Ostatnie dni dla Harry'ego były bardzo dziwne. Do końca wakacji zostało niecałe trzy tygodnie, a on po raz pierwszy chyba nie chciał tam wracać. W domu Syriusza bardzo mu się spodobało i niechętnie chciał go opuszczać, ale nie miał wyboru. Zastanawiał się co zrobi z Saphirą. W końcu nie może zabrać jej ze sobą do Hogwartu. Po pewnym czasie wydałoby się, że ma smoka. Myślał o Hagridzie, ale wątpił by wytrzymał nie mówiąc nikomu o swoim nowym pupilku, wiedząc, że ma duże skłonności alkoholowe.
Jedyną opcją byłoby zostawić ją tutaj, razem z Syriuszem. Przy niej byłby bezpieczny i byłoby jej tu chyba najlepiej. Black zdążył już przyzwyczaić się do smoka, który czasem chodził sobie po domu jak gdyby nigdy nic, a także do dziewczyny, która zachowywała się jakby mieszkała tu od zawsze. Oswoił się z myślą, że to jedna i ta sama osoba. Zajęło mu to kilka dni, ale już po tygodniu czuł się swobodniej.
Harry coraz więcej czytał i znał już całą teorię na temat przydatnych mu zaklęć, czekał tylko aż będzie mógł je wypróbować w Hogwarcie. Żałował tylko, że nie może czarować podczas wakacji, bo bardzo by mu się to przydało do ćwiczeń, a jako wybraniec powinni mu dać taki przywilej.
Codziennie od piątej rano biegał wraz z Syriuszem przez dwie godziny, po czym wracali i dopiero coś jedli. Przez resztę dnia robili co chcieli, dopiero wieczorem wracali do poważnych ćwiczeń. Obaj zmienili swoje ciało i wyglądali teraz mężniej.
Byli jak bracia. Doskonale się rozumieli, a także myśleli podobnie. Harry stał się przez to bardziej rozluźniony i pewniejszy siebie. Czasami mówił sobie „żyj chwilą" i korzystał z życia jak tylko mógł, mimo zagrożenia jakie czekało na niego za rogiem.
⚡⚡⚡
Tego dnia Harry wstał wcześniej i podziwiał wschód słońca znad morza. Odprężał przez to swój umysł i dawał sobie wtedy chwilę na całkowicie rozluźnienie. Była 4:28 kiedy na niebie zobaczył czarną plamę szybko przemieszczająca się. Pierwszym jego skojarzeniem był to duży ptak, ale stanowczo za szybko się przemieszczał. Na początku pomyślał, że mu się coś przywidziało z niewyspania, ale potem był już prawie pewny tego co zobaczył. Postanowił jednak to sprawdzić i z szafki obok biurka wyjął jeden z prezentów od Syriusza. Była nim magiczna lornetka, dzięki której był już pewny, że to jeden z nich.
~Czyżby już wiedzieli, że nie mieszkam na Privet Drive? Przeprowadzka została zatajona na wszelki wypadek, gdyby Voldemort chciał zaatakować. Ma szczęście wszystko poszło zgodnie z planem. Czy to był już ten moment? Ale dlaczego poleciał dalej? Nie powinien wylądować w okolicy? - zastanawiał się.
Po chwili śmierciożerca zniknął mu z oczu. Niewiele przez to rozumiał, ale czuł gdzieś w głębi, że stanie się dziś coś złego...
* * *
Dochodziła godzina piąta, Harry zszedł na dół, by jak codziennie o tej porze pobiegać z Syriuszem. Niestety na stole w kuchni zastał tylko karteczkę z krótką wiadomością.
„Harry musiałem szybko udać się do Londynu. Wrócę za kilka godzin. Nie wychodź z domu. W razie czego wezwij Bellę ona będzie wiedziała co robić.
Syriusz."Przeczytał to i usiadł na krześle rozmyślając nad czymś. Pół godziny temu widział śmierciożercę przelatującego niedaleko jego domu, ale nie widać było by lądował gdzieś w pobliżu, jedynie przelatywał. Potem znika Syriusz. Jest drobne powiązanie, ale dlaczego napisał, że wezwanie do Londynu, skoro Londyn jest w przeciwną stronę dokąd leciał śmierciożerca? Może to po prostu przypadek? Albo Syriusz go okłamał...
Harry nie wiedział co robić. Nie powinien wychodzić, ale już raz prawie go stracił... Jeśli dziś mu się coś stanie, nie wybaczyłby sobie tego. Mimo iż nie był pewny gdzie on teraz przebywa postanowił sprawdzić miejsca w których mógłby się znajdować. Wyszedł z kuchni pewnym krokiem i skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Złapał za klamkę, ale ta ani drgnęła. Zaczął szarpać lecz na próżno. Sprawdził także okna, niestety te też były zamknięte. Cholera. Przeklął sam siebie w duchu i wrócił do kuchni.
***
Po czterech godzinach chodzenia w te i z powrotem po domu, Harry usiadł w salonie, podpierając głowę rękami. Nie miał pojęcia co się stało z jego ojcem chrzestnym, ale miał nadzieję, że naprawdę jest w Londynie.
-Harry spokojnie, na pewno nic mu nie jest... - próbowała uspokoić go Saphira, która została obudzona przez Harry'ego gdy próbował rozbić okno w swoim pokoju, tak samo jak w kilku poprzednich pomieszczeniach - Na pewno zaraz wróci - kontynuowała.
Potter nic się nie odezwał. Naprawdę się o niego martwił i nawet nie starał się tego ukryć przed Saphira. Wstał i podszedł do okna wpatrując się w dal. Dziewczyna postanowiła już nic nie mówić. Podeszła do niego i delikatnie go obięła. Ten nie oddał uścisku, ani jej także nie odsunął. Potrzebował odrobiny czułości, ale w tym momencie nie umiał tego okazać. Po chwili Saphira odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy, uśmiechając się.
W jednej chwili stało się wszystko.
Usłyszeli kroki za drzwiami, po czym wyleciały one z hukiem i upadły na podłogę. Błysło oślepiającym światłem i wbiegła przez nie kobieta w czarnej szacie podtrzymując rannego Syriusza. Harry w momencie pojawił się przy nich i pomógł położyć Blacka na kanapie w salonie, który stracił wtedy przytomność. Rękaw jego szaty był cały zakrwawiony, a twarz cała w głębokich rozcięciach... Wyglądał jakby go torturowali.
Kobieta, która go przyprowadziła zaczęła rzucać na niego zaklęcia leczące, które Harry rozpoznał po ruchach jej ust. Znał je z jednej z ksiąg, które przeczytał.
-Saphiro, podaj mi szybko eliksir odtruwający - powiedziała kobieta robiąc szybkie ruchy różdżką nad ciałem Syriusza.
Harry stał jak kamień przyglądając się działaniu kobiety. Nie miał możliwości pomocy mu, więc tylko przyglądał się z boku cały blady. Gdy usłyszał imię swojej smoczycy - przyjaciółki podniósł wzrok na kobietę, która go wymówiła. Saphira po chwili zastanowienia, jakby poznała wołający ją głos i pobiegła po potrzebny eliksir.
-Kim ty... - zaczął ale nie dane było mu dokończyć. W tym samym momencie Syriusz zaczął rzucać się po kanapie a z ust zaczęła cieknąc mu biała piana.
-Cholera! Syriusz dasz radę, nie poddawaj się... proszę - mówiła twardym głosem brunetka.
Saphira wróciła i podała mu eliksir, ale nie pomógł.
-Nie... - wyszeptała kobieta klęcząc przy ciele Blacka.
Harry zadziałał instynktownie. Pobiegł do kuchni i wyjął z szafki bezoar. Wrócił i podał go kobiecie, która znowu zaczęła machać różdżką nad ciałem Syriusza.
-To - powiedział krótko.
-Masz rację - stwierdziła i wepchnęła Syriuszowi do gardła lek.
Po chwili uspokoił się i zaczął oddychać spokojnie. Kobieta wstała i popatrzył na niego delikatnie wzdychając.
-Za kilka godzin się obudzi - powiedziała i zaczęła kierować się w stronę drzwi.
-Zaczekaj! - krzyknął za nią Harry - Kim jesteś? I kto mu to zrobił? - pytał podchodząc do niej.
-On - wskazała na kanapę - powinien sam Ci powiedzieć. - Zakończyła i wyszła nie odwracając się za siebie.
-
------
Przepraszam za opóźnienie. Mówiłam że będzie wcześniej, ale nie dałam rady z powodu czasu, którego mi brakło ://
Rozdział także sprawdzony tylko na telefonie, ponieważ nie mam możliwości by sprawdzić go na laptopie :<
Za błędy przepraszam :/ 👌
![](https://img.wattpad.com/cover/75958016-288-k559848.jpg)
CZYTASZ
Harry Potter i Ojciec Chrzestny
FanficHarry kończy piąty rok w Hogwarcie. Na początku wakacji Syriusz i Harry zamieszkują ze sobą. Co będzie dalej? Czy Harry znajdzie kogoś, kto go pokocha? Kim jest Saphira? Czy uda mu się pokonać Voldemorta? I kto mu w tym pomoże? Tyle pytań - nie...