Rozdział 4.

206 10 0
                                    

Kiedy dziewczyna się odwróciła zobaczyłam że to....
Ja.
Ale jak to możliwe? Nic nie rozumiem.
- Ty pewnie jesteś Loren - druga ja uśmiechnęła się - mam na imię Laily.
- Ale ty i ja..my...jak? - wydukałam.
- Nasza matka urodziła bliźniaki. Nas. Ale mnie oddała, nie chciała dwóch córek. Chodzę do Beaxbatons..a raczej chodziłam. Rodzice się przeprowadzili, i przepisali mnie do Hogwartu. Byłam na ulicy Pokątnej, i tak spotkałam Rona - uśmiechnęła się do mojego przyjaciela, a ten się zaczerwienił.
- No cóż Laily... chodźmy cię przedstawić reszcie.
- A co powiesz na mały dowcip? - francuski akcent nadawał temu zdaniu piękne delikatne brzmienie, ale na jej ustach czaił się chytry uśmieszek.
- Miło mi Cię poznać siostro. - odpowiedziałam uśmiechem.
- Powiedz mi coś o sobie, będę lepiej udawać.
- No więc tak. Harry Hermiona i Ron to moi najlepsi przyjaciele. Chodzę z Georgem, bliźniakiem w czerwonym swetrze. Drugi to Fred. Wakacje spędzam tutaj, bo rodzice mnie wyrzucili. Do mamy rudych mówię Molly, a do taty Artur. Tyle wystarczy - szybk skopiowałam swój sweter, legginsy i kapcie, i wręczyłam bliźniaczce.
- Idź się przecież.
Kiedy Laily wyszła chwiciłyśmy się pod ramię, i zeszłyśmy na dół. Żuciłam na nas zaklęcie Parodifi i zeszłyśmy na dół. Dzięki zaklęcia wyglądałyśmy jak duchy.
- Umarłam - szepnełyśmy naraz. Po drugiej stronie wszystko się podwaja - dalej mówiłyśmy w tym samym czasie.
I wtedy Ron się zaczął smiać.
- Parodofi nux - powiedziałam już normalnie. Znowu byłyśmy materialne. Zaczęliśmy się śmiać.
- Przedstawiam wam moją bliźniaczce..Laily. Wybaczcie nam, musialyśmy. Nie mogliśmy się powstrzymać. Może trochę przegiełyśmy, ale gdybyście widzieli swoje miny... - znowu zaczełyśmy się śmiać.
- Matko Boska, znowu bliźniaki. Jakby dwóch dowcipnisiów, to mi dali jeszcze drugą parę. Ja tego nie przeżyje!!- krzyknęła pani Wesley.
Fred i George popatrzyli się nas nas, potem na siebie znowu na nas i znowu na siebie.
- Fred, jak to możliwe że my nigdy na to nie wpadliśmy?
- Właśnie się zastanawiam George.
- Pogorszyło się nam.
- Musimy nad sobą popracować.
-Co powiedzie dziewczyny na klub dowcipów? - Spojrzałyśmy po sobie..
- Wchodzimy w to. Przybiliśmy piątki.
- Boże zmiłuj się nade mną, widzę podwójnie - powiedział pań Wesley wchodząc do jadalni. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Nie Arturze, to coś znacznie gorszego. Mamy już drga parę bliźniaków. Loren ma siostrę!! - usmiechnelyśmy się po sobie - przynajmniej nie musi pani szyć swetra. Odbywie mamy imię na L. - uśmiechnęłam się cynicznie. Moja siostra zrobiła to samo. Już byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
***
Zaraz po wejściu do wielkiej sali na środek weszła moja siostra. Kiedy usiadła tiara wrzasnęła na całą salę ,, GRIFFINDOR" A Lailya usiadła obok mnie a Deanem Thomasem. Wszyscy się na nas patrzyli..
- Przedstawiam wam Laily Aldone Malfoy moją bliźniaczkę.
- Nagle Ron wydał odgłos jakby się zaksztusił i zaczął się śmiać płukać na wszystkich sokiem dyniowym.
- Siostra, miałaś nikomu nie mówić o moim drugim imieniu! - powiedziała Ron znowu zaczął się śmiać.
- Spokojnie Malfoy. I tak cię kocham. Powiedział całując dziewczynę.
Właśnie do mnie dotarło jakie to dziwne, każde z moich przyjaciół było szczęśliwie zakochane. Co prawda Ginny i Harry nie chodzą że sobą, ale widać ze to nie potrwa dość długo. Spojrzałam na nich. Patrzyli się na siebie tajemniczo się uśmiechając.
- Czy chcielibyście nam coś powiedzieć?
- Nie - ich spojrzenia znów się spotkały. Jak wolicie.
Ale Ginny, pamiętaj że masz mnie o wszystkim informować - powiedział Ron srogo - jestem twoim starszym bratem.
- Starszym o 9 miesięcy!! Nie masz prawa decydować o moim życiu! - powiedziała i uciekła.
- aoj Ton..chyba przegiołeś. Pobiegłam za rudowłosą.
***
Następnego dnia był mecz Griffindora z Slytherinem. Szybko przebrałam się w szatę, i poszłam na stadion. To był mój pierwszy mecz. Mega się stresowałam. Fred widząc to mocno mnie przytulił.
-Dasz radę warkoczyku.
- Warkoczyku?
- Zawsze masz warkocza, więc Warkoczyku - powiedział z cichym śmiechem.
Kiedy wyszłam na stadion odrazu zobaczylam Wielki transparent: Malfoy i Potter na prezydentów!!! Z wielkim lwem namalowany pewnie przez Deana Thomasa. Aż mi łzy do oczu naleciały ze wzruszenia. Spojrzałam na Harrego, u niego była podobna reakcja. Wsiedliśmy na miotle, zdobywałem jeden gol po drugim, a nam nie strzelili jednego. Jeśli Harry złapie znicza rozwalimy ślizgonów!
Spojrzałam na szukającego. Co on wyprawia ne tej miotle...albo co ktoś robi z miotłą! Spojrzałam w tłum. Natychmiast zobaczyłam że Snape nie spuszcza z niego wzroku. Rzucał nie niego klątwę. Na szczęście to samo zobaczyła Hermiona. Przez przypadek przewróciła nauczyciela od czarnej magii, ale podpaliła szatę Snapowi. Przynajmniej tyle.
Mecz rzecz jasna wygraliśmy po tym jak Harry wypluł znicz. Współczuję mu. I bliźniacy i ja z Laily nie damy mu spokoju. Ale, w końcu dobra zabawa.
Zastanawia nas tylko jedno. Po świętach odkryliśmy że Dumbledore ukrywa kamień filozoficzny, i że strzeże go Wielki czarny pies o trzech głowach znany jako Puszek. Do tego każdy z nauczycieli dodał własną tarczę obronną.
Wiemy także, że chce go ukraść Snape.
Ale po jakiego licha Snape chcę mieć kamień filozoficzny?
Nic nie rozumiem.

Harry Potter - Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz