To mój brat

260 43 7
                                    

Łazienka okazała się chyba najnormalniejszą częścią kawiarni. Była po prostu ciasnym pomieszczeniem z dwoma kabinami, lustrem, umywalkami i szafką. O ścianę pokrytą beżowymi płytkami opierał się chłopak, którego Arthur widział wcześniej w kuchni. Miał jasnobrązowe włosy, fioletowe oczy i okulary na nosie. Ubrany był w beżową kurtkę, na rękach miał robocze rękawiczki. "Matthiew Williams" głosiła jego plakietka. Na dźwięk otwieranych drzwi obrzucił wchodzącego nieśmiałym spojrzeniem.

- On tego nie zrobił - powiedział na powitanie. Jego głos był dziwny - jednocześnie pełen pasji i nieśmiały. - On nigdy by nikogo nie zabił.

Arthur odruchowo poczuł do chłopaka sporą sympatię. Zignorował rzucony przez niego komentarz i podszedł do jednej z umywalek.

W lustrze zobaczył odbicie poważnego człowieka o blond włosach i zielonych oczach, nad którymi widać było krzaczaste brwi. Rękawiczki na rękach, koszula i płaszcz dodawały mu lat i autorytetu. Uśmiechnął się krzywo do samego siebie. Znowu wszedł w rolę poważnego śledczego. Chyba musi trochę przystopować.

- Kim on dla ciebie jest? - spytał miękko, ściągając rękawiczki z palców. Starannie ukrywał przed chłopakiem wierzch lewej dłoni. Przy okazji zerknął na zegarek - dwunasta dwadzieścia trzy. Matthiew zadrżał.

- Skąd pan...

- Od razu odruchowo go bronisz, jakbym chciał go skrzywdzić - Arthur ochlapał twarz wodą. - No i od razu poszedłeś mu pomóc, chociaż reszta pracowników nie wygląda na nastawioną do niego zbyt entuzjastycznie. Oczywiście moglibyście być tylko znajomymi, i to sugerowałyby inne nazwiska, ale...

- Jest moim przyrodnim bratem - chłopak przerwał mu, błagalnie podnosząc wzrok. - Dlatego mamy inne nazwiska. Ale od zawsze byliśmy razem i bardzo mi na nim zależy.

- Rozumiem.

- Reszta załogi nie przepada za nim za bardzo, ponieważ jest nowy. Załatwiłem mu tę pracę dopiero jakieś dwa tygodnie temu. To za krótko, żeby oswoić się z nowym współpracownikiem, zwłaszcza, jeśli reszta jest zżyta i zna się bardzo długo.

Słowotok Matthiew nagle ucichł.

- Przepraszam. Po prostu się o niego martwię.

- To naturalne - Arthur wyprostował się, wziął rękawiczki i oparł się o ścianę koło Williamsa. - Powiedz mi, jakim człowiekiem jest twój brat?

- Co? - chłopak ciągle nie podnosił wzroku.

- Wiem, że to nie jest typowe pytanie śledczego, ale...

- Jest dobrym bratem. Często mnie ignoruje i jest impulsywny, ale w gruncie rzeczy to dobra osoba, naprawdę. Nigdy by nikogo nie zabił.

- Nie sądzę, że to on jest mordercą - powiedział Arthur, uśmiechając się pocieszająco do Matthiew. - Spokojnie.

Drzwi jednej z kabin otwarły się. Ze środka wytoczył się blady jak ściana Jones. Williams natychmiast poderwał się i chwycił go za ramiona.

- Alfred! Nic co nie jest? Jesteś blady!

Chłopak odepchnął Matthiew, a później oparł się o umywalkę i cały ochlapał się wodą. Wyglądał na mocno zszokowanego.

- Dobrze go znałeś? Ofiarę?

Wzrok Alfreda przesunął się po bracie i zatrzymał się na Arthurze, który niewzruszenie opierał się o ścianę z założonymi rękami.

- Co cię to obchodzi? - rzucił opryskliwie.

- Alfred! On jest z policji! - Matthiew powiedział to zaskakująco pewnie.

- To co?

- Zachowuj się!

[APH] Sprawa kawiarni "Słonecznik"Where stories live. Discover now