Odejście.

216 20 5
                                    

Wracaliśmy razem ,dumni ze swojego zwycięstwa ,choć mogło być gorzej...znacznie gorzej.

- Całkiem , całkiem dobrze ci idzie.- odezwał się Logan.
- Ty też. - zarumieniłam się nieco- Jestem głodna!

Weszliśmy do "głównej sali". Zdziwił mnie widok mamy stojącej smutnej przy wujku ,trzymając w ręku chusteczki. O czymś rozmawiali. Złapał ją za rękę i wyszeptał "Ja jej powiem" po czym odwrócił się i zaczął iść w moją stronę. Czułam ,że to coś poważnego. Coś stało się tacie?! Komuś innemu?! Podszedł do mnie z taką poważną a zarazem smutną miną ale nie mógł wydusić żadnego słowa. Co się stało?!

- Jay -zaczął wujek Cisco.- On...nie żyje.
Liv: Że co?!

Wtedy poczułam jak nogi mi się uginają a ręce drgają. Po chwili zalałam się łzami i padłam na kolana płacząc. Nie sądziłam ,że do czegoś takiego nagle dojdzie. Mama upadła przede mną i przytulia mnie mocno.

- To może  ja...wyjdę?- ruszył w stronę drzwi- 

Dlaczego umarł? Przecież było wszystko dobrze?! Miał dla kogo żyć! Dla cioci! Dla nas!

Wujek: Jego serum w końcu zaczęło negatywnie wpływać na jego zdrowe komórki. Z każdym dniem robiło się coraz gorzej. Nic nie mogliśmy zrobić. Cathlin chciała z nim spędzić ostatnie chwile. 
- Dlaczego nic a nic nie powiedzieliście ,że jest gorzej?! Znacznie gorzej? Mamo?!
- Woleliśmy to ukryć. 
- A tata...on też wiedział?!
- Też. Za chwile jedziemy po Caith na lotnisko.- powiedział wujek 

Zbladłam. Odepchnęłam mamę na bok, otarłam łzy o rękaw i wyszłam.
Logan stał przy wyjściu ,oparty o ścianę. Szybko jednak zerwał się na sztywne nogi.

-Przykro mi.

Nawet na niego ni spojrzałam. Po prostu wyszłam. Przyśpieszyłam trochę. Musiałam się ogarnąć. Nie mogę płakać...on by tego nie chciał! Muszę pobiec! Biegnij! Jay...on był zawsze ze mną i pomagał kiedy nie miał nikt mną się zająć. Nawet kiedy był na wózku mówił mi jak mam zachować się ze swoją mocą. Jak panować nad nią....po prostu biegnij.

Zatrzymałam się przy sklepie spożywczym. Ogarnęłam się, poprawiłam włosy i wmieszałam się w ludzi. Szłam nie wiedząc gdzie  ,płacząc przy tym. Muszę być silna. Doszłam do ulicy gdzie znajdował się posterunek policji. Usiadłam na ławce naprzeciw niego. Kilku policjantów właśnie wychodziło z budynki. Spojrzeli na mnie i chyba uważali mnie za jakiegoś ćpuna....fajnie.
Odetchnęłam. Po chwili spędzonej siedząc i gapiąc się cała zapłakana po prostu pobiegłam do domu myśląc ,że nie ma tam taty. Nie chciałam się nawet w takiej chwili z nim kłócić.

***

W innym miejscu ...

- I co teraz?

- Musimy wkroczyć!

- BARRY TO NIE STOSOWNE!

- Nie rozumiesz ,że oni tam mogą zginąć?!

*********

Ceremonia pożegnalna była skromna bo sam tego chciał. Wszyscy byli ubrani na czarno. Tata i Mama kupiła wielki czerwony bukiet róż. Wujek Cisco trzymał w ręku żelazny hełm Jaya ,który niegdyś należał do jego ojca. Ciocia trzymała rękę nad jego trumną mówiąc jakim był cudownym mężczyzną w jej życiu.
Ja przyglądałam się temu z daleka. Nie wiem dlaczego tam mnie nie było. Może dlatego gdyż nie lubię pogrzebów.
Usłyszałam jak ktoś idzie wolnym krokiem z tyłu. Był to Logan. Stanął obok mnie i przyglądał się pogrzebowi.

-ie lubię takich rzeczy.
-Ja od dziś nie lubię.
Logan: Dużo osób pochowaliśmy z mojego oddziału albo tylko oddawaliśmy im cześć.
Codziennie ktoś ginął. Wieczorem były wymawiane na głos nazwiska tych ,których polegli w walce.
Liv: Co wtedy czułeś? Czy czułeś to co ja teraz?
Logan: Nic nie czułem. Musieliśmy być poważni i nie ukazywać smutku.

Staliśmy tak do momentu aż wszyscy nie poszli.
Towarzyszył mi cały czas. Nawet w pewnej chwili złapał mnie za rękę. To było miłe. Zaproponował mi krótki spacer. Uznał ,że po nim nie będę się o tym tak myśleć. Gadaliśmy i starał się poprawić mi humor. Chyba chciał to zrobić w żołnierskim stylu.
Nagle przerwał w środku zdania. Jego wzrok przekierował się w kierunku miasta. Usłyszałam jakieś hałasy. Z centrum wydobył się dym. Było słychać strzały i krzyki.

Liv: Kolejny atak?
Logan: Atakują w większym zbiorowisku ludzi.
Liv: Złap się mnie za ramię.
Logan:*mocno mnie chwycił* Czy to dobry pomysł?
Liv: Możesz sam zapierdalać.
Logan: Chyba jednak wybiorę ciebie.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam. Nie wiedziałam do końca gdzie mogą znajdować się obcy.
Po paru sekundach byliśmy już przy centrum.

Liv: Kurwa! Nie mam stroju!
Logan: Tam! Odwróć się! Na sznurku jest pranie.

Z jednej strony pomyślałam ,że go popiedoliło myśląc iż to założę. Jednak z tej drugiej chłopak miał racje.
Zdjęłam jakąś czerwoną koszule i podziurawione leginsy. Znalazłam też jakiś materiał w którym zrobiłam dziury....no wiecie prowizoryczna maska.

Liv: A ty?
Logan: Zastanów się...na co mi coś takiego?
Liv: Możesz przynajmniej mieć jakąś maskę.
Logan: Tak...będę walczyć z jakimś materiałem na gębie...to rozprasza.
Liv: Co tam wolisz.

Wyglądałam komicznie ale nie miałam wyboru.
Zobaczyłam dwa latające statki. Logan starał się w niego trafić jednym ze swoich  elektrycznych pocisków. Ja starałam się się pomóc przechodnim. 

Myśleliśmy ,że poradzimy sobie z dwoma ale po chwili przybyło ich więcej....to będzie ciężka walka...

***********************************************************************

Hej to ja :)

Dziękuje bardzo za zrozumienie ,że musiałam sobie zrobić przerwę od pisania :)

No trochę mi to dobrze zrobiło.

Mam nadzieje ,że wam się podobało.

_____________________________

Jest jeszcze jedna kwestia, iż wyjeżdżam na wakacje na dwa tygodnie i tak nie będę nic wrzucać......oczywiście z książek pisanych bowiem niedługo dodam książkę z bazgrołami xD

(Tak miałam już taką ale cofnęłam publikację.....debil)

Córka Flasha  II [END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz