Biegnę. Muszę biec, bo wiem, że liczą na mnie. Muszę zdążyć. Wybijam się do skoku. Kątem oka widzę kruczoczarne włosy, ale po chwili nie widzę już nic. Zamykam powieki i z całej siły uderzam w piłkę. Czuję jej fakturę na dłoni. Wiem, że trafię, że dam radę. Posyłam ją z całą siłą na boisko po drugiej stronie siatki. Opadam w dół. Mój krótki lot już się skończył. Żadne skrzydła nie niosą mnie z wiatrem. Nie mogę wzbić się w powietrze na dłużej niż parę sekund, a szkoda. W powietrzu jest wolność, nie ma żadnych barier. Moje stopy stykają się z podłożem. Otwieram oczy i widzę ucieszone miny kolegów z drużyny. Wszyscy coś mówią, ale ja ich nie słyszę. W sumie nawet nie za dobrze ich widzę. Cały obraz jest jakiś zamglony. Od rana dziwnie się czuję... ale nie chcę opuszczać treningów. Nie chcę odpuścić ani jednej szansy do chwilowego rozłożenia skrzydeł i wzbicia się do lotu. Moje nogi drżą a po twarzy i szyi spływają kropelki potu. Zabawne, bo nie gramy na tyle długo, bym zdążył się zmęczyć aż tak. Nawet Sugawara-senpai pytał się mnie przed treningiem, czy jestem w stanie grać. Ale ja wiem, że nawet ze złamaną nogą wyjdę na boisko i zagram najlepiej, jak będę potrafił. Bo nie mogę GO zawieść. Szukam go wzrokiem. Chyba jest za mną. Obracam się, co wywołuje lekkie zawroty głowy. Uśmiecha się delikatnie, unosząc same kąciki ust. Moje usta przybierają formę zwyczajowego dla mnie, szerokiego uśmiechu. Pokazałem mu uniesiony kciuk w górę i krzyknąłem to, co zawsze.
-Jeszcze raz!
Poprosiłem, a on skinął głową. Po drugiej stronie boiska widziałem białe włosy Sugi-senpai, przyglądał mi się z nieciekawym wyrazem twarzy. Pewnie moje zapewnienia, że mogę grać, w cale nie były tak przekonujące, jakbym chciał. Nie zwróciłem na to jednak teraz uwagi. Kageyama-kun właśnie wystawił piłkę. To moja szansa. Muszę wzbić się w niebo by polecieć i przynieść drużynie zwycięstwo. Nie ma znaczenia, że to trening i nie gramy żadnego meczu. MUSZĘ wygrać. MUSZĘ zdobyć punkt. Nie mogę GO zawieść. Ruszyłem. Skoczyłem i wtedy... ogarnęła mnie ciemność. Nie widziałem nic, mimo, że miałem otwarte oczy. Moja ręka minęła się z wystawioną piłką, a ja zacząłem bezwładnie opadać na plecy, zamiast na nogi. Ciężkie powieki same się zamknęły, a ja czułem przez chwilę na skórze pęd zimnego powietrza, gdy spadałem. Moje pięty zderzyły się z podłogą, ale ciało zostało przytrzymane przez silne, ciepłe ramiona. Owiał mnie przyjemny, trochę ostry zapach wymieszany z potem. Ktoś ułożył mnie na zimnej posadzce a ja zadrżałem. Za zimno. Nagle poczułem, że opuszczają mnie resztki sił, które chciałem wykorzystać na tym treningu. Zapanowało poruszenie. Słyszałem nad sobą szepty kolegów.
-Co z nim?
Usłyszałem głos Tanaki-senpai. Ktoś dotknął mojego czoła przyjemnie chłodną dłonią. Smukłe palce odgarnęły rude kosmyki i przywarły na kilka chwil do mojej skóry.
-Ma gorączkę, i to dość wysoką.
Ten głos... Kageyama-kun? Nie przesłyszałem się? Nie skupiłem się jednak na tym, ponieważ w jednej chwili poczułem się tak słabo, że chciałem już tylko zasnąć. Ktoś potrząsnął mnie za ramię.
-Oi, Hinata-kun, żyjesz?
Tym razem usłyszałem Sugawarę-senpai. Jęknąłem cicho w odpowiedzi. Na nic więcej nie byłem w stanie się zdobyć.
-Zabiorę go do pielęgniarki.
Powiedział Kageyama-kun i naraz poczułem, jak zostaję podniesiony i przytulony delikatnie do ciepłego ciała. Zadrżałem i wtuliłem się w jego pierś na tyle, na ile miałem sił. Po kilku chwilach byliśmy już w gabinecie pielęgniarki i kładł mnie na kozetkę. Duża dłoń pogłaskała mnie po włosach.
-Oi, Hinata-kun, nie daj się.
Usłyszałem Kageyamę, a zaraz potem miły głos pielęgniarki.
-Kageyama-kun, lepiej wróć na trening, ja się nim zajmę.
Usłyszałem szuranie butów i ciepła dłoń zniknęła. Coś zimnego zostało mi przyłożone do głowy, zgaduję, że termometr.
-Przyjdę po treningu.
Usłyszałem chłopaka a zaraz potem trzask drzwi. W tym momencie odpłynąłem.
CZYTASZ
Doki-doki
Fanfic*szkolny korytarz* Cześć! Jestem Hinata Shoyo. Chodzę do liceum Karasuno i jestem w klasie 1-1. Razem z przyjaciółmi gram w szkolnej drużynie siatkówki. No i... gram tylko dzięki NIEMU. Bo tylko z NIM jesteśmy nie do pokonania. Mówię o Kageyamie Tob...