Greg, Mycroft i John siedzieli przed salą operacyjną już kilka godzin. Stwierdzili, że nie będą informować o zdarzeniu ani rodziców Holmesa ani pani Hudson ani Molly, dopóki nie dowiedzą się co z nim. Czy w ogóle przeżył. Watson siedział przygnębiony wypatrując w drzwiach lekarza. Wiedział, że jeśli operacja trwa tak długo, walczą o jego życie. Pewnie kilka razy im się zatrzymał. Migotanie komór, asystolia. Nie mógł nawet o tym myśleć. Lestrade wodził wzrokiem za chodzącym w tą i z powrotem Mycroftem, przemierzającym już po raz setny ten sam korytarz. Starszy Holmes bił się z własnymi myślami i poczuciem winy, że jego działania mogły doprowadzić do śmierci brata, którego kochał ponad wszystko, mimo że ukrywał to jak najgłębiej potrafił.
- Ile jeszcze to potrwa? - burknął pod nosem, niby sam do siebie Greg
Mycroft w końcu postanowił usiąść obok policjanta. Ten widząc jego przygnębioną minę, położył mu rękę na ramieniu i szepnął coś do ucha. Wyglądało to conajmiej dziwnie, ale John nie miał czasu zastanawiać się nad ich relacją, bo w tym samym momencie w drzwiach od sali operacyjnej pojawił się wykończony lekarz. Wszyscy zerwali się na równe nogi, otoczyli chirurga i zalali falą pytań.
- Żyje - odpowiedział podnosząc rękę by ich uciszyć - jego stan jest ciężki, ale stabilny. Kilka razy musieliśmy go reanimować. Stracił dużo krwi, to cud, że nam się udało. Czas pokaże czy z tego wyjdzie.
- Mogę do niego wejść? - spytał błagalnie Watson
- Pacjent jest słaby... - zawahał się widząc zdesperowanego blondyna - proszę go długo nie męczyć - powiedział i ciężko poczłapał do swojego gabinetu
- Idźcie do domu. Ja z nim posiedzę i przekaże, że tu byliście. Nie ma sensu, żeby tylu nas tu siedziało - zasugerował John
Holmes i Lestrade wymienili szybkie spojrzenia, pożegnali się z Watsonem i wyszli, a John popędził do Sherlocka. Przeraził się widząc go przypiętego do rożnych rurek i urządzeń. Oczywiście jako lekarz był przyzwyczajony do takiego widoku, ale jako przyjaciel był przerażony. Myśl, że w każdej chwili może mu się pogorszyć doprowadzała go do szału. Patrzył na bladą twarz Holmesa, na jeszcze bardziej uwydatnione kości policzkowe i bujne, brązowe loki. Patrzył na jego sine, idealne usta i podkrążone oczy. Usiadł przy łóżku i złapał delikatnie dłoń detektywa, gładząc po kolei każdą jej część. Jego serce przepełniał strach. Ale przed czym? Przed stratą Sherlocka? Czy przed uczuciem do niego? Czy może przed tym, że nie jest w stanie sobie poradzić z tym co czuje? Po powrocie Sherlocka, Watson zdał sobie sprawę, że nie traktuje go tak jak wcześniej. Martwi się o niego bardziej, myśli o nim częściej i... inaczej? Sam nie wiedział co się z nim dzieje. Wiedział jak to się nazywa.Miłość? Zauroczenie? Niee, po prostu mu na nim zależało.
Siedział cały czas przy przyjacielu, bijąc się z myślami, gdy nagle poczuł, że dłoń, którą cały czas trzymał, odwzajemniła uścisk.
- John? - powiedział cicho, ciągle słaby brunet otwierając oczy i zdobywając się na uśmiech. Lodowy błękit jego tęczówek przyprawił blondyna o dreszcze na plecach.
- Sherlock? Ciii nic nie mów, musisz odpoczywać. - odpowiedział Watson, powiadamiając pielęgniarkę skinieniem ręki, że pacjent się obudził. Obudził się. Cholera jak dobrze. Teraz już wszystko będzie dobrze. Popatrzył w przekrwione oczy przyjaciela, wgapione prosto w niego.
- Nie wiem co bym ci zrobił gdybyś tego nie przeżył.
- Byłbym zbyt martwy, żeby się tym przejmować - zażartował Sherlock, żeby rozluźnić atmosferę i zobaczyć uśmiech na twarzy Johna.
- Ty i ten twój czarny humor - odpowiedział rozbawiony
- Zapisz to na blogu. I nie zapomnij dopisać jak roniłeś gorzkie łzy, gdy leżałem nieprzytomny, a ty trzymałeś w ramionach me wątłe ciało - detektyw przedrzeźniał przyjaciela, który posługiwał się podobnym słownictwem na blogu i parsknął śmiechem, ale od razu skrzywił się i zasyczał z bólu. - Cholerna rana
- Będziesz teraz musiał na siebie uważać. Żadnych spraw dopóki nie wydobrzejesz. - powiedział stanowczo blondyn
- Jak ci się podobała sztuczka z kajdankami? - odpowiedział brunet, ignorując zupełnie złote rady przyjaciela
- Jak to zrobiłeś? Myślałem, że byłeś skuty.
- Owszem byłem. Można powiedzieć, że życie uratował mi czternastoletni Mycroft, zakuwając mnie gdy go irytowałem. Czyli zawsze. Musiałem sam nauczyć się wydostawać.
- Zaraz, zaraz. Umiałeś sam rozkuć kajdanki w wieku siedmiu lat?!
- Sześciu. Mycroft jest ode mnie 8 lat starszy. I nigdy nie mów mu, że w jakikolwiek sposób przyczynił się do tego, że byłem w stanie uratować sobie tyłek. Znowu będzie się mądrzył. - mówił zniesmaczony Sherlock
Przyjaciele rozmawiali jeszcze długo, dopóki nie wyproszono Johna z sali, bo było już dawno po godzinach odwiedzin.
- Przyjdę do ciebie jutro. Dobranoc. - powiedział Watson
Holmes nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko i powiódł wzrokiem za wychodzącym doktorem. Nie mógł się doczekać następnego dnia.John wrócił na Baker Street cholernie zmęczony. Nie chciało mu się jechać do Mary po klucze do jego mieszkania i opowiadać jej wszystkiego co się wydarzyło, więc postanowił przenocować tutaj. Napisał do Grega, że z Holmesem lepiej i żeby przekazał to Mycroftowi, by dowiedzieć się czy są teraz razem. Chwilę później otrzymał odpowiedź, że Lestrade zaraz wszystko opowie starszemu Holmesowi. Była już przecież noc. John uśmiechnął się i pokręcił głową. -Greg i Mycroft, kto by pomyślał.
Pani Hudson już spała, więc wziął tylko szybki prysznic i jak najciszej mógł, poczłapał do łóżka. Długo nie mógł zasnąć, rozmyślając o dzisiejszych przeżyciach. Męczyła go świadomość, że Violet zastawiła na nich pułapkę. Sherlock mógł zginąć do cholery. Nie chciał już dzisiaj wypytywać o to detektywa, ale obiecał sobie, że z samego rana do niego pójdzie i dowie się o co właściwie chodzi. Ale na razie był zbyt zmęczony, żeby się nad tym zastanawiać. Cała ta akcja dopiero teraz dała mu się we znaki i chwilę później zapadł w głęboki sen. Rano obudziła go gra na skrzypcach. No może nie rano, bo była prawie 10:30. Wyszedł z pokoju przecierając ze zdumienia oczy.
- Sherlock? Co ty tu robisz?
- Witaj John. Też miło mi cię widzieć. - powiedział detektyw z uśmiechem, na co Watson skrzywił się
- Nie do twarzy ci z tą uprzejmością - zażartował - powinieneś leżeć teraz w szpitalu. Jakim cudem cię wypuścili?
- Leżenie w szpitalu jest nudne i niepotrzebne. Rana goi się dobrze, a lekarz wisiał mi przysługę. - wzruszył ramionami brunet i usiadł w fotelu - długo spałeś, zdążyłem już opowiedzieć całą historię pani Hudson i Gordonowi
- Gregowi - upomniał go blondyn, także siadając w fotelu - zastanawiałeś się już nad Violet?
- Oszukała nas. Muszę pójść ją przesłuchać, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, bo Scotland Yard jak zwykle sobie nie radzi. Na pewno jest moją przyrodnią siostrą. Pracowała razem z tymi ludźmi, miała za zadanie przyprowadzić mnie do nich i wyciągnąć informacje gdzie schowałem telefon.
- Jaki telefon?
- Irene Adler - odpowiedział detektyw z ledwo widocznym uśmiechem
- Przecież Irene nie żyje, a jej telefon został całkowicie wyczyszczony. - John widząc minę Sherlocka, chciał o coś spytać ale ten mu przerwał
- Nie do końca. Pewne dane zabezpieczyła lepiej. Nie dało się ich wykryć, a hasło znała tylko ona. No i ja.
- Domyślam się, że chcą coś usunąć. Tylko co?
- Sekrety ich szefa. - detektyw wyglądał na bardzo dumnego z siebie
- A kto jest ich szefem? - spytał doktor, zdenerwowany, że nic nie wie i wychodzi na idiotę
- Profesor Moriarty.
CZYTASZ
I miss you Sherlock
FanfictionJohn czekał dwa lata, aż Sherlock wypełni jego prośbę, przestając być martwym. Razem z detektywem, do życia powracają problemy, którym chcąc nie chcąc, Watson musi stawić czoła. Prawdopodobnie największą zagadką do rozwikłania są uczucia...