rozdział XXIX

121 16 6
                                    

-Ja prowadzę!-krzyknęła Marika

*--*

Po długim i męczącym mnie dniu, no i zastanawiania się nad całą sprawą,postanowiłam odpocząć..

Podreptałam do łóżka i wzięłam telefon do ręki..Ciekawiło mnie co jeżeli bym napisała do niego wiadomość? Pewnie nic by się nie stało,bo w końcu zmienił numer..Ale no cóż,warto spróbować.

Nie.

To zły pomysł.

Co jeżeli by odczytał? Przecież do mnie nie wróci.Ułożył sobie życie z inną,muszę się z tym pogodzić.Życie toczy się dalej.

Co ja mówię.

On jest dla mnie jak tlen..Bez niego usycham.

Mam tego dość.

Zaczęłam płakać,to wszystko moja wina..To przeze mnie teraz go przy mnie nie ma.To ja zawiniłam.

Nie mam już dla kogo żyć..Moje życie w tym czasie się kończy..

Poszłam do kuchni.Sięgnęłam po nóż.
Moje dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć,ale to przez nerwy.Wiem to.
Uchyliłam nadgarstek i przełożyłam ostrze do skóry.
Bałam się,tak strasznie się bałam.
Pierwszej rany,jak i konsekwencji.

Zrobię to.

Powinnam cierpieć,jeszcze bardziej niż kiedykolwiek..Bo..Bo nikt mnie nie chce.Jestem bezużyteczna,dla nikogo nic nie warta?Dla rodziny,byłego chłopaka,który najwidoczniej miał mnie już dość...Tak..Tak jak wszyscy.

Zaczęłam się obwiniać.W końcu zrobiłam pierwsze cięcie..Bolało że japierdole..Ale należało mi się.To moja wina.TO DO CHUJA MOJA WINA!

Nagle zrobiło mi się słabo na widok krwi,która płynęła strumieniem po nadgarstku.Chwilę potem straciłam równowagę.Upadłam.

Nic więcej nie wiem..Być może dalej leżę na chłodnej podłodze,z ranami na nadgarstku? Tego nie wiem.Ale jedno wiem..Umrę.

*Perspektywa Mariki*

Dzwoniłam do tej małej gnidy,ale ta nie odbierała..Co ona robi do chuja?! Byłyśmy umówione.

Cały czas włącza się poczta głosowa..Mam już dość.

JADĘ DO NIEJ.

*--*

Podjechałam pod jej dom..Dzwoniłam dzwonkiem do drzwi,ale nikt nie otwierał.Jednak widziałam zapalone światło u niej w pokoju.Musi tam być.

Weszłam bez zapytania do jej domu.To co zobaczyłam,odjęło mnie z nóg.

Na środku kuchni,Martyna a wokół niej kałuża krwi.

Podeszłam do niej,zaczęłam akcje ratunkową..Niestety to nic nie dało.

Czym prędzej dzwoniłam pod odpowiedni numer na karetkę..Wyjaśniłam całą sprawę.i byli po dosłownie 10 minutach,co było dla mnie wiecznością,patrząc na porcelanowe,blade ciało Martyny,które stawało się coraz to zimniejsze.

Zanim się obejrzałam,ratownicy wnosili na nosze moją przyjaciółkę.

Zapytałam czy mogę z nimi jechać,oni odpowiedzieli na tak,więc ruszyłam.z nimi wsiadając do karetki.

Kurczowo trzymałam ją za dłoń,która była zimna,pozbawiona jakiejkolwiek duszy.

*-*

Przewieźli ją na salę operacyjną,a ja zaczęłam się zastanawiać czy nie zadzwonić do Kamila.

Po co się zastanawiać?

Wzięłam do ręki telefon,i wybrałam numer do niego.

Odebrał po dwóch sygnałach.

-Umm..Hej Kamil.-zaczęłam się jąkać.

-No hej..Co tam?-Gdy usłyszałam jego głos,coraz szybciej zaczęło bić moje serce.

-Jest okey..Tylko mógłbyś przyjechać na ten główny szpital?

-Tak oczywiście..A coś się stało?-zapytał.

-Stało się..Lena jest w szpitalu,niestety nie wiem co z nią i co sobie zrobiła,ale jedno wiem..Jesteś tu potrzebny.-powiedziałam.

-Za chwilę będę..To Paa Marika!

-Do zobaczenia Kamilu..-powiedziałam i zaraz potem się rozłączyłam.

*-*

Zanim się obejrzałam,Kamil był już w szpitalu,i siedział razem ze mną przed salą.

-No...To..Chcesz coś do picia?-zaproponował..

-Nie dzięki..Kawa jest tu okropna,już próbowałam..Wolałabym wypić skiśnięte mleko,niż to ohydztwo.

-Haha..A coś do jedzenia?

-Żelki..Musza być kwaśne,bo innych nie jadam.

-Jak sobie życzysz skarbie..-O KURWA!? ON MNIE NAZWAŁ SKARBIE..

-Czekaj..Stój..Od kiedy jestem twoim skarbem?-zapytałam niepewnie..

-A co?Nie podoba Ci się?

-Nie no..Podoba..Nawet bardzo.-te ostatnie dwa słowa powiedziałam ciszej.

-To okey..Ja idę po twoje żelki..

*-*

Wkrótce przyszedł z żelkami..Tak jak sobie życzyłam, są kwaśne.

-Dziękuję za żelki..Chcesz jednego?-zapytałam przeżuwając jednego.

-A poproszę..-podałam mu paczkę,a ten nie wziął.

-No co jest?Bierzesz czy nie? Są zajebiste więc trudno byłoby nie wziąść.-powiedziałam.

-Moje dłonie są bezwładne..Musisz mnie nakarmić..

-Pff..Japierdziele..Jak z dzieckiem.No dobra.-wzięłam do ręki jednego z żelek i wsadziłam go do ust Kamila.

-Z twojej dłoni smakuje jeszcze lepiej..-rzekł a mi się gorąco zrobiło.

-Pff..Nie przyzwyczajaj się..-tak..Zgrywałam niedostępną..

-Kiedyś będzie tak codziennie.

-Tak tak..W twoim snach kochany.

-Moje sny już się sprawdziły,teraz pora na rzeczywistość.

-To ona sobie jeszcze poczeka..

-wmiawiaj sobie..-odparł,a z drzwi prowadzących do sali wyszedł lekarz.













Jestem z nowym rozdziałem,który pojawia się o 00:50 bo tak..A co..Tak.Nie mogę spać,wybaczcie ja jestem nocnym markiem..Pozdrawiam Autorka AKA Martyna.


A Jeśli Pewnego Dnia,będę Musiał Odejść?/Youtube\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz