Rozdział XIV: Śledztwo czas zacząć.

71 7 5
                                    

- No dobra, zacznijmy od początku. Co wiemy? - Dafne już trzeci raz próbowała to wszystko ogarnąć.
Siedzieliśmy na pufach w Pokoju Życzeń od trzech godzin i próbowaliśmy do czegoś dojść. Jak na razie nie do końca dobrze to szło. Daf myślała, Ter opowiadał, Ginny zaplatała sobie warkocze, Geo ją przedrzeźniał, Scorp prawie zasnął, a ja próbowałam cokolwiek zrozumieć.
- Dafne. Mówiłem Ci to już tysiąc razy. Moja mama mówiła, że to był bal.
- To było Halloween, tak? - upewniała się patrząc w notatki, które skrupulatnie tworzyła przez całe spotkanie.
- Tak. Halloween. Przyszli tam.
- Podobno było pełno ludzi - dopytywała.
- Tak. Twoi rodzice byli bardzo szanowanymi czarodziejami, dlatego to był wielki bal.
- Dobra. Mów dalej. Wpadli oni. Ilu?
- Nie wiadomo. Pewnie dużo - szatyn wychylił się w pufie i ziewną.
- Ej. Czy w ogóle jest pewne, że to byli oni? - wypaliłam - No wiecie. Może to po prostu jacyś czarodzieje, którzy byli zazdrośni. Malroyowie byli bogaci, prawda?
- Tak. Mieli wielką rezydencje na uboczu hrabstwa Wiltshire.
- Ale dlaczego wpadali by na bal. Gdybym chciał coś okraść zrobiłbym to pod osłoną nocy, kiedy wszyscy śpią, a nie wbijałbym do sali pełnej potężnych czarodziejów - zauważył Zabini.
- Musieli wiec mieć jakiś powód. Może nie chcieli ich okraść. Może chcieli ich upokorzyć - myślałam, ale Scorp szybko odrzucił ten pomysł.
- Jest wiele łatwiejszych sposobów by kogoś upokorzyć.
- Ale na przykład po co śmierciożercy mieli by ich atakować? - spytałam.
- Żeby było widać, że są, że się nie poddali. Ja gdybym chciał się pokazać zapewne wybrałbym takie wielkie przyjęcie - rzucił Geo.
- Mamy za mało informacji. Na przykład nie wiem, dlaczego nasze akta nie były w szpitalu tylko u waszych rodziców, dlaczego dostałyśmy listy tak późno, dlaczego trafiłyśmy do mugolskich rodzin, a nie do naszych najbliższych - żaliła się Daf. - Czy w bibliotece jest jakaś książka, w której można znaleźć informacje o różnych uczniach tej szkoły?
- Jeśli się czymś przysłużył to tak. Możemy najpierw zobaczyć czy dokonał czegoś w Izbie Pamięci. Jeśli jest tam to w książkach na pewno - powiedział Terenc.
- No to idziemy! - Dafne zerwała się z miejsca.
- Skarbie, proszę. Odłóżmy sobie to na jutro. Teraz wszyscy są zmęczeni - Scorp spojrzał błagalnie na blondynkę, która jeszcze przez chwilę stała, ale się poddała. Rzuciła się na puf - Dziękuję.
- Więc jeszcze raz podsumujmy co wiemy - zaczęła na co wszyscy zareagowali długim jękiem.
- A co powiecie na buteleczkę kremowego piwa? Ja stawiam - zaśmiał się Zabini i wyjął sześć butelek z barku pod ścianą.
- I to jest dobry pomysł - rzuciła Ginny odbierając swoją porcję.
- Wiewióreczko, on jest moim pomysłem, jaki miał być jak nie wspaniały - uśmiechnął się szarmancko czarnoskóry.
- Oj. Nasz Diabełek jak zawsze skromny - przekomarzała się.
- To moja największa zaleta po przystojności, zabawności... - zaczął wymieniać.
*** ~Dafne~
- No moi drodzy. Najwyższy czas się zbierać. Za chwilę jest cisza nocna, a trzeba jeszcze odprowadzić nasze piękne panie do pokoi - Scorp podniósł się leniwie z siedziska i podał mi dłoń. Przyjęłam ją i podciągnęłam się tak by stać koło chłopaka.
- Macie rację. Mała idziemy! - rzucił Geo przez ramię.
- Wiesz ty co! Nawet mi nie pomożesz wstać! - krzyczała za nim.
- Ta jasne... Żebyś ty mogła pociągnąć mnie na siebie. Wiewiórciu, ja nie wiem co tam się kryje pod tą rudą czupryną i wolałbym się nie dowiadywać - posłał jej buziaczka, a ta wściekle ruszyła za nim. Jeszcze przez chwilę słychać było ich krzyki i szybkie uderzanie ich stóp o podłogę.
Po krótkiej salwie śmiechu ze strony naszej czwórki, pod ramię ze Scorpiusem wyszłam z pokoju.
- Ja nie wiem jak w takiej małej główce mieści się tyle mózgu. Byłaś dziś niesamowita - zaczął blondyn kiedy opuściliśmy pokój.
- No czego się tu spodziewać po najlepszej krukonce na roku, nie żebym się chwaliła...
- Gdzie tam - zaśmiał się - Ale i tak nigdy mnie nie pobijesz na eliksirach. Te dłonie czynią cuda.
- Ty za to nie dorastasz mi do pięt jeśli chodzi o zielarstwo. A bez zielarstwa, eliksir byłby tylko wodą - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Kurcze. Tu mnie masz - udawał zmartwionego.
- Ej. Tam chyba idzie Christopher. Jest z mojego domu, więc pewnie idzie do pokoju wspólnego. Ty nie będziesz musiał nadrabiać drogi - rzuciłam do Smoka.
- Dafne. To żaden problem. I tak nie mam nic lepszego do roboty - próbował się tłumaczyć.
- Nie gadaj głupstw. Jeśli zgarniesz kolejny szlaban wywalą cie z drużyny - spojrzałam na niego gniewnie.
- Nie wywalą, co najwyżej zawieszą...
- Nie martw się. Chris bezpiecznie odprowadzi mnie do pokoju. Możesz iść spokojnie spać rycerzu - rzuciłam sarkastycznie i pobiegłam w stronę szatyna.
- Cześć Chris - przywitałam się.
- O Dafne. Myślałam, że idziesz gdzieś z Malfoyem - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Szłam, ale gdyby on mnie odprowadził nie zdążyłby do pokoju przed ciszą, a ty pewnie idziesz teraz do nas - wytłumaczyłam.
- Tak i z wielką chęcią ci potowarzyszę - uśmiechnął się.
- Co tam u ciebie? Dawno nie gadaliśmy.
- Oj, no wiesz... Obowiązki prefekta. Właśnie wracam z patrolu korytarzy.
- Och... Świetnie tak być prefektem. Możesz się opiekować młodszymi, patrolować korytarze, przyznawać punkty - rozmarzyłam się, przez co chłopak zaśmiał się.
- Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tak opowiadał o byciu prefektem. Myślałaś o tym?
- Tak. Marzę o tym, ale jestem za młoda. Nawet nie rozważą mojej kandydatury - posmutniałam.
- Może i jesteś młoda, ale kojarzysz drugą prefekt, Judy Jens? - pokiwałam głową. - Podczas ostatniego meczu Quidditcha tak dostała tłuczkiem, że teraz cała połamana leży w skrzydle i nie ruszy się z tamtąd przez najbliższy tydzień.
- Oj, biedaczysko - szczerze współczułam tej dziewczynie. Jest naprawdę świetną zawodniczką i to był ogromny szok podczas meczu, że spadła z miotły.
- Więc teraz wszystkie obowiązki spadły na mnie jednego. Może chciałabyś mi pomóc?
- Ja... Znaczy tak, ale czy Judy nie będzie miała nic przeciwko?
- Ona aktualnie przejmuje się tym, że nie będzie jej przez tydzień na zajęciach, "a przecież za chwile są SUMy" - udawał spanikowany, dziewczęcy głos.
- Skoro tak mówisz. Z wielką chęcią - uśmiechnęłam się.
- No to świetnie. Widzimy się jutro o dwudziestej pierwszej w salonie.
- Świetnie - dopiero teraz uświadomiłam sobie, że już jesteśmy pod drzwiami pokoju wspólnego - Dobranoc.
- Dobranoc, śliczna.
Zdziwiłam się na to określenie jednak popędziłam do dormitorium. Najwyższy czas iść spać, bo chyba słyszę za dużo.
******************************
Cześć!
Jak tam życie?
Wielki powrót Chrisa. Pamiętacie o jeszcze? Lubicie?

Czekam na komentarze i gwiazdki ;-)

Mugolka o czystej krwi: Tajemnice HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz