Czas sobie przypomnieć

4.4K 421 123
                                    

Obudził się o świcie. Czuł się już lepiej, więc chciał szybko wyjść zanim Mary wstanie. Nie miał ochoty na poranne ploteczki przy kawie i naprawdę nie obchodziło go teraz, skąd znała jego adres. Miał wczoraj odwiedzić pierwszy raz panią Hudson, od której wyprowadził się po samobójstwie Sherlocka, ale na śmierć o tym zapomniał.

Hehe na śmierć. Można się uśmiać do utraty tchu.

Ok, nie żartujmy lepiej o śmierci.

-To wszystko przez tą cholerną grypę - pomyślał.
Zabrał rzeczy i najciszej jak się dało (oczywiście po drodze wpadając na mopa, wiadro, szafę i kota) wyszedł z domu. Nie miał przy sobie pieniędzy, więc musiał iść na nogach.
-Dobrze mi to zrobi - stwierdził i ruszył w stronę Baker Street.
Po drodze dużo myślał co ma powiedzieć, jak się zachować. Sam nie był pewny czy miał ochotę tam iść, nie chciał przywoływać znowu tych wspomnień, rozdrapywać ran, które goiły się powoli i bardzo boleśnie, ale musiał. Nie był u tej poczciwej kobiety tak dawno, a przecież tyle ich łączyło. Razem przeżywali humorki Sherlocka, znosili całodniowe cisze i nocne koncerty skrzypcowe, razem przecież knuli plany jak zmusić detektywa do jedzenia.
-"Nigdy nie jem w pracy" - doktor zaczął przedrzeźniać go w myślach
-Przecież jedzenie jest potrzebne, do cholery jasnej! - sam nie wiedział dlaczego krzyczy w myślach na martwego przyjaciela, ale to mu pomagało. Pomagało mu rozmawianie w myślach z nieżyjącym człowiekiem.
-Czas wrócić do wizyt u psychologa - pomyślał skręcając w kolejną wąską uliczkę.
Rozpadało się, więc usiadł na chwile na przystanku autobusowym, żeby przeczekać ulewę.
Myślał teraz o Mary. O tym co do siebie czuli. Wiedział, że Mary jest nim zainteresowana, ale nie był pewien czy on jest zainteresowany nią. Poznali się w jego pracy. Ona miała grypę, a on był zmęczony po całym dniu pracy i nakrzyczał na nią, że nie założyła szalika idąc do przychodni w taki chłód. Bez sensu. Mary uśmiechnęła się wtedy i zaczęła mu opowiadać historie o kobiecie z cellulitem, która za pierwszym razem nawet go rozśmieszyła. Nie wiedział, czemu tak dokładnie to pamiętał. Może dlatego, że ta kobieta po prostu poprawiła mu humor. Nadal to robiła i był jej za to bardzo wdzięczny, ale nie był chyba gotowy na związek. To za wcześnie po stracie Sherlocka. Co nie oznaczało oczywiście, że był gejem. On i detektyw nie byli parą. Byli po prostu najlepszymi przyjaciółmi.

Ta jasne.

Szedł skrótem, znał ten teren jak własną kieszeń. Przystanek autobusowy. Jest coraz bliżej celu. Głowa bolała go niemiłosiernie. Chciał zawrócić, ale powstrzymał się. Westchnął głośno i przyspieszył kroku. Ominął budkę telefoniczną, dwie kłócące się o chłopaka nastolatki, sklep, gdzie zawsze chodził po mleko, skręcił w prawo, w lewo i wreszcie dotarł na Baker Street.
Baker Street, ukochana Baker Street.
Spojrzał na wyprostowaną kołatkę, którą Sherlock zawsze przekrzywiał na złość Mycroftowi. Ah te ich braterskie docinki. Doktor wiedział, że tak naprawdę Mycroft bardzo kochał Sherlocka, tak samo jak Sherlock na jakiś swój dziwny sposób kochał Mycrofta. Wyciągnął rękę, żeby zastukać w kołatkę, gdy w tym samym momencie otworzyła mu drzwi pani Hudson, tak że gdyby chciał zastukać mocniej, pewnie przywaliłby jej w czoło.
-Czekam na ciebie od wczoraj, a właściwie to od dwóch lat - oznajmiła z wyrzutem.
-Więc to stało się dwa lata temu - pomyślał Watson i wszedł do środka.
Nic się nie zmieniło, podłoga nadal skrzypiała, na stole w kuchni stały filiżanki z herbatą, a na blacie te same naczynia. Zaraz... Filiżanki? Czyżby pani Hudson miała gości?
Doktor nie zdążył jeszcze nic powiedzieć, gdy na górze usłyszał kroki.

I miss you SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz