Rozdział III: Ciepłe przywitanie kruków.

118 14 5
                                    

    Ten rozdział na prośbę maggie_aggie z perspektywy Dafne.
******************************
   - Malroy, pod tą czupryną i ładnym uśmieszkiem kryjesz więcej niż wszystkim się wydaje. RAVENCLAW! - ruszyłam do mojego nowego domu. Krukoni,  chyba nie byli do mnie pozytywnie nastawieni. Powiem więcej, raczej negatywnie. Usiadłam na ławie i w ciszy oglądałam resztę ceremonii. Gin oczywiście trafiła do Gryffindoru. Widać, że jej ułożyło. Świetnie, przynajmniej ona dostała się tam gdzie chciała. Ruda od razu wcisnęła się między gryffonów i zaczęła z kimś gadać. Jak dobrze wiedzieć, że dobrze się bawi.
   Teraz Luna. Biedaczysko moje. Ledwo stoi na nogach z tego stresu.
   Hufflepuff? Chociaż gdyby się zastanowić to pasuje idealnie. Niestety nie wiem czy znalazła tam swoje miejsce, bo od razu znikła w tłumie głów.
   Ogólnie z mojego miejsca widać tylko stół Gryffindoru.

   Kolacja. Jak dobrze. Z tego całego stresu nie wcisnęłam w siebie ani kąska śniadania, a teraz jestem głodna jak wilk.

   Cały posiłek minął mi w samotności. Słyszałam, że cały czas o mnie szepczą. Miałam ochotę wybuchnąć i kazać im się odczepić. Jednak musze się opanować. Nie mogę zrobić jeszcze gorszego pierwszego wrażenia.

   Koniec posiłku. Genialnie, ludzie się już na mnie nie patrzą, ale jeden problem. Nie wiem gdzie iść. Szukałam wzrokiem kogokolwiek kogo znam. Scorpusa nie widziałam od wejścia na salę,  Ginny została porwana przez nowych znajomych, a Lunę też straciłam ze wzroku.

   - Dafne Malroy? - podskoczyłam ze strachu, kiedy usłyszałam na sobą męski głos - Przepraszam, nie chciałem cie przestraszyć.

   Przede mną stał wysoki szatyn o czekoladowych oczach. Dobrze zbudowany, a co ważniejsze, był pierwszą osobą, który się do mnie odezwał.

   - Nie, nic się nie stało. Tak, jestem Dafne. O co chodzi? - ładnie się uśmiechnij.  Musisz zdobyć przyjaciół, bo nie przeżyjesz, a szatyn wydaje się zainteresowany znajomością.

   - To świetne. Profesor McGonagall prosiła mnie, żebym cie znalazł - i wszystko jasne. Musiał ze mną zagadać, a nie chciał.

   - A o co jej chodziło?

   - Mówiła, że zdałyście test. Jesteście na trzecim roku. Podobno wiesz o jaki test jej chodziło. Po drugie mam cię oprowadzić po szkole. Ale ze mnie gapa. Prefekt naczelny, Christopher Rozenfeld. Piąty rok. - chłopak wyciągnął do mnie dłoń, która szybko uścisłam - No to od czego zaczniemy? W ogóle masz siłę chodzić dziś po zamku, czy wolałabyś iść już do pokoju?

   - Nie zrozum mnie źle, ale jestem wykończona po dzisiejszym dniu. Wiesz, tyle emocji. To wszystko - pokazałam wokół siebie - jest dla mnie zupełnie nowe. Rozumiesz mnie?

   Miałam wrażenie, że chłopak zrobił dziwny grymas, ale pewnie mi się zdawało.

   - Szla chetna mugolaczka? Dobra. Nie męczę cię. Zaprowadzę cie do dormitorum,  a zamek zwiedzimy ju ż nie długo - chłopak zdawał się czasami zacinać. Może się jąka?

   - Więc prowadź. - powiedziałam, a szatyn ruszył przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam, że w Wielkiej Sali zostało już tylko kilku uczniów.

   Szliśmy długimi korytarzami, rozmawiając. Chłopak był bardzo miły i miał podobne hobby co ja. Czułam, że mogę mu zaufać. Kiedy doszliśmy do wieży szatyn zaklupał kołatką i odpowiedzi na pytanie, przez co mogliśmy wejść do środka.

   - Schodami po lewej - wskazał chłopak i ruszył do obrazu po prawej stronie pomieszczenia.

   Pokój wspólny był fantastyczny. Wszystkie ściany zajęte były półkami na książki. W kominku palił się ogień. Po całym pokoju porozmieszczane były fotele i kanapy okryte granatową płachtą.

   Jutro rozejrzę się dokładniej. Teraz idę do dormitorum. Ruszyłam schodami w górę. Zatrzymywałam się co chwilę, aby przeczytać w kto mieszka w jakim pokoju, lecz wciąż nie potrafiłam znaleźć mojego nazwiska.

   W końcu (chyba przy piętnastych drzwiach) zobaczyłam siebie na liście. Powyżej widziały jeszcze trzy nazwiska. Taylor Winters, Sofia Patil, Catherine Boot.

   Raz kozie śmierć, pomyślałam i zapukałam do drzwi. Usłyszałam kroki w moją stronę, a po chwili w progu stanęła brunetka o ciemnej karnacji.

   - Czego chcesz? - spytała bez zbędnych uprzejmości.

   - Jestem Dafne Malroy, według listy na drzwiach mieszkam z wami.

   - Kto to, Sofii? - usłyszałam uprzejmy głos ze wnętrza pokoju, a po chwili spod ramienia hinduski wyjrzała blondyna w lokach - To ty jesteś nasza czwartą współlokatorą? - kiwnęłam głową, ponieważ przez wzrok brunetki nie potrafiłam wydobyć ze siebie słowa.

   Blondynka złapała mnie za rękę i pociągnęła do środka.

   - Moim zdaniem nie powinnyśmy jej ufać - stwierdziła, jeśli się nie myślę, Sofia.

   - Ty byś najchętniej nikomu nie ufała - skwitowała blondynka - Dobra. Może, żeby nie było tak drętwo to się przedstawię. Taylor Winters. Ta urocza gburzyca to Sofia Patil, a na łóżku siedzi, nieodłącznie z książką, Cath Boot - dopiero teraz zauważyłam szatynkę w okularach siedząca na łóżku.

   - Ja jestem Dafne Malroy - przedstawiłam się niepewnie.

   - I od razu lepiej. Nie jest wam lepiej? Na pewno jest. Dobra. Nieważne. Tu jest twoje łóżko. Tam - blondynka wskazała drugie drzwi w pokoju - jest łazienka. Jak chcesz to możesz się umyć. My jesteśmy już po kąpieli.
   - Dziękuję - wyciągnęłam z kufra moja piżamę i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku, zasłoniłam kotary i wyciągnęłam pamiętnik. Musze poukładać cały dzisiejszy dzień. To troszkę zajmie.

******************************
Cześć!
Jak tam życie leci?
Gdyby ktoś nie zauważył był to troszkę inny rozdział, ponieważ główną bohaterką była nasza niezastąpiona Dafne! Kto się cieszy?

A wam dziewczyny, jak minął dzień kobiet? Jakieś prezenty? Niespodzianki?

Czekam na komentarze!

Mugolka o czystej krwi: Tajemnice HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz