Czas płynął, a ja z każdymi minionymi pięcioma sekundami na nowo przygryzałam policzek od wewnątrz, mając przy tym wrażenie, że rumieniec wciąż nie zniknął mi z twarzy.
Blythe przestawiła samochód odrobinę bliżej sąsiadującego z moim domu Garfieldów i teraz wszyscy cierpliwie czekaliśmy, aż w drzwiach pojawi się sylwetka naszego drogiego przyjaciela. Siostra Colina bębniła palcami w kierownicę, Colin gapił się w okno, a Travis z beznamiętną miną grzebał w swoim telefonie. Patrząc na niego zastanawiałam się, czy dogadali się jakoś z Andrew po ostatnim burzliwym wieczorze, kiedy widziałam ich razem. Czy nadal ze sobą nie rozmawiali? Z wyrazu twarzy Turnera niewiele mogłam wyczytać, więc postanowiłam skupić się na czymś innym, byle tylko nie przypominać sobie ostatniego spotkania z Andrew i okoliczności, w jakich się rozstaliśmy. Przysięgam, że robi mi się gorąco na samą myśl.
Czy tylko ja tutaj jestem taka spięta?
Mój wzrok powędrował na Blythe i nagle coś przyszło mi do głowy.
- Dlaczego do mnie też nie zadzwoniliście na telefon, zamiast rzucać tymi jabłkami w okno? - zapytałam, przerywając panującą ciszę.
Blythe zmarszczyła brwi.
- Przecież nie mam twojego numeru.
- Ja też nie - Travis zrobił minę niewiniątka.
- A Colin?
Wszystkie pary oczu zwróciły się na chłopaka, który zastygł nieruchomo z kabanosem między zębami. Travis otworzył usta ze zdziwienia.
- Ty masz jej numer? Więc czemu...
- Bo to byłoby takie creepy - Colin zmieszał się. - No wiecie, telefon dzwoniący w środku nocy...
- A stukanie w szybę w nocy nie jest creepy? - Travis parsknął śmiechem.
- Ej, to nie był mój pomysł.
- Dobra, nieważne - wtrąciła Blythe. - Grunt, że Kelsy jest z nami, prawda?
- I nie dostałam palpitacji serca gdy mnie budziliście - dodałam z uśmiechem.
- Jezu, ludzie... - odezwał się nagle nowy głos, który sprawił, że podskoczyłam na fotelu. Drzwi po mojej prawej otworzyły się energicznie i do samochodu wsiadł Andrew Garfield we własnej osobie. - Co wy tu... - chłopak zawiesił głos, dostrzegając mnie obok siebie, a ja szybko odgarnęłam za ucho kosmyk włosów. - Hej. - powiedział cicho, a twarz mu pojaśniała. Znowu przygryzłam policzek, a potem zdobyłam się na w miarę możliwości naturalny i niezdradzający niczego uśmiech.
- Hej.
- Co jest, stary, musiałeś się umalować przed wyjściem? - Travis odwrócił się na siedzeniu i skleił z Andrew piątkę.
- Wyszedłem najszybciej jak mogłem, no. Wyobraź sobie, kuźwa, że spałem jak kamień zanim zadzwoniliście.
- To nie byłeś na jakiejś szalonej imprezie? Nie poznaję cię - Travis oberwał kuksańca w plecy.
- W każdym razie mamy komplet - Blythe zabrała głos. - Możemy brać się do roboty.
- Ale do jakiej w ogóle roboty? - Andrew potrząsnął głową i przetarł oczy rękawem koszulki, jakby chciał się do końca wybudzić ze snu. - O co chodzi? Co wy kombinujecie?
- Wziąłeś golarkę, tak jak prosiłam?
- Tak, ale...
- Daj mi ją.
Blythe wzięła od chłopaka błyszczące urządzenie i włączywszy je, uśmiechnęła się przebiegle.
- Dzisiaj Philip Tumbley zapłaci za bycie palantem.
CZYTASZ
Sweet neighbourhood // Andrew Garfield
FanfictionKelsy ma 18 lat i mieszka w małej miejscowości Burnsville, w stanie Minnesota. Pewnego dnia, gdy do domu obok niej wprowadza się nowa rodzina, poznaje Andrew, z którym od początku się nie dogaduje, podobnie zresztą jak ich rodzice. Nikt jednak nie s...