Rozdział XV

1.3K 81 16
                                    

Misie, przygotujcie jakąś dobrą kawę, słuchawki i enjoy. xx

Przesunęłam lusterko tak, aby nie odbijało się w nim światło i dokończyłam malowanie moich rzęs tuszem.

Z natury miałam dość krótkie rzęsy, więc poprawianie ich uważałam za konieczność. Często używałam też zalotki. Moje brwi, raczej niegrube, podkreślałam delikatnie kredką, a na usta nakładałam zazwyczaj warstwę pomadki z Inglota w kolorze jasnej czerwieni. Tak zrobiłam i tym razem.

Moja uroda była wynikiem mieszanego pochodzenia - mój ojciec był Amerykaninem, natomiast mama pochodziła z Filipin. Stanowiłam mieszankę cech ich obojga; miałam piwne oczy taty i złocistą cerę mamy. Moje sięgające ramion, brązowe włosy były raczej ładne, ale miały skłonność do rozdwajania się na końcach, z tego względu, że kiedyś lubiłam je rozjaśniać. Wciąż są na nich delikatne ślady ombre, które robiłam sobie w drugiej klasie liceum i ich kolor w niektórych miejscach przechodzi w ciemny blond. Dzisiaj postanowiłam je wyprostować, spryskując je wcześniej mgiełką chroniącą przed wysoką temperaturą.

Na koniec nałożyłam jeszcze na policzki nieco różu i wstałam, by przejrzeć się w lustrze. Miałam na sobie gładką, szarą bluzkę z krótkim rękawem, dżinsy biodrówki, które kupiłam jesienią w galerii handlowej w St. Cloud i moje czarne converse'y. Gdy stwierdziłam, że jestem gotowa do wyjścia, wzięłam torebkę i zeszłam po schodach na parter.

Tak, zdecydowałam się jednak pójść na imprezę u Andrew. Dlaczego? Muszę przyznać, że po prostu się za nim... stęskniłam. Chciałam go zobaczyć, bardzo. Chociaż ostatnim razem, gdy urządził domówkę wściekłam się na niego, teraz miałam ochotę pójść. Może i było to głupie, zwłaszcza że ojciec Andrew nie miał bladego pojęcia co wyprawia się pod jego nieobecność w jego domu, ale czy wszystkie podejmowane przeze mnie decyzje muszą być rozsądne?

- Kelsy? - mama wychyliła się z kuchni. - O której zamierzasz wrócić?

Mama wiedziała, że idę do tych a nie innych sąsiadów i nie robiła z tego problemu. Powiedziałam właśnie jej, bo wiedziałam, że z tatą sprawa nie byłaby prosta. To zabawne, że on wciąż patrzy wrogo na Garfieldów tylko dlatego, że ojciec Andrew dwa tygodnie temu miał z nim jakąś małą stłuczkę. Nie zdziwiłabym się, gdyby tata po cichu planował jak oblepić jego samochód papierem toaletowym, albo rozpętać sąsiedzką bitwę na jajka. I na sto procent nie zgodziłby się, abym przebywała na terytorium nieprzyjaciela.

Dzisiaj jednak pracował do późna, więc czemu by nie skorzystać.

- Będę między dziesiątą a jedenastą - odparłam, popijając ze szklanki sok jabłkowy.

- Dobrze. Miej tylko rozgłośniony telefon i patrz na zegarek.

- Będę. Pa, mamo.

- Pa pa - odparła i podała Gerardowi do stołu miskę ze spaghetti.

Było około wpół do ósmej kiedy wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Z domu Garfieldów dobiegały już odgłosy rozpoczynającej się imprezy. Poszłam w kierunku furtki by przez nią wejść i już po chwili znaleźć się na ganku.

Właśnie chciałam zapukać, gdy obok mnie pojawił się jakiś chłopak. Odsunęłam się lekko, a on po prostu pociągnął za klamkę i wszedł do środka, więc postanowiłam zrobić to samo.

Korytarz zdobiły różnokolorowe lampki choinkowe, rozwieszone wysoko na ścianach, pod samym sufitem. Świecące się w panującym tu półmroku wyglądały naprawdę fajnie. Już tutaj, przy wejściu, roiło się od młodych ludzi. Jakiś brunet usilnie próbował zapalić trzymanego w ustach papierosa, jednak płomyk z zapalniczki wciąż mu przygasał, aż w końcu fajka spadła mu na ziemię. Czy to przypadkiem nie niezdara Rasty?

Sweet neighbourhood // Andrew GarfieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz