Rozdział XIII: Mój przyjaciel Terenc Bell

74 9 5
                                    

   Piosenka pasuje raczej do drugiej części rozdziału, ale pokochałam tych panów i stwierdziłam, że powinni się tu znaleźć. Oto przedstawiam ThePianoGuys.
*****************************************************************************************************        Po powrocie z Błoni szybko przemierzałam korytarze zamku. Moje kroki odbijały się echem w pustym korytarzu. Nagle na przeciwko zobaczyłam moją rudą przyjaciółkę - cel poszukiwań.

   - Musimy pogadać - powiedziałyśmy w trzy. Dafne dołączyła z bocznego korytarza.
   - Czyżby ślizgon nie tylko ze mną uciął sobie małą pogawędkę? - zapytała naburmuszona Gin.
   - Czyżby twój ślizgon również okazał się parszywym zdrajcą? - rzuciłam.
   - Czyżby i twój przyjaciel okazał się śmierciożercą? - dodała Ruda.
   - Czyli przynajmniej w tym się zgadzamy - odparłam.
   - Dziewczyny! - spojrzałyśmy na blondynkę - Czy wy się w ogóle słyszycie? Od kiedy to Ter i Geo są śmierciożercami?
   - No dobrze. Jeszcze nie są - doprecyzowała Ginny.
   - Ja rozumiem, że to czego się dowiedziałyśmy było wielkim szokiem, ale nie możemy wyciągać pochopnych wniosków.
   - O czym ty mówisz. Jakich pochopnych wniosków? - spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę - Chłopak, któremu bezgranicznie ufałam, jest prawdopodobnie zabójcą moich, twoich i jej rodziców!
   - Nie masz pewności - zaczęła.
   - Masz rację. Nie mam. Ale nic innego mi nie pozostało. Przecież nie mogę zapytać się rodziców czy to czasem nie byli oni - rzuciłam, a do moich oczu napłynęły łzy.
   - A może możemy - zaczęła intensywnie myśleć Dafne - Nie wiadomo czy oni nie żyją.
   - Nie rozumiem o co ci chodzi - spojrzała pytająco ruda.
   - Co powiecie na małą przygodę? - spytała blondynka wyciągając dłoń pomiędzy nas.
   - Zasadniczo... i tak tu się nic nie dzieje. Wiec czemu nie - uśmiechnęła się Gin i położyła swoją rękę na ręce przyjaciółki.
   - Jak wszyscy to wszyscy - również dołączyłam dłoń.
   - No to od czego zaczynamy? - spytała Ginny.
   - Od pogodzenia się z chłopakami. Czuje, że się nam przydadzą - odpowiedziała krukonka.
***
   - Ternce. Muszę cię przeprosić. Postąpiłam strasznie głupio. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przecież nawet gdyby twój ojciec był za to odpowiedzialny,  to nie twoja wina. Dlatego proszę, żebyś mi przebaczył - szeptałam do siebie, stojąc w samotnym korytarzu.
   - Przyjmuje przeprosiny - usłyszałam za sobą i podskoczyłam ze strachu.
   - Terenc... Od jak dawna tu stoisz?
   - Wystarczająco długo, żeby wszystko usłyszeć. Luna, nic się nie stało.
   - Strasznie cię przepraszam. Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Wcale nie twierdzę, że twój tata to... - chłopak zaczął się śmiać - Co cię śmieszy?
   - Oj nic - śmiał się dalej.
   - Co jest takiego śmiesznego w tym, że cię przepraszam? - zapytałam oburzona.
   - To, że ja wcale się na ciebie nie gniewam. Szczerze, aż mnie dziwi, że mi nie przywaliłaś. Ja to bym sobie przywalił - stwierdził, przez co ja też wybuchłam śmiechem.
   - Nie gadaj. Myślałam, że się na mnie obraziłeś. Zrobiłeś taką mię jak odchodziłam...
   - Zaskoczyłaś mnie. Pomyślałem, że zaczniesz płakać albo krzyczeć albo nie wiem co, ale nie pomyślałem o tym, że oskarżysz mnie o bycie śmierciożercą.
   - Wiesz. Tylko ja mogłam wpaść na taki głupi pomysł... Czyli się nie gniewasz? - zapytałam.
   - Nie potrafię długo gniewać się na przyjaciół, taka wada - zaśmiał się, a ja poczułam się... lekka.
   - Dziękuję - szepnęłam i przytuliłam się do niego, a on objął mnie ramieniem. Staliśmy tak przez chwilę, ale nagle usłyszałam chrząknięcie za moimi plecami.
   - Terenci - jej przesłodzony głos doprowadzał mnie do szału - Dlaczego dajesz się przytulać tej...?
   Oderwałam się od chłopaka i spojrzałam na nią spod byka. Ona nie była mi długo dłużna, posłała mi wzrok, który może zabić.
   - Clove. Miło cię widzieć. Co tu robisz? - próbował załagodzić sytuację, a blondi od razu to wykorzystała. Rzuciła się na jego szyję i uśmiechnęła niewinnie.
   - Ja się po prostu o ciebie martwię. Przecież nie musisz się widywać z tą dziwaczką. Masz przecież mnie - mówiła słodziutkim głosem, od którego zbierało mi się na wymioty. Terenc wyswobodził się z jej uścisku i odstąpił o krok.
   - Nie musisz się martwić. Luna to moja przyjaciółka i jak najbardziej pasuje mi jej towarzystwo.
   Na te słowa Clove prychnęła i odrzucając swoje blond kłaki na plecy odeszła. Bell odetchnął z ulgą co wzbudziło mój śmiech.
   - Teraz ja nie rozumiem co cię śmieszy - rzucił.
   - To jak cudownie spławiłeś Panią Wszyscy Mnie Kochają.
   - Panią co? - zaczął się śmiać.
   - Co? Wy jej nie przezywacie? - szczerze się zdziwiłam.
   - No wiesz. Pomimo wszystko to ślizgonka, a ślizgoni trzymają się razem - zwrócił uwagę.
   - A tam gadanie. Najlepsze ksywki wymyśla Will: Pani Pocałuj Mnie Gdzieś Bo Jesteś Tylko Półkrwi albo Pani Miałam Wszystkich.
   - A puchoni podobno tacy mili i dobrzy dla wszystkich - śmiała się szatyn.
   - Hufflelpuff wychowuje najmilszych ludzi z wszystkich domów, ale nawet świętym kończy się czasem cierpliwość.
   Gadaliśmy sobie tak, luźno, bez jakichkolwiek zgrzytów. Jak przyjaciele. Choć ta przyjaźń była odrobinę burzliwa (głównie przez mnie), cudowne jest to, że pomimo cokolwiek zrobię albo powiem, zawsze mogę wrócić przeprosić, a on wybaczy. To on jest najmilszym i najlepszym człowiekiem jakiego znam. Mój przyjaciel Terenc Bell. 

**************************************************************************************************

Witam! Witam i o zdrowie pytam.

Co tam, jak tam i w ogóle.

Jestem i na dobrej energii (pomimo słabych rozdziałów) jadę dalej.

Wasza Pansy.

Mugolka o czystej krwi: Tajemnice HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz