Kiedy dobiegła do zakrętu, za którym miała się spotka z chłopakiem, zwolniła. Czy na pewno dobrze robi? Zaczęła wątpić, czy to, co usłyszała, nie było aby kolejną halucynacją.
Spojrzała w górę. Był słoneczny dzień, bez śladu jakiejkolwiek chmury na niebie. Zawiedziona Lucienne spuściła wzrok. Była niemal przekonana, że ujrzy owego niezwykłego ptaka. Chociaż... Czy byłby to raczej dobry, czy zły znak?
Zwolniła. Teraz nawet najbardziej kulawa staruszka była w stanie ją wyprzedzić. Ale... Właśnie. Jak mogła tego nie widzieć? Obróciła się wolno wokół własnej osi. W zasięgu najbliższych 20 czy nawet 30 metrów nie było żywej duszy! Jeszcze raz spojrzała w niebo, ale nie było to już to samo niebo, na które patrzyła chwile temu. Teraz przesuwały się po nim... nie, stały na nim wpadające w lekki odcień pomarańczowego chmury, niczym mur broniące fioletowej tafli skrywającej się za nimi.
Serce Lucienne przestało bić na pełne dwie sekundy, za nim uświadomiła sobie, że nie powinna tu być.
Odwróciła się w kierunku, z którego przyszła. Zerwała się do biegu. Nie uszła jednak dwóch kroków, a na jej drodze pojawiła się przeszkoda, o której wolałaby zapomnieć.
Nie będąc w stanie wyhamować wpadła prosto na chłopaka. Nieznajomy z innej epoki stał dokładnie przed nią przytrzymując ją za ramiona. W kącikach jego ust pojawił się kpiący uśmieszek. Nie miał już „normalnych" ubrań, w które był ubrany w sklepiku osiedlowym, gdzie spotkała go dziś rano. Na powrót stał się człowiekiem z innej epoki, kimś jednocześnie dziwnym i tajemniczym, co przyjaznym. Kimś kogo (Lucienne nie miała już co do tego wątpliwości) na pewno nie chciała poznawać.
Przestraszona dziewczyna szybko cofnęła się do tyłu strząsając dłonie nieznajomego. No, chciała to zrobić, jednak ten nie zamierzał jej tego umożliwić. Jego uścisk przybrał na sile zatrzymując spanikowaną blondynkę w miejscu.
-Proszę, musimy porozmawiać – jego głos brzmiał spokojnie, ale tkwiła w nim nuta groźby.
I właśnie ta nuta przeraziła Lucienne na tyle, aby w końcu uwolnić się z uścisku chłopaka. Wymierzyła cios z łokcia w sam środek brzucha napastnika i odskoczyła, kiedy ten stracił dech. Nieznajomy jednak nie rezygnował i zastąpił jej drogę ciężko oddychając. Nie uśmiechał się już. Był bardziej... zdesperowany?
Lucienne stanęła w miejscu obmyślając gorączkowo plan ucieczki. Ukradkiem sięgnęła do torby zwieszonej na wysokości pasa.
-Słuchaj Ember, to bardzo ważne, daj mi chociaż wytłumaczyć...
Lecz nie zdążył dokończyć myśli, bo właśnie wtedy Lucienne wyjęła to czego potrzebowała. Srebrny medal błysnął tylko w powietrzu, gdy Lucienne rzuciła go na ślepo w stronę chłopaka. Nie wiedziała czy trafiła, nie chciała tego sprawdzać. Wiedziała tylko jedno, musi się stąd wydostać, a to była jej jedyna szansa. Rzuciła się biegiem wymijając zdezorientowaną postać.
Biegła jakby nigdy nic innego w życiu nie robiła. Miała wrażenie, że jej stopy w ogóle nie dotykają ziemi. Pulsowanie krwi całkowicie zagłuszało jej świat zewnętrzny, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Wszystko, byle oddalić się z tamtego miejsca jak najdalej.
Poruszając się patrzyła jak z wolna fioletowo-pomarańczowe niebo ustępuje miejsca błękitowi, do którego przywykła. Nie miała pojęcia czy ją gonił. Nie wiedziała czy wydostała się z tamtego miejsca na dobre. Stopniowo gwałtowna dawka adrenaliny jaką poczuła rzucając medalem malała i do jej świadomości zaczęło docierać jak bardzo jest zmęczona. Obejrzała się za siebie, lecz nie zobaczyła ścigającego ją człowieka w ciuchach rekonstruktora rewolucji francuskiej, jak się spodziewała.
Może nie powinna uciekać od niego tak gwałtownie? Może zbytnio uległa przerażeniu? Może popełniła błąd...?
„Ale z drugiej strony nie musiał mnie prześladować!" – pomyślała Lucienne.
W jej polu widzenia znów zaczęli pojawiać się ludzie i Lucienne chciała dziękować Losowi za przychylność.
Wtedy jednak młoda kobieta idąca z naprzeciwka 5 metrów od niej zmieniła swoje ubranie. Nagle z nowoczesnej, oficjalnie ubranej sekretarki czy księgowej zmieniła się w XIX wieczną pokojówkę, jaką widuje się w filmach kostiumowych! Lucienne stanęła w miejscu, pozwalając by idąca z lewej strony kobieta wyminęła ją.
-Nie ładnie się tak wpatrywać młoda panno – zaśmiał się głos z jej prawej strony. Starszy mężczyzna, koło 60 siedział na ławce, przy której zatrzymała się blondynka. Nadal stała nieruchomo, bojąc się zrobić najmniejszy ruch. Staruszek zdawał się być normalny, z t e g o ś w i a t a, mimo to Lucienne nie pałała do niego optymizmem.
Mężczyzna był niezbyt wysoki, chociaż i tak przerastał dziewczynę wzrostem (co widoczne było po chwili gdy wstał). Miał na sobie ciemno zielone spodenki na ¾ długości i T-shirt z wizerunkiem plaży. Jego włosy miały barwę wybarwionej czerni, a nawet bieli na skroniach. Starzec uśmiechnął się, a jego usta natychmiast okoliła drobna siatka zmarszczek.
-Coś panna dziś mało rozmowna? No przecież panienki nie zjem. – uśmiechnął się, choć już bardziej smutno, przeszedł przed nią i udał się wzdłuż drogi w ślad za dziwną kobietą.
Lucienne jakby na nowo poczuła siły i biegiem zerwała się ku domowi. Ręki nie dałaby sobie odciąć, ale miała wrażenie, że mężczyzna ni z tego ni z owego przywdział ciemnozielony mundur z kolorowymi epoletami na ramionach...
YOU ARE READING
Unseen From The Inside
FantasyZaczyna się jak zwykle. Normalnie. Niepozornie. Nawet nie wiemy kiedy. Po prostu pojawia się. Jest. I zostaje. Każdy z nas ma swój mały zakątek w głowie. Miejsce, do którego przenosi się w snach. Miejsce gdzie urzeczywistniają się marzenia. Kiedy Lu...