Rozdział XXIII

970 65 9
                                    

Czas płynął, a ja z każdymi minionymi pięcioma sekundami na nowo przygryzałam policzek od wewnątrz, mając przy tym wrażenie, że rumieniec wciąż nie zniknął mi z twarzy.

Blythe przestawiła samochód odrobinę bliżej sąsiadującego z moim domu Garfieldów i teraz wszyscy cierpliwie czekaliśmy, aż w drzwiach pojawi się sylwetka naszego drogiego przyjaciela. Siostra Colina bębniła palcami w kierownicę, Colin gapił się w okno, a Travis z beznamiętną miną grzebał w swoim telefonie. Patrząc na niego zastanawiałam się, czy dogadali się jakoś z Andrew po ostatnim burzliwym wieczorze, kiedy widziałam ich razem. Czy nadal ze sobą nie rozmawiali? Z wyrazu twarzy Turnera niewiele mogłam wyczytać, więc postanowiłam skupić się na czymś innym, byle tylko nie przypominać sobie ostatniego spotkania z Andrew i okoliczności, w jakich się rozstaliśmy. Przysięgam, że robi mi się gorąco na samą myśl.

Czy tylko ja tutaj jestem taka spięta?

Mój wzrok powędrował na Blythe i nagle coś przyszło mi do głowy.

- Dlaczego do mnie też nie zadzwoniliście na telefon, zamiast rzucać tymi jabłkami w okno? - zapytałam, przerywając panującą ciszę.

Blythe zmarszczyła brwi.

- Przecież nie mam twojego numeru.

- Ja też nie - Travis zrobił minę niewiniątka.

- A Colin?

Wszystkie pary oczu zwróciły się na chłopaka, który zastygł nieruchomo z kabanosem między zębami. Travis otworzył usta ze zdziwienia.

- Ty masz jej numer? Więc czemu...

- Bo to byłoby takie creepy - Colin zmieszał się. - No wiecie, telefon dzwoniący w środku nocy...

- A stukanie w szybę w nocy nie jest creepy? - Travis parsknął śmiechem.

- Ej, to nie był mój pomysł.

- Dobra, nieważne - wtrąciła Blythe. - Grunt, że Kelsy jest z nami, prawda?

- I nie dostałam palpitacji serca gdy mnie budziliście - dodałam z uśmiechem.

- Jezu, ludzie... - odezwał się nagle nowy głos, który sprawił, że podskoczyłam na fotelu. Drzwi po mojej prawej otworzyły się energicznie i do samochodu wsiadł Andrew Garfield we własnej osobie. - Co wy tu... - chłopak zawiesił głos, dostrzegając mnie obok siebie, a ja szybko odgarnęłam za ucho kosmyk włosów. - Hej. - powiedział cicho, a twarz mu pojaśniała. Znowu przygryzłam policzek, a potem zdobyłam się na w miarę możliwości naturalny i niezdradzający niczego uśmiech.

- Hej.

- Co jest, stary, musiałeś się umalować przed wyjściem? - Travis odwrócił się na siedzeniu i skleił z Andrew piątkę.

- Wyszedłem najszybciej jak mogłem, no. Wyobraź sobie, kuźwa, że spałem jak kamień zanim zadzwoniliście.

- To nie byłeś na jakiejś szalonej imprezie? Nie poznaję cię - Travis oberwał kuksańca w plecy.

- W każdym razie mamy komplet - Blythe zabrała głos. - Możemy brać się do roboty.

- Ale do jakiej w ogóle roboty? - Andrew potrząsnął głową i przetarł oczy rękawem koszulki, jakby chciał się do końca wybudzić ze snu. - O co chodzi? Co wy kombinujecie?

- Wziąłeś golarkę, tak jak prosiłam?

- Tak, ale...

- Daj mi ją.

Blythe wzięła od chłopaka błyszczące urządzenie i włączywszy je, uśmiechnęła się przebiegle.

- Dzisiaj Philip Tumbley zapłaci za bycie palantem.

Sweet neighbourhood // Andrew GarfieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz