka żywego.


Musiałam przeczytać wiadomość dwa razy, zanim zrozumiałam, co właściwie widzę.

- O Boże.

To jest... żądanie okupu. Wiadomość od porywaczy. Mój brat został porwany.

Poczułam się jakby ktoś solidnie kopnął mnie w brzuch.

Nie, to nie może być prawda. Takie rzeczy zdarzają się w filmach.

- Moje dziecko - mama przycisnęła powiekami wzbierające się w jej oczach łzy. - Ktoś porwał moje dziecko. Na pewno strasznie się boi. Oddajcie mi mojego synka...

Ukryła twarz w dłoniach. Tata dotknął jej ramienia.

- Elisabeth, pomyślmy na spokojnie. Musimy zastanowić się, jakie kroki podjąć.

Czytałam wiadomość z nieznanego numeru już trzeci raz, bezskutecznie starając się nie wyobrażać sobie, co mogło mieć miejsce tamtego wieczoru. Miałam przed oczami mojego małego brata z piłką pod pachą, stojącego na pustym boisku, rozglądającego się w poszukiwaniu kolegów, którzy nie przyszli. Podejrzanie wyglądający samochód, zatrzymujący się w pobliżu, obcy facet w okularach z przyciemnianymi szkłami, wysiadający z niego i przywołujący Gerarda gestem. Niczego nieświadomy Gerard, podchodzący do mężczyzny, już po chwili chwycony z tyłu za nadgarstki. Krzyk, mężczyzna wpychający go oniemiałego do samochodu, zatrzaskiwane z impetem drzwi, a potem warkot silnika i samochód odjeżdżający z piskiem opon, znikający z ulicy, tak jakby go w ogóle tutaj nie było.

Odepchnęłam od siebie te myśli i odłożyłam telefon na łóżko. Wzdrygnęłam się. To było straszne. W jednej chwili poczułam doskwierającą tęsknotę za moim bratem. Jeszcze kilka dni temu był w domu razem z nami, bezpieczny. A teraz? Jest Bóg wie gdzie, w rękach obcych ludzi, którzy mogą go skrzywdzić. Nie wierzę.

Sweet neighbourhood // Andrew GarfieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz