14

10.5K 460 4
                                    

Przebudziłem się, przelatując wzrokiem wszystko na około. No tak, jestem w namiocie dziewczyn, spojrzałem na dziewczynę, która spała wtulona w poduszkę, a jej włosy lekko opadały na policzek. Uważając, by jej nie obudzić, ostrożnie wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, 6:37. Po krótkim zastanowieniu nachyliłem się do dziewczyny i złożyłem delikatnego całusa przy jej skroni, następnie odkrywając się powoli, skierowałem do wyjścia z namiotu. Poranne, świeże, a zarazem chłodne powietrze, zderzyło się z moim ciałem, gdy tylko postawiłem pierwsze kroki na ziemi, zamknąłem za sobą namiot i przeciągnąłem się, prostując kości.

Miejsce, w którym się zatrzymaliśmy, jest mi naprawdę dobrze znane, gdy byłem mały, dziadek zawsze zabierał mnie tutaj na ryby, pamiętam to bardzo dobrze. Były to chyba najlepsze chwile w moim życiu, zaraz po tym, jak zostawił nas ojciec. Wstąpiłem do namiotu chłopaków, po swoje rzeczy i skierowałem się w stronę jeziora. Tak szczerze, to jestem ogromnie wdzięcznym moim dziadkom, tyle dla mnie zrobili i zawsze przyjmowali mnie z otwartymi ramionami, gdy uciekałem z domu. Babcia wtedy była jedną kobietą, którą szczerze kochałem i wiedziałem, że mogę jej powiedzieć o wszystkim, na tę myśl na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

W stronę jeziora szło się około dziesięciu minut, leśną i dobrze przejrzystą dróżką, dookoła której rosły różnego rodzaju krzaki i drzewa, były też małe krzewy z jagodami. Z lasu wychodzi się na polanę porośniętą wysoką trawą i stokrotkami. Jest to naprawdę najlepsze zaciszne miejsce, jakie znam. Podszedłem do brzegu, zdejmując z siebie koszulkę i spodenki. Odetchnąłem głęboko i zrobiłem pierwszy krok do wody, a potem kolejny i kolejny. Przekląłem pod nosem, gdy lodowata woda zaczęła sięgać mi powyżej pasa.

- To nie spa ! Nie oczekuj bąbelków i ciepłej wody ! - usłyszałem za plecami, śmiejącego się Mike'a.

- Spieprzaj! - pokazałem mu środkowy palec.

- Musimy pogadać !

- Ech, no dobra ! Już zawracam ! - w ciągu sekundy cały się zanurzyłem i zacząłem płynąć do brzegu, następnie wyszedłem z jeziora i stanąłem obok przyjaciela — No więc, co się dzieje ?

- Pamiętasz naszą umowę? Zresztą głupie pytanie, oczywiście, że pamiętasz.

- Do rzeczy Mike — mruknąłem, czując, że to może być większy orzech do zgryzienia, niż myślałem.

- Widzę, jak patrzysz na Olgę i jak starasz się nie wybuchnąć, gdy Collin albo inny chłopak jest w pobliżu niej — spojrzał na mnie, w międzyczasie siadając na trawie. - Znamy się od urodzenia, nie oszukasz mnie.

- No i co w związku z tym ? - usiadłem obok niego.

- Cała ta umowa nie ma sensu. Powinniśmy sobie odpuścić — mruknął, co wywołało u mnie krótki śmiech.

- Mówisz to tylko dlatego, że przed wyjazdem tutaj przeleciałeś moją kuzynkę i nie chcesz, by Liv się o tym dowiedziała. Dlatego prawisz mi morały o tym wszystkim, dobrze myślę ?

- To dla mnie nic nie znaczyło — warknął.

- Nie mniej jednak się zdarzyło, więc mówienie teraz o umowie jest bez sensu.

- Mieliśmy po szesnaście lat, ta umowa to gówno — mruknął — trzymamy się jej jak bryły złota i nic dobrego z tego nie mamy. Co my mogliśmy wiedzieć wtedy o miłości ? Nic.

- Pieprzenie. Nie wiedzieliśmy i nadal nie wiemy, raczej tylko myślimy, że to może być to. Stary wykorzystały nas dwie dojrzałe kobiety, Alice była dla mnie wszystkim, cieszyłem się jak głupi, gdy mówiła mi, że jestem dla niej ważny — spojrzałem pusto, w kołyszącą się taflę wody.

- Pamiętam, jak w dwudzieste ósme urodziny Alice, Diana powiedziała mi, że to koniec — zaśmiał się krótko — wtedy myślałem, że ją kocham, a ona mnie.

- Jedyne co one kochały, to gdy były przez nas ruchane — warknąłem.

- Tom, czy możemy zerwać tę umowę ?

- Rób, co chcesz Mike. Jest mi to obojętne.

- Zależy mi na tym, bo zrozumiałem, że kocham Olivię — zacząłem się śmiać.

- Co ty w tym momencie chrzanisz ? Dlaczego mówisz, że ją kochasz ? Skoro pieprzyłeś moją kuzynkę dwa dni temu, a poza tym szczerze tego nie rozumiem. Olivia uważa, że jestem męską dziwką, nie akceptuje mnie i potrafi tylko i wyłącznie oczerniać. Twierdzi, jaki to ja nie jestem arogancki, rozpieszczony i samolubny, że nie mam serca, bo zależy mi wyłącznie na seksie. O tobie do niedawna miała takie samo zdanie i ty tak po prostu mówisz, że ją kochasz.

- Daj spokój Tom, już jej przeszło — mruknął.

- Nie rozśmieszaj mnie. Nie mogę się zbliżyć przy niej nawet do Olgi. Myśli, że mam wszystko, bo ojciec daje mi pieniądze. W jej oczach jestem nikim. A ty chcesz wszystko zamazać wyznaniem miłosnym i sądzisz, że nigdy się nie dowie o zdradzie — podniosłem się z trawy i otrzepałem spodenki.

- No, a nie jest tak ? Dobra przyznaje, nie byłem jakiś wierny i na początku mi na niej nie zależało w ogóle, ale ona mnie zmienia każdego dnia — mruknął. Chwila, czy on właśnie ?

- Czy ty właśnie przyznałeś jej rację co do mojej osoby ? - spojrzałem na niego.

- Stary, nie chcę się kłócić, ale tak jest prawda. Jesteś rozpieszczonym bachorem, który nie potrafi się nawet zbliżyć do dziewczyny, która mu się podoba, bo zaraz wszystko chrzanisz. Nie obchodzi cię co się dzieje dookoła ciebie. Nie zwracasz uwagi na to, ile osób ranisz, w tym swoją matkę, do której sam nie wiem o co, masz pretensję. Chłopak słynny z tego, że codziennie ma nową laskę do przelecenia. Jesteś z siebie dumny ? Moim zdaniem zwyczajnie boisz się poczuć cokolwiek, bo nie chcesz, by ktoś ponownie cię zranił tak, jak ojciec — podniósł się i stanął ze mną twarzą w twarz.

- Uważaj lepiej na słowa — warknąłem.

- Mówię tylko, jak jest. Odejście ojca cholernie cię zabolało, a ty nie potrafisz się do tego przyznać, a tym bardziej dopuścić do siebie kogokolwiek. Wyżywasz się na matce, jakby była temu winna. Nie potrafisz zrozumieć, że ojciec ma nową rodzinę, a ciebie ma głęboko w dupie, ale takie jest życie Tom !

W tym momencie coś we mnie pękło. W głowie w kółko powtarzałem sobie to, co powiedział Mike. Przypomniałem sobie dzień, w którym ojciec nas zostawił, to jak wykrzyczałem matce, że to jej wina i uciekłem z domu. Podniosłem wzrok na chłopaka, który przyglądał mi się z bólem w oczach, dobrze wiedział, jak bardzo mnie to dotknęło. Wie, że stałem się taki właśnie po odejściu ojca, a jednak mi to wypomina. W pewnym momencie zacisnąłem pięść i wymierzyłem mu prawy sierpowy, powalając go na ziemie.

- Co ty robisz !? - spojrzał na mnie i podniósł szybko, a tym samym oddając mi cios — Jesteś głupszy, niż myślałem !

- Zamknij się ! - popchnąłem go, tak że ponownie upadł na ziemie. Złapał mnie za nogę, ciągnąc i tym samym przewracając obok siebie, zaraz po tym znalazł się nade mną i uderzył kolejny raz.

- Sam się zamknij ! Dlaczego nigdy nie potrafisz się przyznać do błędu ?! - zrzuciłem go siebie i oddałem uderzenie.

- Jesteś chory ! - warknął, szarpiąc się ze mną.

- Chłopaki ! - usłyszałem głos Dave'a, który podbiegł do mnie i szybko odciągnął. Mike zerwał się od razu z ziemi i już chciał ruszyć w moją stronę, gdy złapał go Justin.

- Zostawcie nas, to nasz sprawa — warknął Mike, próbując wyszarpać się z objęć Justina.

- I mam rozumieć, że chcecie się pozabijać ?! - warknął tym razem Dave.

- Po prostu Thomas jest niezrównoważony psychicznie i nie rozumie, co się do niego mówi — mruknął Mike, a jednak słyszałem wszystko, co do słowa.

- Zamknij pysk! — warknąłem w jego stronę i spróbowałem wyszarpać z uścisku Dave'a.

- Nie zachowujcie się jak bachory ! Pewnie kłócicie się o pierdołę, a wyglądacie jak po walce mma ! - stwierdził Justin.

Faktycznie, Mike nie wyglądał najlepiej. Zakrwawiony nos i struga krwi sącząca się powoli z wargi. Pewnie wyglądałem tak samo albo i gorzej, w końcu to on kiedyś ćwiczył boks.

- Łatwo ci powiedzieć, ja z tym debilem jestem w jednym namiocie — powiedział chłodno Mike.

- Mówisz chyba o sobie — warknąłem i tym samym wyrwałem się z uścisku Dave'a, ruszając w stronę przyjaciela, który sam wyrywał się w moją stronę. Już miałem wymierzyć cios, gdy ramiona Dave'a ponownie mnie złapały i odciągnęły od chłopaków.

- Idź i sobie ulżyj, żeby ci napięcie zeszło — warknął Mike.

- Masz rację, pójdę do Olivii tak, jak ty pobiegłeś do Natalie — zaśmiałem się, patrząc na niego zupełnie bez emocji.

- Odwołaj to ! - wyrwał się i podbiegł do mnie, uderzając mnie, tak że upadłem obok nóg Dave'a. Usiadł na moich biodrach i zaczął uderzać, dopóki go nie odepchnąłem, oddając ciosy do momentu, aż Dave mnie ponownie odciągnął. Wytarłem dłonią krew spływającą mi z nosa.

- Jezus ! Mike ! - spojrzałem w stronę przerażonej Olivii, która biegła teraz w naszą stronę — Co wam odbiło ? Jak ty wyglądasz — widać było, że jest na granicy, by się nie rozpłakać.

- Nic, chodźmy stąd — chłopak spojrzał na mnie chłodno i obejmując dziewczynę ramieniem, skierowali się w stronę namiotów.

- Opatrzę ci to. Coś cię boli ? - słyszałem jeszcze z daleka zatroskany głos Liv.

- Już się uspokoiłeś ? - zwrócił się do mnie Justin — Możemy cię zostawić ?

- Co wam w ogóle odwaliło ? - mruknął pretensjonalnie Dave.

- Nie ważne. Już jest w porządku, możecie mnie zostawić — usiadłem przy brzegu jeziora.

- Na pewno ? - zapytał niepewnie Justin.

- Kurwa, powiedziałem, że tak! — warknąłem.

- Ja z nim zostanę — usłyszałem ten spokojny i delikatny głos, który rozpoznałbym wszędzie.

- Może tobie uda cię go okiełznać, ale najpierw go poskładaj — mruknął Dave i odszedł po chwili z Justinem.

Siedziałem bez ruchu i wpatrywałem w spokojną taflę jeziora. Nie miałem na tyle odwagi, by odwrócić się i spojrzeć jej w oczy. Nie wiem co, mógłbym jej powiedzieć. Jej kroki było słychać coraz bliżej, aż w końcu kucnęła przede mnie, a na jej twarzy pojawił się delikatny, ledwo widoczny uśmiech. Podniosłem wzrok na jej osobę, w jej oczach było coś na kształt smutku. Sięgnęła bez słowa do niewielkiej torby, którą ze sobą przyniosła i wyciągnęła podręczną apteczkę. Otworzyła ją i odłożyła na trawę, wyjęła wacik i nasączyła go wodą, a następnie zaczęła delikatnie obmywać mi twarz z krwi.

- Powiedz, gdy cię zaboli — mruknęła, w międzyczasie biorąc nowy wacik i powtarzając czynność.

- Dlaczego nic nie mówisz ? - zapytałem w końcu po dłuższej chwili.

- A co mam mówić ? Pobiłeś się właśnie z najlepszym przyjacielem, obaj wyglądacie tragicznie i chyba nie chcę wiedzieć, o co poszło — tym razem biorąc nowy wacik, nasączyła go wodą utlenioną i przemyła rany, to nawet nie bolało, nie czułem zupełnie nic.

-To nie było nic ważnego, by o tym mówić — mruknąłem.

- Nie wydaję mi się, żeby było tak, jak mówisz, ale nie będę cię zmuszała, żebyś mi powiedział — wyciągnęła z apteczki wazelinę, smarując mi niektóre miejsca.

- Mogę cię o coś poprosić ? - zapytałem.

- No słucham.. - spojrzała na chwilę w moje oczy.

- Pamiętam, że zawsze na każdych apelach i uroczystościach śpiewałaś solo. Mogłabyś coś zaśpiewać ? Cokolwiek.

- Cokolwiek ? - zapytała, na co kiwnąłem potwierdzająco głową.

Spojrzałem na dziewczynę, wyglądała, jakby nad czymś myślała, po chwili jednak uśmiechnęła się i sięgając do apteczki po plaster, zaczęła najpierw nucić melodię, by potem zacząć śpiewać. Jej delikatny i piękny głos był najlepszym lekarstwem na wszystkie złe rzeczy.

- Aime-moi dans la neige, aime-moi sous le soleil, aime-moi la peau beige dans les fleurs de vermeilles — spojrzała na mnie, kończąc śpiew prawie szeptem i lekko się uśmiechnęła.

- Masz naprawdę cudowny głos. Nie wiedziałem nawet, że potrafisz francuski..

- No tak jakoś wyszło, że nauczyłam się go kilka lat temu — mruknęła — przetłumaczyć ci ?

- Jakbyś mogła, chociaż samo wykonanie już jest szokujące — zaśmiałem się krótko.

ANNE POV:

- Kochaj mnie w śniegu. Kochaj mnie pod słońcem. Kochaj moją beżową skórę w kwiatach jaskrawoczerwonych — uśmiechnęłam się lekko.

- To naprawdę piękne tak, jak twój głos. Jest kojący.

- Dziękuję.

Zapanowała chwilowa cisza, którą rozpraszał tylko śpiew ptaków. Wciąż trudno patrzy mi się na jego poobijaną twarz, podejrzewam, że nie poszło o byle co. Nie wygląda najlepiej, wręcz wydaje się czyś podłamany, zasmucony. Podniosłam dłoń, kładąc ją na policzku chłopaka i zaczęłam delikatnie gładzić.

- Na pewno szybko się pogodzicie — szepnęłam i chcąc nie chcąc, czułam, że muszę go przytulić, co też zrobiłam. Na początku w ogóle nie zareagował i dopiero po dłuższej chwili odwzajemnił uścisk.

Jest mi go tak bardzo żal, jest, jaki jest, ale to dobry chłopak. Stara się, chociaż nie zawsze mu to wychodzi dobrze, to i tak próbuje naprawiać błędy. Każdy człowiek spotkany na naszej drodze nie staje na niej przypadkiem. Niektórzy mieli nas skrzywdzić, a inni uratować. Jeszcze inni mieli robić i jedno, i drugie. Thomas zdecydowanie należy do tej drugiej grupy ludzi.

- Jadłaś coś dzisiaj ? - moje przemyślenia, przerwało pytanie chłopaka, spojrzał na mnie, ledwo się uśmiechając.

- Nie za bardzo — mruknęłam nieśmiało, a na potwierdzenie moich słów, zaburczało mi w brzuchu.

- No słyszę właśnie — zaśmiał się — chodź, zabiorę cię w pewne miejsce — podniósł się, wyciągając dłoń w moją stronę.

- No niech ci będzie — złapałam dłoń chłopaka, czując w brzuchu dziwne uczucie, gdy splótł razem nasze palce i biorąc wcześniej moją torbę, ruszył w tylko sobie znanym kierunku.

- Spodoba ci się — uśmiechnął się do mnie chyba pierwszy raz szczerze, odkąd tutaj siedzieliśmy. Taki uśmiech podoba mi się u niego najbardziej.

Pogoda była idealna na spacer, mimo że nie miałam pojęcia dokąd, prowadzi mnie chłopak. Promienie słońca przeciskały się między gęstym lasem, co dodawało tylko uroku całej przestrzeni. Nie było też zimno i to chyba najbardziej mnie cieszyło, bo od dawna planowałam położyć się i poopalać, ale szczerze mówiąc, od początku wakacji nie było tak pięknej pogody, jak dziś. Zerknęłam na chłopaka, który szedł spokojnie, kciukiem gładząc moje knykcie, wyglądał, jakby nad czymś myślał, co chwilę mrużył brwi, co wyglądało naprawdę zabawnie, ale zauważyłam, że robi tak za każdym razem, gdy nad czymś myśli.

Poczułam delikatne rumieńce, które pojawiły się na mojej twarzy. Kurczę, naprawdę zwracam uwagę na takie drobnostki ? Uświadamiając to sobie, odwróciłam wzrok od chłopaka, ziemia wtedy wydała mi się bardziej interesująca.

It is what it is ( w trakcie poprawek )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz