Do ostatniej prostej do domu starała się unikać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Kiedy nie biegła, szła wolno patrząc cały czas pod nogi bojąc się ujrzeć kolejne zmieniające się nagle postaci, tajemniczego nieznajomego chłopaka, bądź niezwykłego czarno-ognistego ptaka. Odetchnęła dopiero gdy przekroczyła próg domu i wyjrzawszy za okno stwierdziła, że niebo nie jest już fioletowe, a przed jej domem nie stoi żaden potencjalny prześladowca.
Była cała spocona i zmęczona. Z westchnieniem ulgi, korzystając z nieobecności obojga rodziców, zamknęła się w łazience i wzięła prysznic.
Kiedy była młodsza zawsze brała prysznice kiedy coś się działo. Zaraz potem kładła się spać, a następnego dnia wszystko magicznie się rozwiązywało. Dlaczego teraz nie mogło tak być?
Zrezygnowana wyciągnęła z szafy pierwsze lepsze spodenki i koszulkę, wciągnęła je na siebie i rzuciła się na łóżko. Zamknęła oczy i poczuła jak jej mięśnie się odprężają... A właściwie stałoby się tak, gdyby kątem oka Lucienne nie zauważyła dziwnego blasku na środku jej biurka. Starała się myśleć o miękkiej poduszce i tym jak bardzo jest zmęczona, ale im silniej starała się ignorować dziwną rzecz, tym silniej do niej wracała. Po paru minutach walki sama ze sobą postanowiła wstać.
Kolejne kroki w kierunku blatu wykonała niemal mechanicznie, niemal nie oddychając, nawet nie oddychając. Jej wzrok utkwił w jednym punkcie, a był nim jej własny srebrny medal z zawodów w piłce siatkowej...
Potem była ciemność.
Obudziła się w białym, skromnie zaopatrzonym pokoju pachnącym wieloma środkami czystości pokoju.
Szpital.
Leżała w łóżku ubrana w szpitalną białą koszulę. Ktoś, prawdopodobnie pielęgniarki, przykryły ją kołdrą do ramion i umieściły w pozycji półleżącej, pozwalającej zobaczyć jej coś więcej niż niedokładnie pomalowany białą farbą sufit. Poczuła podmuch świeżego powietrza na policzkach i przestała myśleć o czymkolwiek innym. Nagle zapragnęła znaleźć się na dworze. Z dala od szpitalnego łóżka i sterylnych korytarzy.
Próbowała odwrócić głowę w stronę niezidentyfikowanego źródła podmuchu, jednak jedyne co poczuła to ostry, rozchodzący się od głowy i przecinający całe jej ciało ból. Zdusiła w sobie krzyk i ostrożnie podniosła rękę chcąc dotknąć bolesnego miejsca. Wtem napotkała na opór. Podążyła wzrokiem od okrytych pościelą stóp i nóg, aż do wyciągniętej spod kołdry ręki i miejsca, z którego wychodziły trzy zaklejone plastrem rurki.
Zaczęła panikować. Jeszcze raz pociągnęła rękę, ale poskutkowało to jedynie nasileniem się bólu w czaszce i w przedramieniu. Zaczęła gorączkowa myśleć o najłatwiejszym sposobie ucieczki. Wyciągnęła niepodłączoną do żadnego aparatu rękę i wspierając się na barierce biegnącej dookoła łóżka starała się podnieść, ale bez skutku. Poczuła się jakby ktoś wbijał jej miliony naostrzonych szpilek w całą długość kręgosłupa. Wreszcie postanowiła dać za wygraną. W akcie rozpaczy rzuciła się na łóżko i wydała jedynie zduszony jęk, gdy jej głowa ponownie dała o sobie znać.
I wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a do środka wkroczyła energiczna pielęgniarka w białym fartuchu. Kobieta była dość niska i wątła, ale bez wątpienia silna. Kruczoczarne włosy zaplotła w prosty warkocz spływający jej na prawe ramię. Gdy podeszła bliżej, dziewczyna dostrzegła jej szkliste, bladoniebieskie oczy, oraz okalające je ledwie widoczne zmarszczki, świadczące o wieloletniej pracy w stresie. Pielęgniarka uśmiechnęła się odsłaniając zęby ze śladami tytoniowego nalotu.
YOU ARE READING
Unseen From The Inside
FantasyZaczyna się jak zwykle. Normalnie. Niepozornie. Nawet nie wiemy kiedy. Po prostu pojawia się. Jest. I zostaje. Każdy z nas ma swój mały zakątek w głowie. Miejsce, do którego przenosi się w snach. Miejsce gdzie urzeczywistniają się marzenia. Kiedy Lu...