Kucharz bez butów

534 55 39
                                    

Arthur ciężkim krokiem przekroczył próg kawiarni o zgrabnej nazwie "Słonecznik". Od razu uderzyła go woń kawy i słodkości.

Napiłbym się czegoś, pomyślał. 

Stał w sporym pomieszczeniu, które wyglądało na typową salę kawiarnianą. Znajdowało się w nim osiem ustawionych w rozsypce stolików oraz mały bar z dwoma stołkami. Ściany pokrywała tapeta w złote słoneczniki - tego samego koloru były serwetki, równo ułożone na blatach. Na niektórych z nich ktoś postawił małe, zielone roślinki w białych doniczkach.

Ciekawe co kierowało osobą, która je rozkładała, zastanowił się Arthur. Losowała, na którym stoliku położyć, a na którym nie, czy to ma jakieś znaczenie?

Dalej, po prawej, widać było okienko do oddawania naczyń i otwarte przejście do innego pomieszczenia. Zazwyczaj pewnie wokół ktoś się kręcił, ktoś coś zamawiał, rozmawiał...

Teraz panowała cisza.

Skierował kroki w lewo, w stronę baru. Ocenił miejsce wzrokiem - całkowicie nie pasowało do skromnej kawiarni.  Długi stolik barowy, dwa wysokie krzesła i szafka ścienna pełna butelek z alkoholem. Jaki był cel wstawiania baru do "Słonecznika", zapytał się Arthur. Co kierowało właścicielem?

O ladę opierał się blondyn o niebieskich oczach. Minę miał lekko smutną, jakby chciało mu się płakać, ale jednocześnie nie potrafił. Kurczowo zaciśnięte dłonie trzymał na blacie.

Arthur odruchowo ocenił mężczyznę wzrokiem. Przejechał spojrzeniem po muskulaturze i zgarbionej sylwetce. Pozbiera się, uznał w myślach. To nie jest typ kogoś, kto po tragedii rzuca się z mostu. Chciał zapytać go o imię, ale zrezygnował. Będzie jeszcze na to czas.

- Przepraszam? -  spytał, opierając się o ladę. - Przyszedłem zobaczyć ciało.

Wzdrygnął się, gdy spoczęło na nim pełne wściekłości spojrzenie niebieskich oczu. To faktycznie było mało taktowne, zganił się w myślach. Nie powinienem się tak zwracać do ludzi.

- Przepraszam. Znaczy ja chciałem tylko... Znaczy ja... Tylko... Zobaczyć... Nie, no... Ciało - skończył bezradnie Arthur. Nie umiał ubrać tego zdania w żadne bardziej subtelne słowa.

Blondyn westchnął i zgarbił się. 

- W porządku. Tamte drzwi - powiedział cicho, wskazując palcem w prawo. Arthur obrócił się. Stał tuż przed stalowymi drzwiami do kuchni.

- Dziękuję - powiedział niepewnie. Blondyn tylko usiadł i zasłonił twarz, wydając z siebie coś w rodzaju prychnięcia.

***

Kuchnia również była dziwna. Zdecydowanie za duża jak na małą kawiarnię, w której podaje się ciasto i kawę.

Przypominała raczej zaplecze restauracji. I to sporej.

Swoim zwyczajem Arthur najpierw bacznie się rozejrzał. Pod większością pokrytych płytkami ścian stały kuchenki, zlewy i szafki. Podobny zestaw ułożono na środku pomieszczenia, dzięki czemu żeby przejść trzeba było prześlizgnąć się przez wąskie korytarze po obu jego stronach.

W bliższym, tuż po jego prawej, leżało ciało. Arthur ominął je wzrokiem. Zaraz porządnie mu się przyjrzy. Zanotował w myślach, że "ten korytarz" kończył się okienkiem do odbierania naczyń. 

W dalszym, prowadzącym do drzwi, o szafki opierały się cztery osoby. Albinos z czerwonymi oczami, który ubrany był w czarną skórzaną kurtkę, blondynka w białym fartuszku, brązowowłosy młodzieniec z lekkim przestrachem patrzący przed siebie, oraz chłopak o spłoszonym spojrzeniu. Co dziwne, ostatni miał na głowie gogle.

[APH] Sprawa kawiarni "Słonecznik"Where stories live. Discover now