7

11.7K 523 16
                                    

- Oliwia przyjedzie, też się za tobą stęskniła — powiedziałam do przyjaciela, gdy ten wkładał talerze do zmywarki i czyścił kuchnie po naszych zawodach.

- O, to super. Mogłabyś mi pomóc, aa nie tak stoisz i tylko przyglądasz — naburmuszył się, opierając dłonie na biodrach.

- No wiesz ty co — spojrzałam na niego, udając zdziwioną — Nie ja nabrudziłam, to po pierwsze. Po drugie nawet nie dostałam naleśnika, a po trzecie ja nadzoruję, żebyś ładnie posprzątał.

- Jakbyś nie dodała do ciasta cukru, który moja droga nie uwierzysz, ale się pali, to twój naleśnik by się nie spalił. Twoja wina.

- Moja wina ? Chyba sobie żartujesz — spojrzałam na niego z oburzeniem, na co tylko łobuzerko się uśmiechnął. Prychnęłam jednocześnie, krzyżując dłonie na piersi i udałam obrażoną.

- Ej tylko się nie obrażaj — spojrzał na mnie, - Anne no — zrobił minę słodkiego pieska, podchodząc do mnie — nie bądź taka — mruknął i mocno mnie przytulił.

- Dobra, dobra już mi przeszło. Nie umiem się na ciebie obrażać — zaśmiałam się.

- Cześć Kochani! - głos przyjaciółki oderwał mnie od chłopaka. Oboje spojrzeliśmy w kierunku wejścia, gdzie po chwili pojawiła się uśmiechnięta Liv.

Jak zawsze nienagannie ubrana. Wszystko idealnie do siebie pasowało, a delikatny makijaż, piegi i zrobione rumieńce dodawały jej uroku. Podeszła do nas z rozłożonymi ramionami, by po chwili zamknąć nas w niedźwiedzim uścisku.

- Emil tak bardzo tęskniłam — mruknęła głosem przepełnionym czułością — i za tobą też, chociaż nie widziałyśmy się tylko parę godzin — spojrzała na mnie.

Nasz trójka wróciła znowu tak jak dawniej. Znowu byliśmy razem i mogliśmy cieszyć się z głupot, jakie przychodziły nam do głów. Zjedliśmy wspólnie pizze, śmiejąc się, gdy wspominaliśmy dawne czasy.

Po południu zjedliśmy jeszcze obiadokolację, którą tym razem Emil zrobił sam. Nie to, że nie chciałyśmy mu pomóc. Jednak, gdy Liv skaleczyła palca, krojąc ogórka, a ja zamiast dwóch łyżeczek, dałam dwie łyżki, zwyczajnie wygonił nas z kuchni. Koniec końców, gdy Emil rządził w kuchni, ja z Liv oglądałyśmy Minionki.

- Słyszałaś, że dzisiaj jest ognisko ? - zapytała, tym samym zmuszając mnie do zatrzymania bajki.

- Tak — mruknęłam.

- Dziewczyny ! Chodźcie, już gotowe — usłyszałyśmy wołanie przyjaciela.

Podniosłam się z kanapy, wyciągając pomocną dłoń do Liv, która siedziała na dywanie.

- Zimno mi, pójdę na górę się przebrać i zaraz przyjdę — mruknęłam do przyjaciółki, na co ta skinęła głową i udała się do kuchni.

Wbiegłam schodami na górę, wchodząc do pokoju i już miałam się kierować do garderoby, gdy na krześle zauważyłam czarną bluzę. Przypomniało mi się, że Tom przez całe zamieszanie zapomniał jej zabrać. Westchnęłam i poszłam po dresy, gdy już je ubrałam, spojrzałam ponownie na bluzę chłopaka, wzięłam ją do rąk i przytuliłam do nosa.

Boże, ale pachnie, przymknęłam oczy, zaciągając się zapachem.

Koniec końców założyłam ją na siebie, bo była naprawdę ciepła i zeszłam na dół do przyjaciół.

Wchodząc do kuchni, usiadłam obok Emila i zaczęłam jeść.

- Liv mówi, że dzisiaj na plaży jest ognisko — chłopak spojrzał na mnie, przerywając tym samym jedzenie posiłku.

- Wiem. Tom mi powiedział, gdy tu był.

- Tom tu był ? - spytała dziewczyna.

- Yhm — mruknęłam, przełykając kawałek mięsa.

- W każdym razie idziemy — bardziej stwierdziła, niż zapytała. - Emil też idzie.

- Idę ? - chłopak zapytał zdezorientowany.

- Tak, będzie Lara.

- Lara Hamlet ? - spytałam, odsuwając talerz.

- Nic prawie nie zjadłaś — spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie zmartwiony — nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wróciłaś do tego.

- Och nie, daj spokój Emil, po prostu jednak nie byłam taka głodna po tej pizzy — mruknęłam — Lara wie, że on jest ? - zwróciłam się do przyjaciółki.

- Tak, dlatego warto byłoby się spotkać. Przecież kiedyś ci się podobała.. - zerknęła na przyjaciela.

- Kiedyś, dobrze powiedziane.. - mruknął.

Wcale mu się nie dziwię, Lara zawsze była naszą przyjaciółką. Emil do pewnego momentu darzył ją naprawdę wielkim uczuciem. Pytał i zwierzał się, gdy już nie wiedział co, ma robić. Naprawdę momentami był w stanie zrobić dla niej naprawdę wszystko, a w zamian dostał totalnego kosza. Lara wtedy wybrała naszego kolegę, który w tamtym czasie był kapitanem szkolnej drużyny, nie trwało to długo, bo chyba po dwóch miesiącach przeprowadził się z rodziną do Europy i w ogóle się nie kontaktował. Emila wtedy to bardzo zabolało i długo nie poruszał nawet jej tematu, nie mówiąc o żadnych spotkaniach z jej udziałem. Wydaje mi się, że to przez tę sytuację nagle stwierdził, że kocha mnie.

- No ale nie chciałbyś się z nią spotkać ? - zapytałam, uśmiechając się delikatnie.

- W sumie to, co się zdarzyło było bardzo dawno i byliśmy gówniarzami — mruknął — może warto.

- Dobra. W takim razie trzeba posprzątać i będziemy się zbierać. Zajedziemy jeszcze do sklepu, a ty mój drogi mi pomożesz — Liv spojrzała na chłopaka z uśmiechem.

Po kilkunastominutowej rozmowie, opierającej się głównie na temacie ogniska, wstaliśmy wreszcie od stołu. Sprzątanie nie zajęło nam dużo czasu, więc po siedemnastej Liv, zabierając ze sobą Emila, pojechali do domu.

Znowu zostałam sama. Postanowiłam wziąć kąpiel, powolnym krokiem poszłam na górę do łazienki, gdzie przygotowałam sobie kąpiel, rozpoczynając od wrzucenia soli do kąpieli, zapaleniu świeczek, a kończąc na wlaniu płynu. Wsunęłam jedną nogę, by po chwili zanurzyć się w wodzie. Wzięłam do rąk telefon, zaczęłam przeglądać strony internetowe. Odwiedziłam kilka mediów społecznościowych i weszłam na swojego Tumblr'a, przeglądając go od góry do dołu, zreblogowałam kilka postów, a także odpowiedziałam na parę wiadomości.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał osiemnastą trzydzieści, więc wypadałoby się w końcu zebrać, jeśli mam iść, a tym bardziej zdążyć. Chociaż szczerze mówiąc, naprawdę nie chce mi się na nią iść.

Namydliłam ciało swoim ulubionym żelem pod prysznic i umyłam włosy. Opłukałam się dokładnie z piany i chcąc wyjść, poślizgnęłam się, jednocześnie robiąc fikołka pod wodą, żeby tego było mało, uderzyłam głową o kran.

- KURWA ! - wydarłam się, czując, jak pulsuje mi głowa. Podjęłam kolejną próbę wyjścia z wanny i szybko udałam się do lustra. Kropelki spływające z mojej mokrej głowy połączyły się z krwią, która sączyła się z rozciętej rany w okolicach skroni. Owinęłam ciało ręcznikiem, przykładając do rany papier z nadzieją, że uda mi się to jakoś zatamować.

Westchnęłam bezradnie.

Wyjęłam z szafki apteczkę, szukając w niej gazy, którą przyłożyłam do rany i zalepiłam plastrem. W szybkim czasie dotarłam do garderoby, gdzie ubrałam pierwsze lepsze czarne legginsy i tego samego koloru koszulkę. Wybiegłam z pokoju, ruszając schodami w dół, chwyciłam kluczyki od samochodu, które leżały w salonie i pobiegłam do korytarza. Spojrzałam w lustro.

Nie jest aż tak źle, pomyślałam. No dobra jest bardzo źle, gaza mi już przesiąkła.

Złapałam za klamkę, otwierając drzwi. Chciałam już wychodzić, gdy zatrzymał mnie widok stojącego Toma, wyglądał, jakby właśnie miał pukać.

- Tom ? Co ty, tu robisz ? - spojrzałam na niego zupełnie bez emocji — nie wybieram się na plaże, możesz być spokojny.

Chłopak spojrzał na mnie w końcu, a jego oczy momentalnie się powiększyły. Wszedł do środka, a właściwie wprosił się, podchodząc do mnie bliżej.

- Jasne. Możesz wejść — mruknęłam ironicznie.

- Co ci się stało ? - przyglądał mi się, a w jego oczach mogłam dojrzeć, strach ?

- Co cię to obchodzi. Daj mi spokój i wyjdź — otworzyłam mu drzwi, ledwo się uśmiechając.

- Musisz jechać z tym do szpitala, zwiozę cię — ignorując to, co powiedziałam, wziął ode mnie kluczyki i złapał za rękę, kierując się w stronę samochodu.

- Thomasie, oddaj mi klucze. Sama sobie poradzę — zatrzymałam się.

- Nie marudź. Nie zostawię cię teraz samej, chodź — pociągnął mnie za rękę.

Po dłuższej chwili oporu odpuściłam. Jest wyższy, silniejszy i tak bym nic nie zdziałała, a on i tak postawiłby na swoim. Usiadłam na miejscu pasażera, czekając, aż szanowny pan także wsiądzie. Odpalił samochód i włączył się do ruchu. Nigdy nie mówiłam, że jeździ wolno, bo nie jeździ. Jedyny plus, jaki mogę mu przyznać to taki, że chociaż uważa. Sama płynność prowadzenia auta powoduje, że człowiek nie boi się z nim jechać.

- Więc co ci się stało ? - zapytał, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.

- Przewróciłam się, gdy chciałam wyjść z wanny i uderzyłam się to tyle.

I na tym zakończyła się nasza rozmowa.

Trzydzieści minut zajęło nam dotarcie pod szpital, chłopak wyszedł, otwierając mi drzwi i pomógł wyjść z samochodu. Skierowaliśmy się do wejścia.

- Dzień dobry, moja dziewczyna rozcięła skroń, podejrzewam, że jest to do zszycia. - powiedział do starszej kobiety siedzącej na recepcji.

MOJA DZIEWCZYNA ?? Co on w ogóle opowiada, spojrzałam na chłopaka, gromiąc wzrokiem. To Chyba jakiś żart, poza tym i tak go nie wpuszczą, musiałby być moją rodziną, a nie tylko chłopakiem.

- Twoja dziewczyna ? Naprawdę masz bujną wyobraźnię — zaśmiałam się od razu, czując większy ból.

Kobieta zawołała z gabinetu lekarza, który spojrzała na mnie, odlepiając mój 'opatrunek'. Spojrzała na Toma, a potem na mnie.

- Zapraszam do gabinetu zabiegowego, rana jest dość głęboka.

DO ZABIEGOWEGO !?

Lekarz zaprowadził nas do gabinetu, podchodząc od razu do biurka i wypisując jakąś karteczkę, zwrócił się w końcu do mnie.

- Proszę usiąść na fotelu. - powiedział.

Zrobiłam, jak kazał. Podszedł i odlepił mi plaster. Spojrzałam na Toma, uśmiechnął się smutno.

- Przemyję pani ranę, ma ją pani głęboką, więc potem ją zszyje.- kiwnęłam nerwowo głową, czując po chwili ból i szczypanie, uczucie jakby ktoś wypalał to miejsce. Zacisnęłam powieki, powstrzymując jednocześnie łzy, które cisnęły mi się do oczu.

Zerknęłam na lekarza, który szykował już igłę i inne potrzebne mu rzeczy, jedną dłoń położył mi na czole, a druga wraz z igłą niebezpiecznie zbliżyła się do mojego czoła.

- Może zaboleć, ale proszę się nie ruszać, inaczej mogę zrobić Pani krzywdę. - powiedział, uśmiechając się do mnie.

Poczułam ukłucie, na co zacisnęłam mocno pięści, a po chwili spojrzałam na dłoń, czując na niej przyjemne ciepło. Tom trzymał mnie za rękę, patrząc mi w oczy i uśmiechając się lekko.

- Będzie dobrze mała, dasz radę — powiedział to tak cicho, że chyba tylko ja to usłyszałam.

- Gotowe — powiedział i przylepił mi jeszcze plaster — Przepiszę Pani leki przeciwbólowe i maści. Powinna pani smarować ranę dwa razy w ciągu dnia, żeby blizna nie była później tak bardzo widoczna. - wręczył mi receptę.

Oboje podziękowaliśmy za pomoc i skierowaliśmy się w stronę wyjścia.

- Uch, dziękuję — mruknęłam, gdy oboje siedzieliśmy już w samochodzie.

- Nie masz za co, gdyby było trzeba, zrobiłbym to jeszcze raz. To ja powinienem przeprosić, za moje dzisiejsze zachowanie przy Emilu — mruknął, w międzyczasie odpalając samochód. Ruszył w stronę domu.

It is what it is ( w trakcie poprawek )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz